"Królestwo: Exodus”: Nihilista w szpitalnej kaplicy

Jak się żegnać z kinem, to właśnie tak. Lars von Trier pomimo choroby powraca do swojego głośnego „Królestwa” z lat 90.

Publikacja: 25.08.2023 17:00

"Królestwo: Exodus”, reż. Lars von Trier, dystr. Gutek Film, film do obejrzenia w kinach na pokazach

"Królestwo: Exodus”, reż. Lars von Trier, dystr. Gutek Film, film do obejrzenia w kinach na pokazach przedpremierowych

Foto: mat.pras.

Christopher Nolan oraz Greta Gerwig bardzo dużo ględzą w „Oppenheimerze” i „Barbie”, abyśmy przypadkiem nie przegapili przesłania, które chcą nam zaserwować. Tymczasem Lars von Trier już w pierwszych minutach swojego dzieła pokazuje nam, czym jest prawdziwa magia kina. Wystarczyło kilka klasycznych montażowych sztuczek, żebym z sali kinowej przeniosła się przed telewizor z wypukłym kineskopem, do Danii w lata 90. I tak jak w tamtych czasach dziwiła się, że ktoś w ogóle mógł stworzyć taki serial.

„Królestwo” powraca po 25 latach z trzecim sezonem „Exodus”, by w końcu pozamykać wszystkie najważniejsze wątki. Trier zwodzi nas z typową dla siebie nonszalancją już od pierwszego odcinka. W trakcie napisów końcowych mówi, że stał się bardziej nieśmiały, nie chce już wszystkiego podważać, jednak w rzeczywistości pozostaje tak samo bezkompromisowy jak zawsze. Drwi bez żadnych skrupułów z politycznej poprawności, Szwecji, medycyny, ezoteryki, nauki. Manewruje między dobrem a złem, aby ostatecznie wszystko poprzekręcać i pomieszać. Nie podarował sobie również mnie. Tej, która siedzi w kinie studyjnym, wcina wysublimowane przekąski i jest taka „ą” i „ę”, bo wytrzymuje z „poważnym” i „ambitnym” kinem pięć godzin. A ja w dodatku jestem mu za to wdzięczna.

Czytaj więcej

Transrewolucja: nauka, fobia, ideologia

Jednak „Królestwo: Exodus” nie jest żadną postmodernistyczną zabawą kinem, gdzie fabuła ginie pod naporem farsy i odniesień. Wszak najważniejsza jest tutaj opowieść tocząca się w tytułowym szpitalu Królestwo, który zmaga się z nieodpowiedzialnym zarządzaniem, dziwacznym personelem, duchami oraz najazdem apokaliptycznych sił zła. A widz otrzymuje całkiem smaczne połączenie „Miasteczka Twin Peaks”, „The Office” oraz „Szpitalu na peryferiach”. Trierowi starcza również sił na przełamanie czwartej ściany i to nie za pomocą takich banalnych środków, jak zwrot aktora do kamery, aby powiedział kilka słów do widza.

Oczywiście po 25 latach nie mogliśmy spotkać się ze wszystkimi postaciami znanymi z poprzednich sezonów. Czas jest nieubłagany – panią Drusse zastąpiła lunatyczka Karen, a nieprzejednanego Szweda Stiga Helmera wymieniono na jego syna. I to właśnie Karen będziemy towarzyszyć przez większość czasu, tylko na chwilę spotykając się z innymi. Niemniej to wystarczy – historia wciąż mówi o nich, dostarczając nam odpowiedzi na pytania, które dręczyły nas przez 25 lat.

Czytaj więcej

„365 dni”, „Sex Education” i kobiety za Konfederacją. Feminizm pod rękę z konserwatyzmem

Jednocześnie nie wszystko w ostatnim akcie „Królestwa” okazało się arcydziełem. Ostatnie odcinki są zdecydowanie słabsze, widać, że Trier trochę się pogubił i nie do końca wie, jak to wszystko zakończyć. Szkoda, że zupełnie porzucono wątek szalonego profesora Bondo, a Pontopidan nie jest nawet w połowie tak zacny i pokręcony, jak Einar. Mimo że dostaliśmy o jeden odcinek więcej niż w poprzednich sezonach, można odczuć, że reżyser chciałby dostać jeszcze więcej czasu. Niemniej nieubłagany Wielki Książę pod postacią Willema Dafoe przypomina mu, że teraz czeka już na niego wyłącznie pandemonium.

Lars von Trier „Królestwem: Exodus” wieńczy swoją karierę filmową. Praca nad nim odciągnęła go od kłopotów w życiu prywatnym, a także choć na chwilę oddaliła widmo zdiagnozowanej u niego choroby Parkinsona. Dzięki swojej renomie mógł też pozwolić sobie na więcej niż w latach 90. Zdjęcia kręcono w rzeczywistym szpitalu Królestwo, a nie w studio. A sama premiera trzeciego sezonu odbyła się w szpitalnej kaplicy. Jednak są to już ostatnie nuty jego twórczości. I nihilizmu, któremu pozostał wierny do samego końca.

Christopher Nolan oraz Greta Gerwig bardzo dużo ględzą w „Oppenheimerze” i „Barbie”, abyśmy przypadkiem nie przegapili przesłania, które chcą nam zaserwować. Tymczasem Lars von Trier już w pierwszych minutach swojego dzieła pokazuje nam, czym jest prawdziwa magia kina. Wystarczyło kilka klasycznych montażowych sztuczek, żebym z sali kinowej przeniosła się przed telewizor z wypukłym kineskopem, do Danii w lata 90. I tak jak w tamtych czasach dziwiła się, że ktoś w ogóle mógł stworzyć taki serial.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi