But od Balenciagi na stopie czy na… stole?

Czy mając na celu zaspokojenie tak podstawowej potrzeby, jaką jest ubranie człowieka, moda może ignorować ludzką anatomię i być twórcza w nieskończoność?

Publikacja: 10.11.2023 17:00

But od Balenciagi na stopie czy na… stole?

Foto: mat.pras.

Czy jacyś normalni ludzie rzeczywiście ubierają się w ten sposób lub kupują takie ubrania, czy też ta moda istnieje tylko w jakimś zamkniętym wszechświecie, gdzie interesuje tylko tych, którzy już w nim są? (…) Ludzie z całego świata gromadzą się na tym Tygodniu Mody, a targi te są uważane za na tyle ważne, że pisze o nich »New York Times«. Ale całość przypomina jakiś rodzaj sztuki ulicznej/performance Banksy’ego, gdzie tylko ci, którzy żartują, doceniają, że to tylko żart”, napisał czytelnik dziennika „New York Times” w komentarzu pod reportażem z październikowego Fashion Week (Tygodnia Mody) w Paryżu.

Inny komentarz: „Nie ma absolutnie żadnego związku pomiędzy tą absurdalnie kosztowną modą a prawdziwym życiem. Jedyne, do czego się odnosi, to sposób, w jaki bogaci marnują pieniądze, oraz wynikająca z tego potrzeba udowodnienia, że jest się wystarczająco bogatym, aby zmarnować tyle pieniędzy”.

Coraz rzadziej to, co widzimy na pokazach mody, ma coś wspólnego z tym, w co się ubieramy. Moda to dziś bardziej spektakl, forma popkultury bliższa rozrywce niż szyciu ubrań. „Fashiontainment” żywi się internetem, influencerami, festiwalami, youtuberami, imprezami, wałkuje bez końca zdjęcia i wciąż łaknie nowości. Jednak nawet ten nieustający sieciowy feed potrzebuje od czasu do czasu nowych wydarzeń na żywo, w realu, i to koniecznie z górnej półki. Czymś takim są właśnie Fashion Week, które w ciągu ostatnich 20 lat z imprez profesjonalnych, branżowych stały się spektaklami, które podziwiać może publiczność na całym świecie.

Dla branży i dla przemysłu ważne są cztery tygodnie mody: w Paryżu, Mediolanie, Nowym Jorku i Londynie. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że stolicy Francji udaje się podtrzymać niezagrożoną pierwszą pozycję. Paryski tydzień prêt-à-porter (gotowe do noszenia) uchodzi za imprezę najważniejszą, prestiżową, wyznaczającą kierunki. Mediolan stał się komercyjny; stare włoskie marki starają się jak najwięcej wyciągnąć ze swego potencjału, nie tracąc całkiem twarzy, ale wiadomo, że tutaj wszystko kręci się wokół logo. Gucci, Prada, Diesel...

Nowy Jork jest dla branży kreatywnej i dla snobów z Europy wyrocznią w sprawie młodych talentów, dla handlowców drzwiami do ogromnego rynku. Londynowi udaje się nie stracić awangardowego zacięcia i jednocześnie podtrzymać mit „old England”, który wciąż ma duże wzięcie handlowe. Kratka Burberry działa...

Na ciasną przestrzeń zajętą przez cztery stolice mody próbuje się wepchnąć coraz więcej mniejszych graczy. Z miernym sukcesem. Nawet Madrytowi, Sztokholmowi czy Kopenhadze nie udaje się wyjść poza zasięg lokalny, czytaj peryferyjny. Z naszych spraw: Łódź dawno się z mody wycofała, Warszawa nigdy na tydzień mody się nie zdobyła. W sezonie prezentuje się u nas kilku lokalnych projektantów, raczej bez szans na przebicie się przez szklany sufit. W branży, która z pozoru jest artystyczna i nieobliczalna, ale w środku rządzi się twardymi, choć trudnymi do zdefiniowania regułami.

Czytaj więcej

Martha Stewart: Z guru gospodyń domowych do bikini po 80-tce

Modele z ulicy

Na Fashion Week chodzi nie tylko o pokaz nowej kolekcji. Ten trwa zaledwie około 20 minut i niesie często przekaz mało zrozumiały dla szerszego odbiorcy. Pokaz mody to wydarzenie towarzyskie: bitwa o ściśle reglamentowane zaproszenia, targowisko plotek. Kto przyszedł, z kim, kto się spóźnił, w co się ubrał. Wiadomość, że Kim Kardashian spóźniła się na pokaz 45 minut, a inna pani zapomniała spódnicy, rozgrzewa pudelki. Jakie ubrania pokazano, jest mniej istotne.

Jeszcze kilka lat temu pokaz mogli obejrzeć tylko ci, którzy weszli do środka. Zdjęć ubrań pilnie strzeżono i nie pozwalano ich udostępniać z obawy przed kopiowaniem. Gdy nastał internet, a komórkę ma każdy, stare reguły padły. Niczego już nie da się ustrzec przed rozpowszechnianiem. Pokazy transmitowane są w sieci na żywo, kopie nowości z wybiegów ukazują się nawet równocześnie z oryginałami w markowych sklepach.

Chociaż marki dają z siebie wszystko, żeby zabłysnąć scenografią (u Hermèsa zasadzono w sali prawdziwy ogród), to kto wie, czy nie większy spektakl rozgrywa się wokół miejsca, w którym show się odbywa. Terenem równoległego widowiska jest ulica. Czekają tam najdziwniej, najbardziej ekstrawagancko ubrani ludzie, którzy przyszli specjalnie, aby zostać sfotografowani. Wielu z nich ubranych za pieniądze firm, które w ten sposób się reklamują. Grasujący wśród nich fotografowie profesjonalni i amatorscy wrzucają natychmiast zdjęcia na portale street fashion, gdzie pokazy mają swoje specjalne relacje.

Apetyt młodego konsumenta na nowości mody jest nienasycony, o karierze projektanta marzą zastępy nastolatków. Jawi się ona jako łatwy i szybki chleb, glamour i sława. Uczelnie i wydziały mody, których w Europie jest kilkadziesiąt, co rok oblegają tłumy chętnych. A setki absolwentów marzących o karierze Johna Galliano lądują w fabrykach projektujących/szyjących bluzki dla sieciówek i drobnego handlu.

But na stopie czy na stole

Anegdotę pokazującą rozziew między rzeczywistością projektantów mody a wyobrażeniem o niej opowiedział (chyba niechcący) na swoim paryskim pokazie Demna Gvasalia, pierwszoplanowa obecnie postać branży mody, szef marki Balenciaga. Uciekinier z Gruzji, zdolny samouk, ważna postać środowiska. Facet, który stał się sławny dzięki umiejętności przejmowania elementów mody ulicznej i nadawania im fantazyjnych form. Także dzięki skandalowi obyczajowemu, ale z tym jakoś szybko się uporano...

„Tego lata Loïk (partner Gvasalii – J.B.) i ja mieliśmy okropne przeżycie na południu Francji. Ludzie prosili, aby ich stolik w restauracji od nas odsunąć, ponieważ nasze czarne, za duże ubrania nadawały nam dziwny wygląd. Więc następnego dnia poszliśmy i kupiliśmy trochę ubrań, żeby spróbować się wtopić w ogół. Był to dla nas eksperyment myślowy mający na celu sprawdzenie, w jakim stopniu to, co nosimy, nas definiuje, jak postrzega nas otaczający świat, jak ubrania oddziałują na tożsamość, wewnętrznie i zewnętrznie”.

Niewątpliwie eksperymentem myślowym Demny Gvasalii było to, co pokazał na ostatnim pokazie. Groteskowo przeskalowane gigantyczne marynarki, płaszcze, spodnie oraz torebkę, która wyglądała dokładnie jak męski skórzany but wyjściowy. „Dlaczego właściwie but ma być na stopie?” – zapytał Demna. Dlaczego nie zakwestionować tej zasady?

Na imprezę pan kreator przyniósł jedną z prototypowych torebek/butów i położył ją, jak to się robi z torbami, na stole obok talerza. W jego pojęciu buty na stole to normalna rzecz.

To stara prawda, że ubrania mówią wiele o nas, ale w jaki sposób mogą nas definiować odpychająco ponure marynarki, płaszcze i spodnie Balenciagi, buty wielkie jak łodzie? Co może o nas powiedzieć but jako torebka?

Nie bardzo widzę użytkowników tych produktów w realnym świecie. Z nim kreatorzy często tracą kontakt, jak dowodzi francuska przygoda pana G. Jednak i tak wiadomo, że głosząc swoje wizjonerskie teorie i oferując nienoszalne ubrania, pan Gvasalia zarobi miliony, sprzedając zwyczajne bejsbolówki, szaliki i paski do spodni. Ich jedynym atutem będzie napis Balenciaga wypisany dużymi literami i dobrze widoczny. Na ten widok zmarły przed 50 laty właściciel nazwiska, założyciel marki Cristobal Balenciaga, przewraca się w grobie.

Czytaj więcej

Spróbowałam żyć bez plastiku. Było ciężko

Miksujemy, przerabiamy

Filozof Arthur Danto twierdził, że sztuka skończyła się wraz z Andym Warholem. Krytyk literacki Fredric Jameson w 1984 roku oświadczył, że cała nowoczesność została „wyczerpana”, że nie ma już stylu, w istocie nie ma już „ja” i że „twórcy kultury nie mają innego wyjścia, jak zwrócić się do przeszłości: do naśladowania martwych stylów”.

Ta ostatnia przepowiednia akurat w modzie się sprawdziła. Mając na celu zaspokojenie tak podstawowej potrzeby, jaką jest ubranie człowieka, moda nie może ignorować ludzkiej anatomii i być twórcza w nieskończoność. Marynarka z trzema rękawami, spodnie cztery razy za duże, konceptualne buty… Jako clickbait to dobre, ale w życiu nie zadziała.

Za to powtórki z tego, co już było, sprawdzają się doskonale. Wałkujemy lata 60., 70., 80., 90., miksujemy, przerabiamy, przetwarzamy, dodajemy i maszyna trendów kręci się dalej, obracając tarczę cyklicznie co 20 lat. Ci, co się urodzili się w latach 90., odkryją dla siebie styl najntisów, który akurat wrócił. Licealistki szaleją po lumpeksach, bo brzydota lat 80. właśnie jest na topie. I tak dookoła Wojtek.

Moda w roku 2023 to diabelski młyn przeróbek, powtórzeń i pastiszy. Jednak nie wie, co dalej. Zmianę przyniosło to, co wydarzyło się na początku XXI wieku: zanurzenie się ludzkości w ekrany z nieskończoną ilością informacji. Internet nadał im globalny zasięg. Modę udostępnił do oglądania, do zabawy, do rozrywki, ale także praktycznie – do kupowania. Dawniej były cła, podróże, sklepy na ulicach, po zakupy zamożne elegantki jeździły do Paryża. Dzisiaj, jeśli masz pieniądze, to nawet mieszkając w najodleglejszym zakątku planety, kupisz ubrania najlepszych światowych marek.

Tylko po co, skoro i tak chodzimy w dżinsach cały rok? Starzy, młodzi, w tropiku i na Alasce, w przedszkolu i w domu seniora. A jednak pytanie: po co tyle tej mody?, wraca uporczywie. Zadaje je sobie coraz więcej ludzi, a skutki już są. Bernard Arnault, prezes LVMH, największego koncernu artykułów luksusowych, właśnie stracił pozycję najbogatszego człowieka na świecie, gdyż popyt na luksus spadł, a co za tym idzie, spadły akcje jego spółek giełdowych. Inna sprawa, że pozycję Arnaultowi odebrał Jeff Bezos, szef Amazona, więc widać, że ludzkość nie całkiem przestała kupować…

Pandemia, inflacja, kryzysy polityczne – coraz więcej młodych konsumentów nie wierzy w ten cały „luksus” albo ich nie stać. Trochę starsi od nich klienci uważają, że po co kupować drogo, skoro w sieciówkach i tańszych sklepach dostaną prawie to samo co w luksusowych markach, tylko za ułamek ceny. Powiedzmy, że nie całkiem to samo, ale jeśli moda ma się zmienić za trzy miesiące, to po co się rujnować. Panu Arnaultowi z pewnością takie rzeczy nie przychodzą do głowy, on uważa, że szczęście zależy od wartości posiadanych przez niego dóbr „luksusowych”. Im droższych, tym lepiej.

I tak kupią torbę z jaszczurki

Do ogólnego kryzysu świadomości dochodzi rosnąca świadomość ekologiczna. Wiadomo, że przemysł mody jest jednym z największych trucicieli, że wykorzystuje z całą bezwzględnością tanią siłę roboczą biednych krajów. W tym roku na pokaz Hermèsa w Paryżu wtargnęli aktywiści PETA, organizacji zabiegającej o etyczne traktowanie zwierząt. Już nieraz dali się we znaki środowisku fashion. Rzucili tortem w Annę Wintour, szefową „Vogue’a”, dwa lata temu aktywiści ruchu Extinction Rebellion zaatakowali w Paryżu pokaz Louis Vuitton.

Dla Hermèsa skóra jest produktem flagowym. U zarania firmy leżą siodła i uprzęże, teraz jej ikonicznymi modelami stały się torby Birkin i Kelly. Ich wersje luksusowe wykonuje się ze skór węża, krokodyla czy strusia, niektóre kosztują kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Nikomu w firmie nie przyszłoby nawet do głowy, że można używać czegoś innego niż skóra. Mało prawdopodobne, żeby menedżerowie wzięli sobie do serca wezwanie: „Porzućcie skóry zwierząt”. Aktywistów nie wyrzucono za drzwi, epizodu nie skomentowano, firma wydała tylko oświadczenie, że w swojej działalności „stosuje najwyższe standardy etyczne”.

Protesty podkopują oczywiście w jakiś sposób prestiż marki, ale trudno sobie wyobrazić, żeby zachwiały światowym mocarstwem luksusu. Mało prawdopodobne, żeby miały też przełożenie na sprzedaż. Milionerki z Chin, Brazylii i Kuwejtu kupią sobie torbę Kelly z jaszczurki, mając hasła aktywistów w głębokim poważaniu…

Czytaj więcej

Hipokryzja świata mody. Gdy modelki chcą zmieniać świat

Zmiana na samym dole

Gdyby spróbować ogarnąć styl ubierania ludzi krajów naszej strefy kulturowej w ostatnim 30-leciu, można zauważyć, że praktyczne podejście zwycięża nad trendami. Zmienia się niewiele. Dżinsy, swetry, kurtki i buty stały się podstawą współczesnego uniformu uniseks, różnią je tylko szczegóły kroju, czasem zresztą tak drobne, że widoczne tylko dla specjalistów. Garnitur wciąż żyje, panie wróciły nawet do spódnic, bluza dresowa jest uniformem ponadklasowym i ponadnarodowym. Luz i swoboda ubrania liczą się najbardziej.

Największą zmianą jest może masowe przerzucenie się ludzkości na obuwie sportowe. Ale nie w formie torebki, jak chciałby pan Gvasalia.

Czy jacyś normalni ludzie rzeczywiście ubierają się w ten sposób lub kupują takie ubrania, czy też ta moda istnieje tylko w jakimś zamkniętym wszechświecie, gdzie interesuje tylko tych, którzy już w nim są? (…) Ludzie z całego świata gromadzą się na tym Tygodniu Mody, a targi te są uważane za na tyle ważne, że pisze o nich »New York Times«. Ale całość przypomina jakiś rodzaj sztuki ulicznej/performance Banksy’ego, gdzie tylko ci, którzy żartują, doceniają, że to tylko żart”, napisał czytelnik dziennika „New York Times” w komentarzu pod reportażem z październikowego Fashion Week (Tygodnia Mody) w Paryżu.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi