Harry Styles w sukience. Żart czy powaga

Z poważnego męskiego garnituru ostała się marynarka, ostatni jego skrawek i wspomnienie dawnej powagi. Czy różowy zestaw z plisowaną spódnicą ma u panów szanse?

Publikacja: 29.07.2022 10:00

Gotowi na garnitur według Thoma Browne’a? Nowy Jork, 2019 r.

Gotowi na garnitur według Thoma Browne’a? Nowy Jork, 2019 r.

Foto: Dominik Bindl/GETTY IMAGES NORTH AMERICA/Getty Images/AFP

Okładka „Vogue’a” z grudnia 2020 r. ze zdjęciem piosenkarza pop Harry’ego Stylesa w sukience Gucci wywołała zamieszanie. Facet w sukience – czy to uprawomocnienie nowego zwyczaju? Żart czy powaga? Styles odpowiadał, że upieranie się przy ścisłym podziale na modę męską i damską nie ma sensu. „Kiedy stawiasz w życiu bariery, sam się ograniczasz”. Mimo tego apelu i mimo że od tej pory paru innych panów zamachnęło się na kanon, pokazując publicznie w spódnicy, bariera męskiej sukienki w Europie od dwóch wieków nie została pokonana. I nie zapowiada się, żeby to nastąpiło w niedalekiej przyszłości.

Rozluźnienie reguł – tak, ale pozycja marynarki i spodni wydaje się niezagrożona, zwłaszcza w Londynie, przyczółku tradycyjnego krawiectwa męskiego. Jednak trzeba powiedzieć, że w ciągu ostatniego dziesięciolecia ani marynarka, ani spodnie nie były pozostawione w spokoju przez projektantów mody męskiej. Dziesiątki wariacji, wersji i transgresji męskiego ubrania pokazują, że krawiectwo męskie nie powiedziało ostatniego słowa. O tym wszystkim opowiada wystawa „Fashioning Masculinities: The Art of Menswear” w londyńskim V&A. Tytuł można by (niezręcznie) przetłumaczyć jako „Męskość staje się modna. Sztuka męskiego noszenia się”. Kuratorzy stawiają pytanie: czym właściwie jest męskie ubranie? Czy nasze pojęcie o tym, jak ono powinno wyglądać w XXI wieku, nie jest upraszczające?

Czytaj więcej

Sztuka cyfrowa – snobizm czy inwestycja?

Paw i pawica

Moda to babska sprawa, prawdziwy mężczyzna nie zajmuje się bzdurami. Takie wciąż jest powszechne przekonanie. Co można zobaczyć na męskich pokazach? Marynarkę, koszulę, krawat, najwyżej smoking. Można zmienić krój klap, szerokość nogawek, fason kołnierzyka. Reszta ma zostać tak „jak było”. Tak jak było, ale z tego, co widzę, mężczyźni – i piszę to jako kobieta – nawet ci, którym nie zależy na byciu modnymi, nie chcą wyglądać na niemodnych. Abnegatów, którzy o wygląd zupełnie nie dbają, jest mniejszość. Tylko jak znaleźć złoty środek między kreatywnością, autoekspresją a kanonem? Jak ubrać się interesująco, niebanalnie, nie popadając w śmieszność?

Od samego początku kuratorzy V&A stawiają tezę: męskie ubranie to dużo więcej niż garnitur. Mamy tu wachlarz różnorodności, obfitości, bogactwa. Ubrania historyczne i współczesne, haftowane żakiety i kamizelki, koszule z bufiastymi rękawami, barwne płaszcze, spódnice, ozdobne surduty, kolorowe buty.

Paw rozkładający z dumą wspaniały ogon i jego skromna koleżanka pawica; bażant z dumnym piórem i pani bażant, skromniutka. Obyczaje panujące wśród ptactwa nie znajdują naśladowców w gatunku ludzkim. Wielkim tabu męskiego ubrania wydaje się wciąż kolor. Kolorowy garnitur to nadal ekstrawagancja, jeśli nie herezja. W naszym niby odważnym i stawiającym na indywidualność XXI wieku żywe barwy wciąż uchodzą za damskie. A przecież dawniej, i to także w Europie, nie kojarzyły się wcale z płcią, tylko ze statusem. W czasach, gdy naturalne barwniki były drogie i trudne do zdobycia, kolorowe, ozdobne ubranie oznaczało zamożność i władzę.

Na wystawie we wszystkich możliwych odcieniach pysznią się czerwienie: od łososiowego, poprzez karminowy, szkarłatny, aż do ciemnopurpurowego. To stroje z Indii i Ameryki Południowej. Nic dziwnego, że tam ich było najwięcej: barwnik czerwony pozyskiwany z koszenili, owada zwanego też czerwcem, tam był najłatwiej dostępny. Podobnie było z barwnikiem niebieskim – w epoce organicznych barwników pozyskiwano z rozdrobnionego lapis lazuli, drogiego kamienia półszlachetnego. A weźmy różowy, ten głupi, kiczowaty kolor przypisywany dziewczynkom albo gejom. Niegdyś prężył się na salonach Ludwika XIV, w XXI wieku powraca w nowej odsłonie. Zestawy pink: ozdobne guziki, haftowane bufiaste rękawy, mankiety z falbankami...

W życiu prawdziwym do głównego nurtu męskiej mody przebiły się jednak na razie tylko różowe koszule. Reszta dla odważnych. Na wystawie mamy różowy garnitur, marynarkę z plisowaną spódnicą, atłasowy kombinezon. Tu różowości są dziełem designerów, ale wystarczy zajrzeć do internetu, żeby się przekonać, że oferta handlowa też istnieje, wcale nie mała. Handel wciąż walczy o nowego, młodego klienta, który nie ma oporów wobec nowości.

Skąd nasze przywiązanie do ciemnych kolorów? Czarny to przecież obsesja estetyczna naszych czasów. Historycznie występował w zupełnie innym kontekście kulturowym, niż można by przypuszczać.

W XVI i XVII wieku w Hiszpanii na czarno ubierał się dwór. W zbiorach muzealnych nie przetrwało wiele eksponatów z epoki, ponieważ czarny barwnik osłabiał tkaninę i ubrania się rozpadły. Dopiero uprzemysłowienie branży tekstylnej w XIX wieku uczyniło ciemny garnitur uniwersalnym zestawem męskim. Cienkie wełny w ciemnej palecie stały się symbolem statusu. W ówczesnej Europie elegancki mężczyzna musiał mieć w szafie co najmniej jeden surdut.

Gdy w połowie XIX wieku zaczęły być dostępne tańsze barwniki syntetyczne, kolorowe ubrania przestały być wyróżnikiem bogatych. Zbiegło się to w czasie z upadkiem monarchii wraz z całym jej systemem symboli. Znikła potrzeba popisywania się barwnymi, dekoracyjnymi szatami. Demokracja i era przemysłowa wyznaczyły nowe standardy ubrania. Do fabryki robotnicy nie szli w kolorowych spodniach, urzędnicy i inteligencja powagę oraz pozycję społeczną wyrażali ciemnym żakietem: marynarką, surdutem, smokingiem. Zaczął się czas ciemnych kolorów.

Mocne, zdecydowane i różnorodne barwy wróciły dopiero z hipisami na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. I też nie dla wszystkich.

Redukcja garnituru

Pokazy mody męskiej, jeszcze w latach 90. mało interesujące i nieliczne, w ostatnich dwóch dekadach rozrosły się i stały się feerią pomysłów i fantazji. To widać także na londyńskiej wystawie, która prezentuje wiele takich kreacji. Inna sprawa, że na pokazach często rozpoczynały i kończyły swój żywot; były zbyt dziwaczne, żeby ktoś odważył się wdrożyć je do produkcji. A gdy do akcji wkroczył gender, granica męski/damski się zatarła. Pomysły panów designerów bywają tak nieokreślone gatunkowo, że czasem tylko twarz modela daje poszlakę, że chodzi o ubrania męskie. Mamy tu wszystkie atrakcje właściwe dotąd modzie damskiej: kolor, fantazyjne połączenia, delikatne materiały. Ale też innowacje krawieckie w ramach samego garnituru.

Autorem jednej z nich jest amerykański projektant Thom Browne, autor zredukowanego garnituru. Nie mniej, ni więcej oznacza to marynarkę z szortami, albo ze spódnicą. Ze spódnicą to znamy, w końcu Szkoci od lat noszą tak swoje kilty. Co do szortów, to sprawa jest nowa. Oczywiście, wywołały krytykę i niedowierzanie. „Wszyscy śmiali się z szortów Thoma Browne’a, a one uczyniły go bogatym” – tytułuje swój artykuł o projektancie dziennikarka Robin Givhan w „Washington Post”. Nieoczekiwanie dla wszystkich marynarka z krótkimi spodniami przebiła się bowiem przez uprzedzenia. Doskonale skrojona, z pięknej wełnianej flaneli, z wypracowaną koszulą z białej bawełny oxford wcieliła się w poważny garnitur.

Thom Browne uważa się za krawca męskiego starego chowu. Nie sądzę, żebyśmy szybko zobaczyli tak ubranych polityków w upalne dni, ale kto wie? Klimat się ociepla, idą globalne upały, konwencje się zmieniają razem z kurczeniem lodowców.

Jest już pokolenie, dla którego garnitur stał się abstrakcją. Noszą go na maturze, do ślubu, na pogrzeb. 20- czy 30-latkowie znają tylko trzy rozmiary: S, M i L. Całe życie chodzili w dżinsach i bluzie. I tak to wygląda, gdy spojrzeć na nasze ulice. A w wielu biurach i korporacjach też przychodzi się do pracy na luzie. Zapoczątkowany przez informatyków z Kalifornii rozbiór męskiego ubrania stał się faktem. Garnitur jest domeną kurczącej się liczby zawodów, w których wizerunek i szacunek dla drugiej osoby wciąż się liczą, a w których przyjęło się, że manifestuje się go również przez ubiór. Rzeczywistość jest taka, że dżinsy stały się globalnym uniformem obu płci przez okrągły rok.

Czytaj więcej

Roch Sulima: Zacofanie prowincji to przeszłość. Samochód zmienił wszystko

Straszliwe halucynacje

Jak bardzo moda się zglobalizowała, widać było na ostatnim tygodniu mody męskiej w Paryżu. Co zostało z mitycznej paryskości? W czerwcu na pokazie projektanta Hedi Slimane’a dla marki Celine (obecnie jednej z topowych) miała wystąpić tajlandzka raperka Lisa z girlsbandu Blackpink oraz południowokoreański raper Park Bo-gum. Setki fanów czekały godzinami, żeby zobaczyć i usłyszeć występy tych gwiazd, z których żadna nie ma z Francją nic wspólnego. Sam Hedi Slimane pochodzi z rodziny tunezyjsko-włoskiej. Francuzom już chyba tylko może się wydawać, że są czymś ważnym w modzie XXI wieku.

Guy Trebay, dziennikarz piszący o modzie dla „New York Timesa”, obejrzawszy czerwcowy tydzień mody męskiej, odnotował powrót do starych, dobrych standardów. I daje za przykład markę Hermès, chwaląc wyważone, starannie wykonane i całkowicie „noszalne” ubrania. Oczywiście, Hermès to marka dla tych, którzy nawet nie zadają sobie trudu, żeby rzucić okiem na metkę z ceną…

„Noszalne” – rzut oka na modele z tych pokazów nie potwierdza wniosków pana Trebaya. U Diora jasne garnitury rzeczywiście przypominały męskie ubrania, ale obszarpane swetry i dziurawe spodnie Givenchy wyglądały, jakby model wyciągnął pierwsze lepsze ciuchy z pojemnika PCK. Rick Owens – zabłąkani wędrowcy na pustyni po tygodniu wędrówki o głodzie. Autor podobno niedawno odbył podróż do Egiptu. Czy nie zauważył, że tam się lepiej ubierają?

„Mam nadzieję, że to wszystko zobaczymy wkrótce na ulicach. Ale tylko na tych mężczyznach, którzy doznają co pewien czas epizodów straszliwych halucynacji” – skomentował czytelnik „New York Timesa”. „Miałem ciężki dzień. Ale obejrzenie tych pokazów naprawdę mnie rozbawiło”, napisał inny.

Spokojnie. Na razie pozostajemy przy dżinsach. Ostała się też marynarka, ostatni skrawek garnituru, wspomnienie utraconej powagi męskiego rodu. Ale czy wszystko musi być poważne?

Czytaj więcej

Hipokryzja świata mody. Gdy modelki chcą zmieniać świat

Okładka „Vogue’a” z grudnia 2020 r. ze zdjęciem piosenkarza pop Harry’ego Stylesa w sukience Gucci wywołała zamieszanie. Facet w sukience – czy to uprawomocnienie nowego zwyczaju? Żart czy powaga? Styles odpowiadał, że upieranie się przy ścisłym podziale na modę męską i damską nie ma sensu. „Kiedy stawiasz w życiu bariery, sam się ograniczasz”. Mimo tego apelu i mimo że od tej pory paru innych panów zamachnęło się na kanon, pokazując publicznie w spódnicy, bariera męskiej sukienki w Europie od dwóch wieków nie została pokonana. I nie zapowiada się, żeby to nastąpiło w niedalekiej przyszłości.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi