Plus Minus: Kolejna krwawa wojna – w Gazie – i kolejna wojna w przestrzeni wirtualnej. Czy ta wojna na dezinformację w sieci jest inna od podobnych tego typu, na przykład tej towarzyszącej agresji Rosji na Ukrainę?
Widzimy wiele podobieństw, a przede wszystkim to, że media społecznościowe to zdecydowanie nie jest nasz jedyny problem. I może to nawet nie jest największy problem. Głównym problemem jest to, kiedy dezinformacja penetruje media głównego nurtu, kiedy powtarzają ją wysokiej rangi politycy czy decydenci albo tacy influencerzy jak Elon Musk. Narracja powtarzana tymi kanałami ma znacznie większy wpływ niż ta uprawiana przez trolli w mediach społecznościowych. O niej pisze się wiele, ale jej zasięg czasem jest mniejszy. I to mnie najbardziej niepokoi. Mimo że mówimy dużo o dezinformacji, szczególnie w reakcji na to, co robi Rosja w ostatnich latach, to pewne wzorce ciągle są powtarzane. Poważne media powołują się na znanych kłamców, jakby to były źródła informacji.
Może pan podać przykład?
No, choćby eksplozja w szpitalu w Gazie. Śledzę, jak zmieniały się nagłówki w „New York Timesie” w tekstach na ten temat. Najpierw uznano to za ostrzał Izraela, potem może nie za atak, i może nie Izraela, wreszcie zmieniano liczbę ofiar. A wszystko zaczęło się od cytowania władz Gazy. Moim zdaniem to niewłaściwe. Informacji z takiego źródła nie możemy dać w nagłówku w sposób sugerujący, że to fakt. („NYT” sprostował potem tę informację i zamieścił wyjaśnienie, że wspomniany artykuł nie spełniał jego standardów redakcyjnych – red.). Jeśli chodzi o wojnę Rosji z Ukrainą, to weźmy choćby wypowiedź papieża Franciszka sugerującą, że może rosyjska agresja została częściowo sprowokowana przez Zachód. A Elon Musk regularnie powtarza niektóre wątki narracji rosyjskiej akcji dezinformacyjnej.
Przypominam sobie, gdy „Motorola” (wł. Arsen Pawłow – red.), jeden z rosyjskich dowódców wojskowych w Donbasie, został zabity w 2016 r. I jedno z zachodnich mediów napisało w tytule tej wiadomości, że zabili go ukraińscy nacjonaliści. Co było przecież kłamstwem suflowanym przez rosyjski ekosystem dezinformacji. Nie było na to dowodów, Ukraińcy temu zaprzeczali. Nie twierdzę, że poważne, tradycyjne media mają złe intencje. Nie, najczęściej robią to bezwiednie. Ale, niestety, pomagają twórcom dezinformacji osiągać ich cele. Niepokojące jest, że nie ma ciągle bardziej skutecznych mechanizmów zapobiegania takim sytuacjom.