Czy czujesz, że czai się w nich jakaś groźba dla nas, dla Europy?
Nie, nie czuję, szczególnie że mówimy tu o krajach basenu Morza Śródziemnego, które były historycznie związane z Europą od zawsze. To nie jest Półwysep Arabski, gdzie narodził się islam i jego radykalne odmiany. Liban i Syria należały do kręgu kultury hellenistycznej, były częścią Cesarstwa Rzymskiego, imperium osmańskiego. To tymi drogami wędrowali chrześcijańscy święci i apostołowie. Był czas w historii, kiedy ten region był o wiele bardziej częścią „Europy” niż tereny dzisiejszej Polski.
Czy ludzie z obozów mają dostęp do edukacji? Opieki szpitalnej? Lekarzy?
Z dostępem do podstawowej opieki zdrowotnej nie jest tak źle, ale jeśli chodzi o szpitale czy specjalistów, to tylko połowa potrzebujących ma dostęp. Jeszcze gorzej jest z edukacją. Ponad połowa, czyli jakieś 430 tys. syryjskich dzieci nie chodzi do szkoły. Do szkoły o wiele częściej chodzą dziewczynki niż chłopcy, którzy są zmuszeni zrezygnować z edukacji, żeby zająć się pracą zarobkową i utrzymaniem rodzin.
Jak bardzo pomaga tej rzeszy ponad miliona ludzi państwo libańskie?
W bardzo niewielkim stopniu. To państwo samo potrzebuje pomocy z powodu kryzysu gospodarczego i politycznego. Od października zeszłego roku nie ma prezydenta, a krajem rządzi tymczasowy gabinet. Waluta libańska od 2019 r. straciła ponad 90 proc. swojej wartości, a koszt produktów w podstawowym koszyku żywnościowym wzrósł o prawie 2000 proc. Ponad 80 proc. gospodarstw domowych ma problemy z zaspokojeniem podstawowych potrzeb, a prawie 70 proc. jest zadłużonych. Bezrobocie sięga 30 proc. Kryzys gospodarczy, wysoka inflacja i rosnące ceny paliw, dodatkowo zaostrzone przez wojnę na Ukrainie, wpłynęły na dostawy energii elektrycznej w kraju. Właściciele prywatnych generatorów stali się głównymi dostawcami energii elektrycznej dla instytucji publicznych, sektora prywatnego i ogółu społeczeństwa. W ubiegłym roku tylko 11 proc. libańskich rodzin miało stały dostęp do prądu. Bez elektryczności, gospodarstwa domowe nie są w stanie przechowywać żywności w lodówce i ogrzewać domów zimą, a dzieci nie są w stanie się uczyć i odrabiać lekcji po zmroku. 28 proc. libańskich rodzin nie stać na opłatę rachunków za prąd. Możemy śmiało powiedzieć, że obecnie państwo libańskie ma tyle własnych problemów, że nie jest w stanie pomagać uchodźcom w wystarczający sposób.
Jakie jest nastawienie Libańczyków do uchodźców z Syrii?
Syria i Liban to trudne sąsiedztwo. Jeszcze w 2005 r. wojska syryjskie stacjonowały w Libanie i Damaszek miał dość duży wpływ na politykę wewnętrzną tego państwa. Wielu Libańczyków to pamięta i nadal żywi żal do Syryjczyków. Poza tym 1,5 miliona uchodźców to ogromne obciążenie dla tego niewielkiego państwa, które od wielu lat jest pogrążone w kryzysie. Ludzie są zmęczeni i zdesperowani, szukają łatwego kozła ofiarnego, a takim są Syryjczycy. Jak posłucha się czasem bardziej radykalnych libańskich stacji radiowych, to ludzie tam proponują naprawdę drastyczne rozwiązania kwestii syryjskiej. Z drugiej strony należy pamiętać, że kulturowo są to bardzo podobne społeczeństwa, przed wojną granicę łatwo było przekroczyć z jednej czy z drugiej strony, jest dużo mieszanych małżeństw albo libańskich rodzin o korzeniach syryjskich.
Czy czują, że Liban, to miejsce dla nich docelowe?
Definitywnie nie, są tu raczej uwięzieni – nie mogą wyjechać dalej i nie mogą wrócić do Syrii. Ostatnio Liban nawet dla Libańczyków przestał być miejscem docelowym. Wielu wyjeżdża, o ile ma możliwość. Zresztą sam wiesz. Byłeś ze mną, kiedy odwiedziliśmy jednego z libańskich beneficjentów Caritas Polska, mężczyznę chorego na raka. Jak byliśmy u niego w mieszkaniu, to powiedział, że Liban to piekło.
Pomagacie też Libańczykom? Co to za ludzie?
Tak, Caritas Polska zwiększyło swoje zaangażowanie w Libanie po tragicznym wybuchu w porcie w Bejrucie, który miał miejsce 4 sierpnia 2020 r. Dla wielu był to symbol postępującego upadku tego państwa. Bezpośrednio po wybuchu zorganizowaliśmy transporty pomocy humanitarnej wraz z innymi organizacjami z sieci Caritas, zapewniliśmy pomoc psychologiczną, remontową i finansową osobom poszkodowanym. Wyremontowaliśmy również pięć budynków mieszkalnych z mieszkaniami socjalnymi dla ubogich mieszkańców Bejrutu. W 2021 r. włączyliśmy Liban do programu Rodzina Rodzinie, w ramach którego ubogie rodziny otrzymują comiesięczne wsparcie finansowe. Pomagamy wszystkim – od muzułmanów po chrześcijan. Nie zapominamy również o dzieciach. W poprzednich latach szkolnych wsparliśmy prawie półtora tysiąca uczniów w zakresie czesnego, w zimę rozdaliśmy 1000 kompletów ciepłych ubrań dla dzieci, dokształcamy nauczycieli, wyposażyliśmy pracownię IT. Obecnie montujemy system fotowoltaiczny w jednym z libańskich sierocińców.
Jak wygląda wsparcie dla najbiedniejszych ze strony państwa libańskiego?
Nijak. W wielu regionach kraju państwo się wycofało, rolę instytucji państwowych przejęły partie polityczne lub organizacje pozarządowe. Ostatnio jeden z naszych beneficjentów był przekonany, że otrzymywane przez niego comiesięczne wsparcie finansowe to zasiłek z ministerstwa. Był bardzo zdziwiony, kiedy mu uświadomiliśmy, że to Caritas.
Co jest w twojej pracy najtrudniejsze?
Odmawianie. Ludzie i inne organizacje kierują do mnie cały czas prośby o pomoc, zajęcie się jakąś osobą, rodziną, chorobą. Są to często niezwykle tragiczne przypadki, ale po prostu nie mam jak im pomóc, więc z bólem w sercu muszę odmawiać. Z pustego i Salomon nie naleje.
Co ci odbiera motywację?
Nadmierna papierologia i martwienie się każdego roku o to, czy będą środki na dalsze pomaganie – kontynuację już rozpoczętych projektów i nowe inicjatywy. A jak nie, to rozważanie, które projekty będzie trzeba zamknąć, gdzie obciąć budżet lokalnym partnerom, gdzie ograniczyć liczbę beneficjentów itp.
Czy praca w organizacji charytatywnej nie wyjaławia? Nie przytępia uczuć? Czy przychodzi taki moment, że dopada znieczulica? Co wtedy?
Ja bym odwrócił nieco to pytanie. Jak można pracować w organizacji charytatywnej bez znieczulicy? Moim zdaniem nie można, pewien dystans jest potrzebny. Jeśli do każdego przypadku podchodzi się emocjonalnie i całym sercem, to jest to gwarancją szybkiego wypalenia się. Popełnia się też więcej błędów, bo np. przez pół roku wydaje się środki, które powinny były starczyć na cały rok i nagle się okazuje, że beneficjenci z drugiego półrocza potrzebują o wiele bardziej pomocy niż ci z pierwszego, ale już nie ma z czego im pomóc, bo działało się emocjonalnie, a nie racjonalnie.
Pomagać należy mądrze, nie emocjonalnie. Tylko w ten sposób można wykorzystać powierzone środki właściwie – tak, że trafiają dokładnie tam, gdzie powinny, i że projekty z nich sfinansowane odpowiadają na realne potrzeby ludzi. Stosujemy w tym celu cały wachlarz narzędzi do zarządzania projektami – badamy potrzeby, konsultujemy lokalnych partnerów, rozpisujemy szczegółowo zaplanowane, stosujemy ściśle określone kryteria dla osób starających się o pomoc. W programie Rodzina Rodzinie będzie to m.in. wysokość lub brak źródeł dochodu, liczba członków rodziny, warunki mieszkaniowe; pytamy też, czy są małe dzieci, czy są osoby starsze, niepełnosprawne lub przewlekle chore, czy głowa rodziny jest samotnym rodzicem itp. W przypadku każdego kraju uwzględniamy również lokalny kontekst. W Syrii bierzemy pod uwagę to, czy rodzina była zmuszona opuścić swój dom w trakcie trwającego tam konfliktu. Z kolei w przypadku Libanu na początku braliśmy pod uwagę, czy rodzina ucierpiała w wyniku wybuchu w bejruckim porcie.
Ile jeszcze wytrzymasz na Bliskim Wschodzie?
Będę tu tak długo, jak będą środki na realizację projektów i pomaganie ludziom w potrzebie, czyli tak naprawdę będę tu tak długo, jak los i cierpienie ludzi na Bliskim Wschodzie będą bliskie Polakom – naszym wspaniałym darczyńcom bez których nie byłbym w stanie zrobić niczego. Czuję się spełniony, pomagając innym, i uważam, że jest to rodzaj powołania. Tego zawodu nie można po prostu zmienić z dnia na dzień.
Jak bardzo pomagają Polacy? Czy i czym się wyróżniamy na tle innych narodów, zarówno jako darczyńcy, jak i twórcy nowych projektów?
Polacy, darczyńcy Caritas, od kilkunastu lat udowadniają, że można na nich liczyć. Dzięki temu jesteśmy w stanie prowadzić nasze działania w sposób trwały, a jednocześnie rozwijać skalę pomocy. Pokazaliśmy wyraziście, na co nas stać, w lutym 2022 roku, kiedy na granicach Polski nie powstał żaden obóz dla uchodźców z Ukrainy, bo zwyczajnie nie był potrzebny. Dzisiaj w debacie publicznej toczą się różne dyskusje na temat wspierania uchodźców, nasi darczyńcy są gotowi, by odpowiadać na bieżące potrzeby, a pomoc niesiona jest nieprzerwanie. Szczególnie na Bliskim Wschodzie da się zaobserwować stałość darczyńców, którzy są gotowi do wielomiesięcznych zobowiązań w ramach programu Rodzina Rodzinie – to kluczowe dla potrzebujących, którzy mogą dzięki temu regularnie otrzymywać wsparcie. Nasi darczyńcy masowo angażują się w jednorazowe wsparcie w przypadku nagłych kryzysów i klęsk żywiołowych, takich jak np. konflikt na Ukrainie, wybuch w Bejrucie, trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii, a ostatnio w Maroko. Jako twórcy nowych projektów też mamy swoją specjalizację. Wiele międzynarodowych organizacji charytatywnych, szczególnie zachodnich, skupia się obecnie np. na pomocy psychologicznej. Jest to niezwykle ważne i też angażujemy się w takie działania, ale pomoc psychologiczna na nic się nie zda, jeśli w tym samym czasie komuś burczy w brzuchu, bo nie jadł od trzech dni. Dlatego program Rodzina Rodzinie ma pomagać ludziom w zaspokojeniu podstawowych potrzeb. Pomoc psychologiczna, edukacja, wspieranie lokalnej przedsiębiorczości to kolejne działania.
Wsłuchujesz się w głosy polityków o uchodźcach?
Mam za dużo pracy, żeby się nad tym zastanawiać. Organizacje pozarządowe i charytatywne wypełniają tę lukę, której z różnych przyczyn nie są w stanie wypełnić politycy i rządy.
Masz jakiś przesłanie do polskich polityków?
Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.