Zamiary Kremla względem Ukrainy od lat były przedmiotem analiz i polem starcia między zwolennikami – w uproszczeniu – historycznego podejścia do rosyjskiego imperializmu, który czeka tylko na okazję do odbudowy swej potęgii, a tymi, którzy patrzyli na działania Moskwy przez pryzmat współczesnego zglobalizowanego świata i pragmatyzmu. W optyce tych drugich Rosja wykonywała agresywne gesty po to, by uzyskać lepszą pozycję przetargową, zmusić przeciwników do ustępstw, ale po siłę militarną sięgać nie zamierzała.
Wojny nie będzie
Przykładów tej drugiej argumentacji w ostatnich tygodniach nie brakuje. „Alarmując niczym w 1775 r. Paul Revere kolonistów o nadchodzących Czerwonych Płaszczach (brytyjskich żołnierzach – red.), Biały Dom ostrzega, że nadciąga wojna w Ukrainie" – kpił jeden z czołowych analityków think-tanku The Atlantic Council w tekście opublikowanym ledwie tydzień z okładem przed wejściem rosyjskiej armii do Ukrainy. „Putin wie, że zbrojny atak czy jakiekolwiek agresywne użycie siły sprawi, że szansa osiągnięcia wyznaczonych priorytetów będzie mniejsza niż wylądowanie astronauty na słońcu" – dowodził Harlan Ullman.
Priorytety, o których pisał w swoim artykule Ullman, sprowadzały się do powrotu w Europie systemu bezpieczeństwa sprzed 25 lat. Wycofanie sił i systemów rakietowych NATO z terytoriów członków, którzy dołączyli do sojuszu w 1997 r., zawieszenie polityki „otwartych drzwi", kategoryczne wykluczenie potencjalnego członkostwa Ukrainy w przyszłości oraz gwarancja, że na jej terytorium nie znajdzie się broń atomowa. I, jak podkreślał analityk, gdyby Zachód był skłonny spełnić te żądania, oznaczałoby to, że Rosja musi wycofać swoje wojska z separatystycznych republik oderwanych od Gruzji w 2008 r. oraz zajętych w 2014 r. Donbasu i Krymu, a baterie Iskanderów – z Kaliningradu.
Ba, Ullman twierdził też, że Putin „wykształcony jako prawnik doskonale wie", iż nie ma żadnej formuły porozumień prawnych, które gwarantowałyby wstrzymanie ekspansji Sojuszu Północnego. A najlepszymi przykładami, które miałyby to potwierdzać, są traktaty rozbrojeniowe pozrywane – a przynajmniej nie przedłużane – przez Moskwę.
Nie był to w swoim czasie odosobniony głos. „Bliższe przyjrzenie się geopolitycznym manewrom Rosji w ostatnich dwóch dekadach pokazuje, że jej oficjele niekoniecznie zwodzą wspólnotę międzynarodową" – dowodził na stronach stacji Al-Dżazira nieco wcześniej Hakan Yilmuz, badacz związany z Uniwersytetem Harvarda oraz londyńskim Uniwersytetem Królowej Marii. „Użycie nagiej siły w przypadku Ukrainy nie pasuje do rosyjskiego schematu sięgania po przemoc w geopolitycznych grach. Przykłady Gruzji, Syrii, Libii, a nawet – na razie – Ukrainy pokazują, że byłaby to polityka nazbyt kosztowna" – przekonywał.