Dominik Derlicki: Najgorsze jest odmawianie

Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby ludzie mogli godnie żyć i się rozwijać w miejscu swojego zamieszkania, w swoim kraju. Żeby nie musieli porzucać swojego domu i tułać się po świecie jako uchodźcy - mówi Dominik Derlicki, szef misji Caritas Polska na Syrię, Liban i Jordanię.

Publikacja: 17.11.2023 10:00

Dominik Derlicki: Najgorsze jest odmawianie

Foto: East News

Plus Minus: Jak trafiłeś do Caritas?

Odkąd pamiętam byłem zainteresowany pracą społeczną i pomaganiem innym. Przez prawie dziesięć lat byłem harcerzem, potem działałem jako wolontariusz w różnych akcjach i projektach zarówno w Polsce, jak i za granicą. Z czasem to się naturalnie przerodziło w zawód. Zacząłem pracować w polskich i międzynarodowych organizacjach pozarządowych. Jedną z nich była Caritas i tam już zostałem.

Zanim trafiłeś na Bliski Wschód, byłeś długo w Afryce. Co cię w niej urzekło, co przeraziło?

Wiele osób pewnie pomyśli, że urzekła mnie natura – dzikie zwierzęta, Kilimandżaro, wodospad Wiktorii itd., ale mnie najbardziej urzekli ludzie. Są bezpośredni, autentyczni i łatwo nawiązują kontakt z drugim człowiekiem, czego nam brakuje w świecie zachodnim. Jest to bardzo odświeżające i za tym najbardziej tęsknię. Trzeba również pamiętać, że to ogromny, zróżnicowany kontynent, gdzie każdy kraj ma swoją niepowtarzalną specyfikę kulturową, językową czy geograficzną. Wiążę się to też z unikalnymi problemami w każdym przypadku. Dla mnie najbardziej przerażającą czy raczej smutną sprawą była tradycja obrzezania kobiet. Jest ona w wielu krajach nielegalna, ale nadal jest powszechnie stosowana, szczególnie wśród odosobnionych społeczności, z dala od wielkich miast i ośrodków władzy. Tej bolesnej procedurze dziewczyny są poddawane często w bardzo młodym wieku i po angielsku wprost nazywa się to okaleczaniem żeńskich narządów płciowych (female genital mutilation). Byłem zszokowany i zdruzgotany, kiedy sobie uświadomiłem, że większość kobiet z plemienia Masajów, które znałem i z którymi pracowałem na północy Tanzanii, często świetnie wykształconych, aktywnych społecznie, pracujących zawodowo, była obrzezana. Mam nadzieję, że ta praktyka kulturowa szybko odejdzie w zapomnienie. Inną rzeczą, która przeraziła mnie w Afryce, była stosunkowo niska wartość ludzkiego życia dla lokalnych polityków i decydentów. Na przełomie lat 2020 i 2021 pracowałem akurat w Ugandzie. Trwała wtedy kampania wyborcza, w której wyniku Yoweri Museveni został po raz szósty z rzędu prezydentem. W trakcie tej kampanii wyborczej zginęło ponad 50 osób, a minister bezpieczeństwa powiedział wprost, że policja ma strzelać po to, żeby zabić.

Tam jest zupełnie inny wymiar ludzkiej biedy od tego, który znamy?

Tak, za każdym razem, gdy wracam do Polski, jestem pozytywnie zaskoczony, jak wszystko dobrze tutaj działa – od komunikacji miejskiej po służbę zdrowia. W Zambii nikt nie protestuje i nie wychodzi na ulicę, jeśli nie ma prądu przez 24 godziny albo i dłużej. W Ugandzie w przeddzień wyborów odcięto kraj od internetu na kilka dni bez zważania na koszty społeczne i ekonomiczne. Przez ponad 100 godzin bez internetu gospodarka Ugandy zanotowała straty w wysokości 9 mld dolarów amerykańskich. Stracili wszyscy, którzy potrzebują online do pracy – od banków po kierowców Ubera.

Jeszcze gorzej było, kiedy wprowadzono obostrzenia związane z pandemią koronawirusa. Pracowałem wtedy dla Caritas Czechy w Zambii. Wielu ludzi w Afryce nie ma kont bankowych, gdzie trzymaliby oszczędności, które pozwoliłyby im jakoś przetrwać w trakcie kryzysu. Ludzie żyją z dnia na dzień i ciężko pracują każdego dnia, żeby przetrwać. Naprawdę każdego dnia, niezależnie od tego, czy jest to święto, czy niedziela. Nie mogą sobie pozwolić na przerwę, bo wtedy nic nie zarobią. Jeśli danego dnia nie pójdą do pracy, nie otworzą sklepiku, nie pójdą na targ sprzedać warzyw z ogródka, to po prostu nie będą mieli jak nakarmić swoich rodzin wieczorem. Dla nich obostrzenia były dramatem.

Na czym polega pomoc Caritas w Afryce?

Caritas Polska pomaga tam w trzech głównych obszarach: dożywiania, edukacji i pomocy medycznej. Robimy to na dwa sposoby. Część projektów realizujemy we współpracy z misjonarzami bezpośrednio dla lokalnych społeczności, w których pracują. Są to przeróżne projekty – od budowy szkół i przedszkoli w Kamerunie, Ruandzie i Zambii, po zakup sprzętu medycznego i leków w Demokratycznej Republice Konga czy Republice Środkowoafrykańskiej.

Innym sposobem pomocy jest realizowanie projektów z lokalnymi organizacjami z sieci Caritas, np. z Caritas Mauretania czy z Caritas OCADES w Burkina Faso, gdzie dystrybuowane są paczki z żywnością, a także mleko w proszku i odżywki dla niemowląt. Projekty dożywiania są prowadzone również m.in. w Sudanie Południowym, Etiopii i Madagaskarze.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Przyspieszać integrację czy nie

Dlaczego stamtąd uciekłeś?

Nie uciekłem, tylko raczej wróciłem do korzeni, czyli do Bliskiego Wschodu. Obie prace dyplomowe na Uniwersytecie Warszawskim napisałem na temat społeczności muzułmańskich, część studiów magisterskich zrobiłem w Turcji. Zjechałem Bliski Wschód wzdłuż i wszerz – od Egiptu po Iran. Jestem autorem artykułów i przewodnika po regionie, więc kiedy pojawiła się możliwość pracy dla Caritas Polska w Libanie i Syrii, to z niej skorzystałem.

Jak długo jesteś na Bliskim Wschodzie?

Od 2021 r. mieszkam na stałe w Bejrucie, ale moja przygoda z Bliskim Wschodem zaczęła się w 2008 r. od studiów magisterskich w Stambule.

Uchodźcy z Syrii to szczególne wyzwanie.

Dokładnie, szczególnie, że Liban to relatywnie niewielkie państwo. Mieszka tutaj ok. 800 tys. oficjalnie zarejestrowanych uchodźców z Syrii, ale szacuje się, że Syryjczyków jest w istocie dwukrotnie więcej. W sześciomilionowym Libanie stanowią oni jedną czwartą społeczeństwa. To ogromny ciężar dla libańskiej gospodarki i społeczeństwa, zwłaszcza w trakcie obecnego kryzysu.

Jacy to ludzie? Z kim się głównie spotykasz?

To nie jest jednorodna grupa. Jest ich w Libanie półtora miliona, więc to cały przekrój syryjskiego społeczeństwa. Od nauczycieli i artystów po kucharzy i rolników. Od chrześcijan po muzułmanów.

W Polsce się ich mitologizuje. Czy rzeczywiście są forpocztą jakiejś zmiany cywilizacyjnej?

Ja tego nie widzę. Ci, którym udaje się w końcu wyrwać z Syrii czy Libanu, są zazwyczaj młodzi, dobrze wykształceni i otwarci, więc się szybko zintegrują. Zresztą o wiele częściej marzą o Niemcach czy Szwecji, gdzie mają już krewnych, a nie Polsce, chociaż część oczywiście trafia do naszego kraju. Nawet ostatnio pomogliśmy jednej syryjskiej rodzinie o polskich korzeniach w przeprowadzce do Polski.

Jak im pomagacie?

Uchodźcom i migrantom w Libanie pomaga nasza organizacja partnerska Caritas Liban, my jako Caritas Polska skupiamy się na pomaganiu bezpośrednio w Syrii. Robimy to już od wielu lat poprzez program Rodzina Rodzinie, w ramach którego ubogie rodziny w Aleppo dostają comiesięczne wsparcie finansowe. W szczytowym momencie pomagaliśmy w ten sposób ponad 10 tys. syryjskich rodzin, obecnie w programie znajduje się ponad 4 tys. rodzin.

Wspieramy również drobnych przedsiębiorców w Damaszku i Aleppo, którzy po latach wojny chcą stanąć na nogi i rozpocząć własny biznes. Sfinansowaliśmy łącznie prawie 600 mikroprzedsiębiorstw – od zakładów krawieckich poprzez warsztaty samochodowe po gabinety dentystyczne. Nie zapominamy również o edukacji. W ramach programu Szkoła Szkole wspieramy lokalne placówki edukacyjne. Krótko mówiąc, robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby ludzie mogli godnie żyć i się rozwijać w miejscu swojego zamieszkania, w swoim kraju. Żeby nie musieli porzucać swojego domu i tułać się po świecie jako uchodźcy.

Czy ktoś jeszcze świadczy pomoc w obozach?

Tak, z uchodźcami syryjskimi pracuje kilkanaście organizacji, w tym Caritas, ale trzeba pamiętać, że tylko połowa Syryjczyków jest oficjalnie zarejestrowana jako uchodźcy. Do ok 700 tys. niezarejestrowanych żadna forma pomocy zazwyczaj nie trafia.

Niektórzy są w obozach od 12 lat. Dzieci, które się w nich urodziły, nie znają normalnego świata. Jakie mają szanse na inną przyszłość?

Z tych przypadków, które znam osobiście, to żadnych. Mówią mi, że w przyszłym roku na pewno wyjadą do Stanów, Anglii, Niemiec… Spotykam ich za rok i są dokładnie w tym samym miejscu, w tej samej sytuacji co poprzednio. Zawieszeni w życiowym, prawnym i geopolitycznym limbo. Do Syrii też nie mogą wrócić. Po pierwsze, ze względu na złą sytuację ekonomiczną, a po drugie, dlatego, że część z nich jest uznawana za dezerterów. Widziałem na własne oczy, jak mężczyzna starający się wrócić do Syrii, był na granicy zakuty w kajdanki i wyprowadzony z przejścia granicznego. Znam tylko jeden przypadek, że komuś w takiej sytuacji udało się bezpiecznie wrócić do Syrii i musiał za to słono zapłacić.

Czy oni zapadają się w swoim człowieczeństwie? Czy widzą światełko w tunelu?

Wielu z nich cierpi na choroby psychiczne, depresję, apatię, ale nadal mają nadzieję, nawet złudną, że już za rok, za dwa, za trzy będą w Anglii, Niemczech, Stanach…

Można powiedzieć, że się radykalizują? Także w sensie radykalizmu islamskiego?

Gdyby tak było, to Liban byłby wylęgarnią i bazą dla radykalizmu islamskiego, a nie jest. Może jest wręcz przeciwnie. Wielu Syryjczyków tutaj pozwala sobie na o wiele bardziej otwarty, liberalny czy zachodni styl życia niż w konserwatywnej ojczyźnie.

Czy czujesz, że czai się w nich jakaś groźba dla nas, dla Europy?

Nie, nie czuję, szczególnie że mówimy tu o krajach basenu Morza Śródziemnego, które były historycznie związane z Europą od zawsze. To nie jest Półwysep Arabski, gdzie narodził się islam i jego radykalne odmiany. Liban i Syria należały do kręgu kultury hellenistycznej, były częścią Cesarstwa Rzymskiego, imperium osmańskiego. To tymi drogami wędrowali chrześcijańscy święci i apostołowie. Był czas w historii, kiedy ten region był o wiele bardziej częścią „Europy” niż tereny dzisiejszej Polski.

Czy ludzie z obozów mają dostęp do edukacji? Opieki szpitalnej? Lekarzy?

Z dostępem do podstawowej opieki zdrowotnej nie jest tak źle, ale jeśli chodzi o szpitale czy specjalistów, to tylko połowa potrzebujących ma dostęp. Jeszcze gorzej jest z edukacją. Ponad połowa, czyli jakieś 430 tys. syryjskich dzieci nie chodzi do szkoły. Do szkoły o wiele częściej chodzą dziewczynki niż chłopcy, którzy są zmuszeni zrezygnować z edukacji, żeby zająć się pracą zarobkową i utrzymaniem rodzin.

Jak bardzo pomaga tej rzeszy ponad miliona ludzi państwo libańskie?

W bardzo niewielkim stopniu. To państwo samo potrzebuje pomocy z powodu kryzysu gospodarczego i politycznego. Od października zeszłego roku nie ma prezydenta, a krajem rządzi tymczasowy gabinet. Waluta libańska od 2019 r. straciła ponad 90 proc. swojej wartości, a koszt produktów w podstawowym koszyku żywnościowym wzrósł o prawie 2000 proc. Ponad 80 proc. gospodarstw domowych ma problemy z zaspokojeniem podstawowych potrzeb, a prawie 70 proc. jest zadłużonych. Bezrobocie sięga 30 proc. Kryzys gospodarczy, wysoka inflacja i rosnące ceny paliw, dodatkowo zaostrzone przez wojnę na Ukrainie, wpłynęły na dostawy energii elektrycznej w kraju. Właściciele prywatnych generatorów stali się głównymi dostawcami energii elektrycznej dla instytucji publicznych, sektora prywatnego i ogółu społeczeństwa. W ubiegłym roku tylko 11 proc. libańskich rodzin miało stały dostęp do prądu. Bez elektryczności, gospodarstwa domowe nie są w stanie przechowywać żywności w lodówce i ogrzewać domów zimą, a dzieci nie są w stanie się uczyć i odrabiać lekcji po zmroku. 28 proc. libańskich rodzin nie stać na opłatę rachunków za prąd. Możemy śmiało powiedzieć, że obecnie państwo libańskie ma tyle własnych problemów, że nie jest w stanie pomagać uchodźcom w wystarczający sposób.

Jakie jest nastawienie Libańczyków do uchodźców z Syrii?

Syria i Liban to trudne sąsiedztwo. Jeszcze w 2005 r. wojska syryjskie stacjonowały w Libanie i Damaszek miał dość duży wpływ na politykę wewnętrzną tego państwa. Wielu Libańczyków to pamięta i nadal żywi żal do Syryjczyków. Poza tym 1,5 miliona uchodźców to ogromne obciążenie dla tego niewielkiego państwa, które od wielu lat jest pogrążone w kryzysie. Ludzie są zmęczeni i zdesperowani, szukają łatwego kozła ofiarnego, a takim są Syryjczycy. Jak posłucha się czasem bardziej radykalnych libańskich stacji radiowych, to ludzie tam proponują naprawdę drastyczne rozwiązania kwestii syryjskiej. Z drugiej strony należy pamiętać, że kulturowo są to bardzo podobne społeczeństwa, przed wojną granicę łatwo było przekroczyć z jednej czy z drugiej strony, jest dużo mieszanych małżeństw albo libańskich rodzin o korzeniach syryjskich.

Czy czują, że Liban, to miejsce dla nich docelowe?

Definitywnie nie, są tu raczej uwięzieni – nie mogą wyjechać dalej i nie mogą wrócić do Syrii. Ostatnio Liban nawet dla Libańczyków przestał być miejscem docelowym. Wielu wyjeżdża, o ile ma możliwość. Zresztą sam wiesz. Byłeś ze mną, kiedy odwiedziliśmy jednego z libańskich beneficjentów Caritas Polska, mężczyznę chorego na raka. Jak byliśmy u niego w mieszkaniu, to powiedział, że Liban to piekło.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Milan Kundera sprowadzał nas na ziemię

Pomagacie też Libańczykom? Co to za ludzie?

Tak, Caritas Polska zwiększyło swoje zaangażowanie w Libanie po tragicznym wybuchu w porcie w Bejrucie, który miał miejsce 4 sierpnia 2020 r. Dla wielu był to symbol postępującego upadku tego państwa. Bezpośrednio po wybuchu zorganizowaliśmy transporty pomocy humanitarnej wraz z innymi organizacjami z sieci Caritas, zapewniliśmy pomoc psychologiczną, remontową i finansową osobom poszkodowanym. Wyremontowaliśmy również pięć budynków mieszkalnych z mieszkaniami socjalnymi dla ubogich mieszkańców Bejrutu. W 2021 r. włączyliśmy Liban do programu Rodzina Rodzinie, w ramach którego ubogie rodziny otrzymują comiesięczne wsparcie finansowe. Pomagamy wszystkim – od muzułmanów po chrześcijan. Nie zapominamy również o dzieciach. W poprzednich latach szkolnych wsparliśmy prawie półtora tysiąca uczniów w zakresie czesnego, w zimę rozdaliśmy 1000 kompletów ciepłych ubrań dla dzieci, dokształcamy nauczycieli, wyposażyliśmy pracownię IT. Obecnie montujemy system fotowoltaiczny w jednym z libańskich sierocińców.

Jak wygląda wsparcie dla najbiedniejszych ze strony państwa libańskiego?

Nijak. W wielu regionach kraju państwo się wycofało, rolę instytucji państwowych przejęły partie polityczne lub organizacje pozarządowe. Ostatnio jeden z naszych beneficjentów był przekonany, że otrzymywane przez niego comiesięczne wsparcie finansowe to zasiłek z ministerstwa. Był bardzo zdziwiony, kiedy mu uświadomiliśmy, że to Caritas.

Co jest w twojej pracy najtrudniejsze?

Odmawianie. Ludzie i inne organizacje kierują do mnie cały czas prośby o pomoc, zajęcie się jakąś osobą, rodziną, chorobą. Są to często niezwykle tragiczne przypadki, ale po prostu nie mam jak im pomóc, więc z bólem w sercu muszę odmawiać. Z pustego i Salomon nie naleje.

Co ci odbiera motywację?

Nadmierna papierologia i martwienie się każdego roku o to, czy będą środki na dalsze pomaganie – kontynuację już rozpoczętych projektów i nowe inicjatywy. A jak nie, to rozważanie, które projekty będzie trzeba zamknąć, gdzie obciąć budżet lokalnym partnerom, gdzie ograniczyć liczbę beneficjentów itp.

Czy praca w organizacji charytatywnej nie wyjaławia? Nie przytępia uczuć? Czy przychodzi taki moment, że dopada znieczulica? Co wtedy?

Ja bym odwrócił nieco to pytanie. Jak można pracować w organizacji charytatywnej bez znieczulicy? Moim zdaniem nie można, pewien dystans jest potrzebny. Jeśli do każdego przypadku podchodzi się emocjonalnie i całym sercem, to jest to gwarancją szybkiego wypalenia się. Popełnia się też więcej błędów, bo np. przez pół roku wydaje się środki, które powinny były starczyć na cały rok i nagle się okazuje, że beneficjenci z drugiego półrocza potrzebują o wiele bardziej pomocy niż ci z pierwszego, ale już nie ma z czego im pomóc, bo działało się emocjonalnie, a nie racjonalnie.

Pomagać należy mądrze, nie emocjonalnie. Tylko w ten sposób można wykorzystać powierzone środki właściwie – tak, że trafiają dokładnie tam, gdzie powinny, i że projekty z nich sfinansowane odpowiadają na realne potrzeby ludzi. Stosujemy w tym celu cały wachlarz narzędzi do zarządzania projektami – badamy potrzeby, konsultujemy lokalnych partnerów, rozpisujemy szczegółowo zaplanowane, stosujemy ściśle określone kryteria dla osób starających się o pomoc. W programie Rodzina Rodzinie będzie to m.in. wysokość lub brak źródeł dochodu, liczba członków rodziny, warunki mieszkaniowe; pytamy też, czy są małe dzieci, czy są osoby starsze, niepełnosprawne lub przewlekle chore, czy głowa rodziny jest samotnym rodzicem itp. W przypadku każdego kraju uwzględniamy również lokalny kontekst. W Syrii bierzemy pod uwagę to, czy rodzina była zmuszona opuścić swój dom w trakcie trwającego tam konfliktu. Z kolei w przypadku Libanu na początku braliśmy pod uwagę, czy rodzina ucierpiała w wyniku wybuchu w bejruckim porcie.

Ile jeszcze wytrzymasz na Bliskim Wschodzie?

Będę tu tak długo, jak będą środki na realizację projektów i pomaganie ludziom w potrzebie, czyli tak naprawdę będę tu tak długo, jak los i cierpienie ludzi na Bliskim Wschodzie będą bliskie Polakom – naszym wspaniałym darczyńcom bez których nie byłbym w stanie zrobić niczego. Czuję się spełniony, pomagając innym, i uważam, że jest to rodzaj powołania. Tego zawodu nie można po prostu zmienić z dnia na dzień.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Prigożyn obnażył Putina

Jak bardzo pomagają Polacy? Czy i czym się wyróżniamy na tle innych narodów, zarówno jako darczyńcy, jak i twórcy nowych projektów?

Polacy, darczyńcy Caritas, od kilkunastu lat udowadniają, że można na nich liczyć. Dzięki temu jesteśmy w stanie prowadzić nasze działania w sposób trwały, a jednocześnie rozwijać skalę pomocy. Pokazaliśmy wyraziście, na co nas stać, w lutym 2022 roku, kiedy na granicach Polski nie powstał żaden obóz dla uchodźców z Ukrainy, bo zwyczajnie nie był potrzebny. Dzisiaj w debacie publicznej toczą się różne dyskusje na temat wspierania uchodźców, nasi darczyńcy są gotowi, by odpowiadać na bieżące potrzeby, a pomoc niesiona jest nieprzerwanie. Szczególnie na Bliskim Wschodzie da się zaobserwować stałość darczyńców, którzy są gotowi do wielomiesięcznych zobowiązań w ramach programu Rodzina Rodzinie – to kluczowe dla potrzebujących, którzy mogą dzięki temu regularnie otrzymywać wsparcie. Nasi darczyńcy masowo angażują się w jednorazowe wsparcie w przypadku nagłych kryzysów i klęsk żywiołowych, takich jak np. konflikt na Ukrainie, wybuch w Bejrucie, trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii, a ostatnio w Maroko. Jako twórcy nowych projektów też mamy swoją specjalizację. Wiele międzynarodowych organizacji charytatywnych, szczególnie zachodnich, skupia się obecnie np. na pomocy psychologicznej. Jest to niezwykle ważne i też angażujemy się w takie działania, ale pomoc psychologiczna na nic się nie zda, jeśli w tym samym czasie komuś burczy w brzuchu, bo nie jadł od trzech dni. Dlatego program Rodzina Rodzinie ma pomagać ludziom w zaspokojeniu podstawowych potrzeb. Pomoc psychologiczna, edukacja, wspieranie lokalnej przedsiębiorczości to kolejne działania.

Wsłuchujesz się w głosy polityków o uchodźcach?

Mam za dużo pracy, żeby się nad tym zastanawiać. Organizacje pozarządowe i charytatywne wypełniają tę lukę, której z różnych przyczyn nie są w stanie wypełnić politycy i rządy.

Masz jakiś przesłanie do polskich polityków?

Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.

Plus Minus: Jak trafiłeś do Caritas?

Odkąd pamiętam byłem zainteresowany pracą społeczną i pomaganiem innym. Przez prawie dziesięć lat byłem harcerzem, potem działałem jako wolontariusz w różnych akcjach i projektach zarówno w Polsce, jak i za granicą. Z czasem to się naturalnie przerodziło w zawód. Zacząłem pracować w polskich i międzynarodowych organizacjach pozarządowych. Jedną z nich była Caritas i tam już zostałem.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi