W latach 90., w czasie krótkich pobytów w Ameryce uwielbiałam rano w hotelu oglądać programy Marthy Stewart. Po swojej olbrzymiej kuchni w Connecticut Martha poruszała się z gracją, miotając się między szufladą, w której znajdowało się około 18 rodzajów trzepaczek do piany, a lodówką mieszczącą ślicznie poukładane warzywa, mięsa, wędliny i owoce morza. Blond gospodyni domowa w nieskazitelnym sweterku z kaszmiru radziła, jak ugotować esencjonalny rosół i zamrozić go w plastikowych pojemnikach na później (miał mieć kolor brązowy), jak zrobić „prawdziwe polskie gołąbki”, jak sprawić, by drugie śniadanie smakowało dziecku w szkole. Wystarczyło kanapki powycinać w kwiatki…
To było tyleż nierealne, co nieprzydatne, choć kucharka wzbudzała zaufanie, a lekcję rosołu wprowadziłam nawet w życie. „Polish gołąbki” nie były całkiem przypadkowe – już wtedy wiedziałam, że Martha Stewart to Martha Helen Kostyra, córka Edwarda Kostyry i Marthy Ruszkowskiej. Rok urodzenia 1941.
Była wielką gwiazdą, królową amerykańskich pań domu. Jej przepisy, bukiety, naczynia kuchenne, porady ślubne znały nawet dzieci. Magazyn „Time” wybrał ją do grona 100 najbardziej wpływowych kobiet świata.
Niedługo potem, w 2004 roku, wybuchła afera. Panią Stewart skarżono o „insider trading”, zarabianie na giełdzie z wykorzystaniem poufnych informacji. Na pięć miesięcy trafiła do więzienia i zniknęła ze świata mediów.
Czytaj więcej
Nie znam żadnej piosenki Beaty Kozidrak, za to czytałam chyba wszystkie książki Józefa Czapskiego.