W dyskusjach o kompetencjach Unii Europejskiej chyba żadne słowo nie wzbudza takich emocji jak „federalizm". W Polsce debata na ten temat rozgorzała, gdy nowy niemiecki rząd, złożony z socjaldemokratów, liberałów i Zielonych, opublikował swoją umowę koalicyjną. W części dotyczącej przyszłości Europy pojawia się temat trwającej właśnie debaty w ramach Konferencji o Przyszłości Europy. „Konferencja powinna doprowadzić do zwołania konwentu konstytucyjnego i dalszego rozwoju europejskiego państwa federalnego" – brzmi fragment niemieckiego dokumentu. To wywołało gwałtowną krytykę ze strony przedstawicieli polskiego rządu. „To potwierdziło moje ostrzeżenia. Celem ma być europejskie, kierowane przez establishment UE superpaństwo" – ogłosił Zbigniew Ziobro w wywiadzie dla „Do Rzeczy". Jeszcze ostrzej ocenił to Bogdan Rzońca, poseł PiS: „Zapowiedź nowego niemieckiego rządu, że trzeba budować europejskie państwo federalne, jest po prostu skandalem".
Zapis z niemieckiej umowy trzeba opatrzyć kilkoma zastrzeżeniami. Po pierwsze, to tylko ogólnie wyrażone życzenie, z którego nic konkretnie nie musi wynikać: wszystkie partie głównego nurtu w Niemczech są proeuropejskie i zawsze mówiły o konieczności głębszej integracji. Po drugie, Niemcy są państwem federalnym, zatem dla nich taka forma integracji może być optymalna. I nie kojarzy się wcale z procesem nieuprawnionego przejmowania władzy, ale wręcz przeciwnie: tworzenia takiej równowagi instytucjonalnej, gdzie kompetencje rządu federalnego i rządów krajów związkowych są ściśle określone, a interesy tych drugich właśnie dobrze chronione przed centralizacją. Zresztą widać to wyraźnie, gdy przeczyta się cały fragment, a nie tylko jedno przytaczane w polskiej debacie zdanie. „Konferencja powinna doprowadzić do zwołania konwentu konstytucyjnego i dalszego rozwoju europejskiego państwa federalnego, które również jest zorganizowane w sposób zdecentralizowany, zgodnie z zasadami pomocniczości i proporcjonalności oraz oparte na Karcie Praw Podstawowych. Chcemy wzmocnić Parlament Europejski (PE), np. w zakresie prawa inicjatywy; najlepiej w traktatach, w przeciwnym razie międzyinstytucjonalnie. Ponownie przyznamy pierwszeństwo metodzie wspólnotowej, ale w razie potrzeby pójdziemy dalej z poszczególnymi państwami członkowskimi".
Po trzecie, cytat wyraźnie odnosi się do prac Konferencji nt. Przyszłości Europy, która – inaczej niż w przeszłości konferencje międzyrządowe przygotowujące zmiany traktatów – nie ma w swoich zadaniach wpisanego celu napisania nowego traktatu i reformy instytucjonalnej UE. To raczej ćwiczenie propagandowe i społeczne, mające pokazać, że unijne instytucje biorą pod uwagę głosy zwykłych obywateli i mogą na tej podstawie zaproponować jakieś ulepszenia w funkcjonowaniu UE. Ale niekoniecznie, a raczej nawet na pewno, nie będzie to nowy traktat, a więc nie ma mowy o tworzeniu federalnego superpaństwa. Tego nie chcą po prostu rządy państw członkowskich, a do tak poważnych zmian w UE potrzebna jest jednomyślność.
Im Unia większa i bardziej różnorodna, tym mniejsze szanse na wyrażone wprost poparcie dla idei federacji. I chodzi nie tylko o wątpliwości nowych członków, ale też państw założycielskich. Tradycyjnie przeciwko federacji zawsze wypowiadała się bardzo przywiązana do swojej suwerenności Francja. Również Holandia w dyskusjach o kolejnych kompetencjach dla UE zachowuje daleko idącą wstrzemięźliwość i uważa, że w wielu sprawach, niekluczowych dla sprawnego funkcjonowania wspólnego rynku, lepiej poradzi sobie sama.
Czytaj więcej
Kilkanaście państw, w tym Polska, zaapelowało o unijne finansowanie na wzniesienie muru na zewnętrznych granicach UE. Bruksela odpowiedziała negatywnie.