Krykiet mogą pogrzebać zakłady bukmacherskie

Ruszają mistrzostwa świata w krykiecie. Odpowiedź na pytanie, kogo to obchodzi, brzmi: jakieś 2 miliardy ludzi. A w dodatku dla wielu z nich to znacznie więcej niż sport.

Publikacja: 06.10.2023 17:00

Premier Modi (z prawej) w marcu otworzył 134-tysięczny stadion, który jest jedną z najważniejszych a

Premier Modi (z prawej) w marcu otworzył 134-tysięczny stadion, który jest jedną z najważniejszych aren mistrzostw świata

Foto: PUNIT PARANJPE

Mistrzostwa zaczęły się 5 października. Gospodarzem imprezy są Indie, gdzie krykiet to religia. Tak mówi się czasami o dyscyplinach sportu w różnych krajach. Zwykle to przesada, ale nie w tym przypadku. Krykiet zajmuje bowiem naprawdę wyjątkowe miejsce w życiu całej południowej Azji. Jest rozrywką zarówno mieszkającej w pałacach arystokracji, jak i biednego ludu, a dla wybranych bywa przepustką do sławy i lepszego świata. Gwiazdy krykieta mają tam status półbogów, a zwycięstwa – szczególnie w niektórych meczach – to nie tylko sprawa prestiżu, ale również honoru. Szalona popularność to oczywiście także pochodna sukcesów, bo Indie są w krykiecie potęgą.

To także sprawa polityczna. Brytyjski „Guardian” pisze, że tak jak mistrzostwa świata w piłce nożnej w Katarze miały być przede wszystkim próbą ocieplenia wizerunku emiratu, tak zmagania krykiecistów w Indiach będą polityczną kampanią premiera Modiego, skoro w przyszłym roku czekają go wybory. Ceremonia otwarcia, tak jak wszystkie najważniejsze mecze z udziałem gospodarzy, odbędzie się na obiekcie Narendra Modi Stadium i może pomieścić 134 tysiące kibiców. Jest największym krykietowym stadionem świata (a drugim co do wielkości w ogóle, po 150-tysięcznym Rungrado 1st of May Stadium w Korei Północnej). Sportowa inauguracja tego cuda miała miejsce w marcu, przy okazji meczu z Australią, ale nie obeszło się wówczas także bez występu premiera, który odebrał portret ze swoim wizerunkiem.

Czytaj więcej

Brytyjski rząd stawia na wychowanie fizyczne. Przede wszystkim uczennic

Niewykluczone, że czeka nas sześciotygodniowy wręcz wiec wyborczy. Brytyjscy dziennikarze zauważają ponadto, że Jay Shah, czyli sekretarz Board of Control for Cricket in India, jest „cudownym dzieckiem i administratorem tak utalentowanym, że został sekretarzem w ekscytująco młodym wieku 30 lat, a ponadto – zupełnie przypadkowo w narodzie liczącym 1,2 mld mieszkańców – nosi to samo nazwisko, co najstarszy sojusznik polityczny Modiego, Amit Shah i poza tym – co jest jeszcze dziwniejszym zbiegiem okoliczności – jest w rzeczywistości jego synem”. Kropki połączyć więc nietrudno, co rodzi pytanie: to jeszcze krykiet czy już program rządowy?

Cała Anglia wstrzymuje oddech

Wracając do sportu: ojczyzną krykieta jest Anglia. Grę w XIII wieku mieli wymyślić nudzący się na łąkach pasterze. Za kije służyły im laski, bramki robili z gałęzi, rzucali kamieniami. Dziś Anglia kojarzy się nam raczej z futbolem, ewentualnie rugby, ale krykiet był i pozostaje tam ważny. Kiedy w 1950 roku Anglicy przegrali na piłkarskim mundialu w Brazylii ze Stanami Zjednoczonymi, dziennikarze nie poświęcili temu zbyt wielkiej uwagi, bo w tym czasie krykieciści po raz pierwszy w historii ulegli Indiom Zachodnim. Właśnie tym wydarzeniem żył wówczas niemal cały kraj.

Anglicy zabrali krykiet do swoich terytoriów zamorskich i wszędzie tam cieszy się do dziś ogromną popularnością – od Azji Południowej przez Karaiby, po Australię i Nową Zelandię. Może także dlatego, że modelowo wpasowuje się w wyobrażenie o grze brytyjskich dżentelmenów. To wszak elegancja, etykieta, fair play, biel stroju czy przerwy na herbatkę – łatwo zrozumieć, że stał się ulubioną rozrywką wyższych sfer, dawał poczucie wyjątkowości. Reguły ustalono i spisano w prestiżowym Marlylebone Cricket Club, założonym już w 1787 roku. Stadion Lord’s w Londynie wygląda jak symbol elitarności krykieta, a do tego wszystkiego dochodzą trwające w nieskończoność mecze – kiedyś dosłownie, bo najdłuższy mecz krykieta odbył się w 1939 roku w Durbanie, Anglia grała z RPA przez dziewięć dni. Byłoby dłużej, gdyby ci pierwsi nie musieli spieszyć się na statek powrotny do domu.

Czytaj więcej

Pakistan. Mocarstwo atomowe w fazie rozkładu

Reguły? W największym skrócie: na dwóch końcach pasa gry stawia się bramki, tzw. wickety, czyli trzy drewniane słupki. Po jednej stronie staje bowler, po drugiej – batsman. To ludzie. Bowler rzuca piłką tak, aby trafić w bramkę, wyposażony w kij batsman stara się natomiast wybić ją – podobnie jak w bejsbolu – po czym biegnie, żeby zdobyć punkt. Utarło się, że to najbardziej indywidualny ze sportów zespołowych, ponieważ w istocie mówimy o rywalizacji bowlera z batsmanem, choć drużyny liczą po jedenastu zawodników.

Krykiet ma wiele odmian. W latach 70. australijski biznesmen Kerry Packer – po tym jak odmówiono mu prawa do organizacji transmisji meczów testowych, które już wtedy cieszyły się dużą popularnością – założył własną organizację World Series Cricket. Przyciągnął do niej najlepszych zawodników, pozwolił na grę w kolorowych strojach i pokazał to wszystko w telewizji. Tak rodziła się rewolucja. Obecnie wygląda to tak: mecze testowe gra się pięć dni, są też zmagania jednodniowe oraz Twenty 20 (T20). W tej ostatniej odmianie mecze trwają bardzo krótko, co w krykiecie oznacza trzy godziny. Puryści twierdzą, że wersje błyskawiczne zabiły ducha gry, ale wszystkie odmiany mają fanów.

Książka z krwi

Niektóre starcia są faktycznie wyjątkowe. Kiedy Indie grają z Pakistanem, nie liczy się nic innego. Śmiertelni wrogowie na politycznym gruncie, którzy od czasu do czasu stawiają armie w stan gotowości, na krykietowym boisku wojny toczą regularnie. To nigdy nie jest zwykła gra, lecz jedna z największych rywalizacji w sporcie – bez podziału na dyscypliny. Popularność krykieta w obu krajach przybiera rozmiary niewidziane i chyba nie do pojęcia nigdzie indziej. Kiedy dziesięć lat temu najwybitniejszy indyjski krykiecista Sachin Tendulkar kończył karierę, w kraju wybuchła histeria, a gdy wydano jego biografię, pierwszą stronę w kilku egzemplarzach wydrukowano na papierze, do którego produkcji wykorzystano jego krew. Cena? 75 tys. dolarów.

Najwybitniejszy krykiecista Pakistanu Imran Khan został premierem. Polityczne oferty podobno dostawał wielokrotnie, a kolejne partie liczyły, że jego pozyskanie spowoduje natychmiastowy wzrost poparcia. W ojczyźnie nazywają go „kapitanem”, bo w 1992 roku dowodził reprezentacją, która zdobyła pierwszy – i jak dotąd jedyny – Puchar Świata. Nic dziwnego, że został bohaterem. Wkroczył do polityki w latach 90., zakładając Pakistański Ruch na rzecz Sprawiedliwości (PTI). Początkowo zderzył się z twardą rzeczywistością, bo w wyborach (2002) co prawda wszedł do parlamentu, ale jako jedyny przedstawiciel swojej partii.

Potem było coraz lepiej, aż wreszcie w 2018 roku Khan został szefem rządu. Sukces dały mu populistyczne hasła. Przeciwników nazywał „agentami Indii”. Odszedł w niesławie przed rokiem, a niedawno został aresztowany. W sierpniu dostał wyrok trzech lat więzienia za korupcję. Po pierwszym aresztowaniu tłumy jego zwolenników protestowały, atakowano obiekty wojskowe. Podczas jednego z wieców Khan został postrzelony w nogę i oskarżył wówczas armię, że przygotowała zamach na jego życie. Wcześniej zdążył się jeszcze spotkać w Moskwie z Władimirem Putinem, tuż po ataku na Ukrainę. – Jesteśmy przyjaciółmi Rosji i jesteśmy przyjaciółmi Stanów Zjednoczonych. Jesteśmy przyjaciółmi Chin i Europy. Nie jesteśmy członkami żadnego sojuszu – tłumaczył.

Najwybitniejszy krykiecista Pakistanu Imran Khan został premierem

Walka o urnę

Wyjątkowe są również krykietowe starcia Anglii z Australią, znane jako Ashes (czyli Prochy). Gospodarz zmienia się co roku. Zaczęło się 29 sierpnia 1882 roku, kiedy Anglia doznała u siebie zaskakującej i zawstydzającej porażki. „Sporting Times” wydrukował wówczas nekrolog: „Nieodżałowanej pamięci angielskiego krykieta, który zmarł na stadionie Oval. Pogrążeni w smutku przyjaciele i znajomi. Ciało zostanie spalone, a prochy powędrują do Australii”. Następny mecz dostał więc nazwę „Wyprawy po prochy”. Replika urny trafia dziś do zwycięzcy zmagań. Oryginał znajduje się – jakżeby inaczej – w Marylebone Cricket Club. Jest tam prawdopodobnie, bo sprawa nie jest pewna, popiół ze spalonej krykietowej bramki.

Najbardziej kontrowersyjną serią Ashes pozostaje ta z lat 1932–1933, znana dziś jako „Bodyline”. Anglicy celowo miotali wówczas piłki prosto w ciała przeciwników. Taktyka wywołała kontrowersje, a australijski odbijający Bert Oldfield doznał złamania czaszki. Trzeba było zmieniać zasady, aby poprawić bezpieczeństwo zawodników.

Krykiet w Australii także ma wyjątkowy status. Tenisistka Ashleigh Barty w 2014 roku zostawiła przecież tenis i przerzuciła się właśnie na krykieta. Występowała w lidze kobiecej, dla drużyny Brisbane Heat. – Tu na boisku nigdy nie jestem sama. Obok mam zawsze dziesięć innych dziewczyn, które pomagają sobie w trudnych chwilach – tłumaczyła. Potem wróciła na kort i wygrała Rolland Garros.

Czytaj więcej

Imran Khan bez szans w starciu z elitami wojskowymi

Australijczyków i Anglików na mistrzostwach świata nie zabraknie, podobnie jak reprezentacji Indii oraz Pakistanu. Stawkę uzupełniają Afganistan, Bangladesz, Holandia, Nowa Zelandia, RPA oraz Sri Lanka. Po raz pierwszy w historii nie będzie za to Indii Zachodnich, i szkoda, bo to drużyna złożona z zawodników reprezentujących 15 krajów. Karaibskie państwa bowiem się różnią, ale łączy je krykiet. Utworzyły więc jedną reprezentację, za flagę przyjęły zaś symboliczną wysepkę z palmą i krykietową bramką. Początkowo drużyna prezentowała się fatalnie i była pośmiewiskiem. Zmieniło się to, kiedy sprawy w swoje ręce wzięli Clive Lloyd i Viv Richards. W latach 70. i 80. krykietowa ekipa Indii Zachodnich była niepokonana, o czym powstał film „Fire in Babylon”).

Tłum wyszedł na ulice

Rzeczywistość szlachetnej rywalizacji czasami bywa brutalna. Kiedy w 2010 roku reprezentacja Pakistanu grała z Anglią na wyjeździe, do Mazhara Majeeda, czyli menedżera niektórych zawodników, zgłosili się ludzie z ofertą 150 tys. funtów za zepsucie kilku rzutów. Nie musiało to nawet wpłynąć na końcowy wynik meczu. Chodziło o pojedyncze zagrania, celem był zarobek w zakładach bukmacherskich. Menedżer zgarnął kasę i namówił trzech podopiecznych, którzy w ustalonych momentach gry dopuścili się błędów. Mocodawcami okazali się dziennikarze nieistniejącego już dziś tabloidu „News of the World”, którzy opisali prowokację. Wściekły tłum wyszedł wówczas na pakistańskie ulice, żeby palić wizerunki trzech krykiecistów.

To wznieciło dyskusję o pieniądzach. Niektórzy przekonywali, że zawodnicy zarabiają zbyt mało i dlatego są tak podatni na korupcję. W dodatku gracze z Pakistanu nie mogą występować w kraju wroga, gdzie istnieje prestiżowa Indian Premier League (od 2008 roku), w której można zarobić najwięcej. Nie ustrzegło to sportu przed kolejnymi skandalami. Zakłady bukmacherskie, które kiedyś przyczyniły się do rozwoju krykieta, dając nowych fanów, dziś go niszczą. Uwikłani w oszustwa byli najwięksi zawodnicy jak Hansie Cronje, czyli legenda krykieta w RPA i kapitan reprezentacji w latach 90., który później wyjaśniał, że do przyjęcia łapówki skusił go szatan. Zapłacił za to dożywotnią dyskwalifikacją. Dwa lata później zginął w katastrofie lotniczej.

Pieniądze nie były jedyną przyczyną skandali związanych z krykietem w ostatnich latach. Najgłośniejsza okazała się historia, którą opowiedział Azeem Rafiq, a więc były zawodnik klubu Yorkshire oraz reprezentacji Anglii do lat 19 i jeden z wielu potomków imigrantów, którzy grają w dziś Anglii. Muzułmanin opowiedział mediom, że już jako 15-latek był zmuszany do spożywania alkoholu, a angielscy gracze nazywali go obraźliwie „Paki”. W podobny sposób mieli zwracać się do jego kolegów. Niektórych określali „czyścicielami słoni”.

Rafiq opowiadał o instytucjonalnym rasizmie i nie bał się rzucać nazwiskami. – Andrew Gale, Tim Bresnan i Gary Ballance od 2017 roku byli kapitanami lub trenerami zespołu, a ja zostałem jedną z ofiar ich nieustannych rasistowskich komentarzy. Cała sprawa odbiła się na moim zdrowiu psychicznym. Nie miałem siły wstać z łóżka, straciłem wiarę w swoją wartość, pojawiły się myśli samobójcze. Chciałbym pomóc młodym zawodnikom, którzy cały czas chcą osiągnąć swoje marzenia – mówił. Głos w sprawie zabrał premier Boris Johnson, dając do zrozumienia, że oczekuje jej szybkiego wyjaśnienia. Oskarżeni długo zaprzeczali, by przekroczyli granice, ale ostatecznie z pracą pożegnali się członkowie sztabu trenerskiego i medycznego zespołu z Yorkshire. BBC zawiesiło zaś współpracę z Michaelem Vaughnem, byłym kapitanem reprezentacji, który przeprosił za swoje zachowanie. Federacja Krykieta Anglii i Walii opublikowała plan naprawczy dotyczący walki z rasizmem i wszelkimi formami dyskryminacji.

Krykiet może nie jest już więc grą dżentelmenów, ale wciąż fascynuje tłumy. W Indiach zapanowała radość. Przekonamy się, czy podobnie będzie za sześć tygodni.

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej”

Mistrzostwa zaczęły się 5 października. Gospodarzem imprezy są Indie, gdzie krykiet to religia. Tak mówi się czasami o dyscyplinach sportu w różnych krajach. Zwykle to przesada, ale nie w tym przypadku. Krykiet zajmuje bowiem naprawdę wyjątkowe miejsce w życiu całej południowej Azji. Jest rozrywką zarówno mieszkającej w pałacach arystokracji, jak i biednego ludu, a dla wybranych bywa przepustką do sławy i lepszego świata. Gwiazdy krykieta mają tam status półbogów, a zwycięstwa – szczególnie w niektórych meczach – to nie tylko sprawa prestiżu, ale również honoru. Szalona popularność to oczywiście także pochodna sukcesów, bo Indie są w krykiecie potęgą.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem