Christopher Nolan oraz Greta Gerwig bardzo dużo ględzą w „Oppenheimerze” i „Barbie”, abyśmy przypadkiem nie przegapili przesłania, które chcą nam zaserwować. Tymczasem Lars von Trier już w pierwszych minutach swojego dzieła pokazuje nam, czym jest prawdziwa magia kina. Wystarczyło kilka klasycznych montażowych sztuczek, żebym z sali kinowej przeniosła się przed telewizor z wypukłym kineskopem, do Danii w lata 90. I tak jak w tamtych czasach dziwiła się, że ktoś w ogóle mógł stworzyć taki serial.
„Królestwo” powraca po 25 latach z trzecim sezonem „Exodus”, by w końcu pozamykać wszystkie najważniejsze wątki. Trier zwodzi nas z typową dla siebie nonszalancją już od pierwszego odcinka. W trakcie napisów końcowych mówi, że stał się bardziej nieśmiały, nie chce już wszystkiego podważać, jednak w rzeczywistości pozostaje tak samo bezkompromisowy jak zawsze. Drwi bez żadnych skrupułów z politycznej poprawności, Szwecji, medycyny, ezoteryki, nauki. Manewruje między dobrem a złem, aby ostatecznie wszystko poprzekręcać i pomieszać. Nie podarował sobie również mnie. Tej, która siedzi w kinie studyjnym, wcina wysublimowane przekąski i jest taka „ą” i „ę”, bo wytrzymuje z „poważnym” i „ambitnym” kinem pięć godzin. A ja w dodatku jestem mu za to wdzięczna.
Czytaj więcej
W przypadku transseksualizmu przeszliśmy z jednej skrajności w drugą – od pseudonaukowych terapii do wymogu pełnej akceptacji wszystkich postulatów aktywistów trans. Tymczasem o żadnym naukowym konsensusie nie może być mowy. W tej kwestii nauka ma do powiedzenia tylko jedno: pożyjemy, zobaczymy.
Jednak „Królestwo: Exodus” nie jest żadną postmodernistyczną zabawą kinem, gdzie fabuła ginie pod naporem farsy i odniesień. Wszak najważniejsza jest tutaj opowieść tocząca się w tytułowym szpitalu Królestwo, który zmaga się z nieodpowiedzialnym zarządzaniem, dziwacznym personelem, duchami oraz najazdem apokaliptycznych sił zła. A widz otrzymuje całkiem smaczne połączenie „Miasteczka Twin Peaks”, „The Office” oraz „Szpitalu na peryferiach”. Trierowi starcza również sił na przełamanie czwartej ściany i to nie za pomocą takich banalnych środków, jak zwrot aktora do kamery, aby powiedział kilka słów do widza.
Oczywiście po 25 latach nie mogliśmy spotkać się ze wszystkimi postaciami znanymi z poprzednich sezonów. Czas jest nieubłagany – panią Drusse zastąpiła lunatyczka Karen, a nieprzejednanego Szweda Stiga Helmera wymieniono na jego syna. I to właśnie Karen będziemy towarzyszyć przez większość czasu, tylko na chwilę spotykając się z innymi. Niemniej to wystarczy – historia wciąż mówi o nich, dostarczając nam odpowiedzi na pytania, które dręczyły nas przez 25 lat.