Sahib Bajwa przemówił głosem Ameryki, gdy tylko Imran Khan spróbować stworzyć dla Pakistanu prawdziwie niezależną politykę zagraniczną. Dowódcy armii znów martwią się o swoje dolary" – tak podsumowywał na łamach magazynu „The Diplomat" politykę szefa sztabu, Qamara Javeda Bajwy i reszty generalicji, Aun, student socjologii jednej z pakistańskich uczelni. „Imran Khan miał rację, mawiając zwykle, że armia bierze pieniądze od Ameryki za nękanie własnego ludu. To samo Amerykanie właśnie zrobili, usuwając jedynego uczciwego przywódcę, jakiego ten kraj kiedykolwiek miał" – sekundował mu menedżer jednej z nielicznych w kraju agencji marketingu internetowego.
Od niemal trzech tygodni kraj dysponujący arsenałem nuklearnym, posiadający liczną grupę wrogów, pogrąża się w kryzysie konstytucyjnym. Prawie cztery lata rządów partii Teheek-e-Insaf (Pakistański Ruch na rzecz Sprawiedliwości – PTI) obfitowały w spory i kontrowersje. Ostatecznie opozycja wysadziła z siodła PTI, a także jej twórcę, przewodniczącego i szefa rządu – Imrana Khana. Doszło do tego później, niż można się było spodziewać. Na początku marca partie opozycyjne zażądały głosowania nad wotum nieufności dla gabinetu Khana. Ten kontratakował, domagając się od prezydenta kraju rozwiązania parlamentu, a potem ogłoszenia wcześniejszych wyborów. Bezskutecznie – 10 kwietnia przegrał głosowanie i został zmuszony do odejścia z urzędu. I jak przekonuje, cała operacja odbyła się pod dyktando mundurowych i stojącego za nimi Waszyngtonu.
Były szef rządu ruszył w teren przekonywać, że spisek elit i Białego Domu uniemożliwił mu realizację marzenia o kraju zorganizowanym na wzór Medyny za czasów Mahometa, państwie prawdziwie opiekuńczym, pozbawionym „łapówkarzy, obrotokratów (nawiązanie do łatwości zmiany sojuszy przez partie z głównego nurtu – red.) i dakolitów (kryjących się zaroślach pospolitych bandytów – red.)".
Khan wystrzega się bezpośrednich ataków, ale jego wyborcy wiedzą, co myśleć. I wiedzą, co robić. Mają zjechać do Islamabadu na protest okupacyjny i nie ruszać się z centralnych placów stolicy, dopóki nie zostaną ogłoszone wcześniejsze wybory. Wymuszą je albo armia i inne służby rozpędzą tłum przemocą – tak czy inaczej PTI będzie triumfować.
Czytaj więcej
Serbia to mniejsza wersja Rosji. Oba narody łączy nie tylko prawosławie, ale także swoista nostalgia za utraconym imperium. Oba społeczeństwa żyją w przeświadczeniu, że Zachód dąży do ich wyniszczenia. Kraj powoli maszeruje ku aksamitnemu despotyzmowi.