Dane wrażliwe, wersja polska. Dlaczego minister Niedzielski tak przeraził pacjentów

Pojęcie danych wrażliwych, które w ostatnich tygodniach zrobiło zawrotną karierę, działa jak papierek lakmusowy, który pokazuje nasze nastroje i obawy.

Publikacja: 15.09.2023 17:00

Po ujawnieniu przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego recepty poznańskiego lekarza, „pacjenci za

Po ujawnieniu przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego recepty poznańskiego lekarza, „pacjenci zaczęli mieć poczucie, że urzędnik może mieć dostęp do ich danych”, twierdzi prof. Sławomir Murawiec, psychiatra

Foto: Paweł Supernak/pap

Czytelniku, wyobraź sobie, że opowiadasz koleżance o tym, że wczoraj miałeś skomplikowane leczenie kanałowe zęba u stomatologa. Koleżanka, która chce okazać troskę i dodać ci otuchy, podaje tę informację na portalu społecznościowym albo mówi o tym w czasie spotkania w większym gronie znajomych. Według adwokatów właśnie naruszyła twoje dane wrażliwe.

Jeśli zaprojektowalibyśmy dużą szufladę z napisem „dane wrażliwe”, jej zawartość dzisiaj byłaby inna niż dziesięć, pięć czy nawet dwa lata temu. Co więcej, z dużym prawdopodobieństwem można przewidywać, że niebawem do szuflady trafi coś zupełnie nowego, a stare elementy wypadną albo stracą na znaczeniu.

– To, co uznajemy za dane wrażliwe, jest pochodną czasów, w których żyjemy – przekonuje w rozmowie z „Plusem Minusem” prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Przemysław Rosati. – Na przykład dawniej mocno chroniliśmy tradycyjną tajemnicę korespondencji, dzisiaj raczej listy i wiadomości wymieniane w formie zdigitalizowanej – dodaje.

Czytaj więcej

„Miłość to cała moja wina”: Kobiety i rozpad związku

Minister ujawnia receptę

Skoro to, co nazwiemy danymi wrażliwymi, tak bardzo zależy od tego, co dzieje się wokół nas, czy można wskazać ich jakikolwiek wspólny mianownik? Według prawników jest to możliwe. Dane wrażliwe zawsze dotyczą naszej prywatności i prawa do niej.  

W artykule 19 rozporządzenia o ochronie danych osobowych (RODO) wskazane są szczególne kategorie tych danych. Zgodnie z przepisami nie można ich przetwarzać, czyli zbierać, utrwalać, przeglądać czy rozpowszechniać. Wymienione są m.in. informacje o pochodzeniu rasowym lub etnicznym, poglądy polityczne, przekonania religijne, przynależność do związków zawodowych, dane dotyczące zdrowia, seksualności i orientacji seksualnej. Praktyka jednak pokazuje, że katalog może być zdecydowanie szerszy.

– Prawnicy używają tego pojęcia, gdy chcą opisać sytuacje, które łączą się z informacjami wrażliwymi dla człowieka, na przykład dla osoby, która dysponuje pewną wiedzą i w związku z tym obejmuje ją tajemnica zawodowa. To może być lekarz, aptekarz, adwokat czy dziennikarz – wylicza Przemysław Rosati.

W ostatnich tygodniach o danych wrażliwych po raz pierwszy zrobiło się głośno w połowie sierpnia, gdy były już minister zdrowia Adam Niedzielski ujawnił w mediach społecznościowych, na jakie grupy leków receptę wystawił sobie wymieniony z imienia i nazwiska lekarz. Chodziło o grupę preparatów, do której należą leki psychotropowe i środki odurzające. Wpis byłego szefa resortu zdrowia został opublikowany w momencie, gdy samorząd lekarski skarżył się, że przez problemy z działaniem systemu elektronicznego medycy nie mogą sprawnie wystawiać e-recept właśnie na ten typ medykamentów.

Dzień po publikacji budzącego emocje wpisu Adama Niedzielskiego swoje stanowisko w tej sprawie wydała Naczelna Rada Adwokacka. Wskazuje w nim, że już podanie informacji o samych grupach leków, jakie przyjmuje pacjent X, nawet bez nazw konkretnych produktów, należy traktować jak upublicznienie danych wrażliwych. Uzasadnienie jest takie, że już na podstawie tej informacji można wnioskować o stanie zdrowia człowieka, którego dotyczą te dane.

– W podobny sposób można wykorzystać informację o tym, kto udziela nam świadczeń medycznych: czy jest to pediatra, lekarz medycyny pracy, dermatolog czy ginekolog – podkreśla Rosati. Idąc tym tropem, dane wrażliwe ujawni też osoba, która zauważy, że wychodzimy z kancelarii adwokackiej, sprawdzi, co tam robiliśmy, i poda publicznie nawet ogólną informację, że konsultowaliśmy się w sprawie karnej albo administracyjnej, bez dodatkowych szczegółów.

Wpis byłego ministra zdrowia na temat recept to jedna z kilku historii, które w ostatnich tygodniach wywołały dyskusję o tym, czym są dane wrażliwe i jakie mogą być konsekwencje, gdy nie są chronione. Pod koniec sierpnia media obiegła informacja na temat księdza z Pomorza Zachodniego, który otrzymał mandat na plaży za – jak tłumaczyli to policjanci – „nieobyczajny wybryk”. Tuż po tym zdarzeniu kapłan został zidentyfikowany w mediach społecznościowych. Kolejni internauci zaczęli upubliczniać wpis, w którym ujawniony został wizerunek duchownego: zdjęcie, imię, nazwa parafii, opis sytuacji, która wydarzyła się nad morzem. Jedna ze szczecińskich radnych podała dalej wpis pewnej internautki, z którego wynikało, że chodzi o czyn pedofilski, choć to nie była prawda. Następnego dnia służby potwierdziły informację, że ksiądz zginął pod kołami pociągu.

A gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo?

W dużej mierze od tego, na co prywatnie jesteśmy najbardziej wyczuleni, zależy to, co uznamy, a czego nie uznamy za dane wrażliwe. Jednak zamiast podejścia zero-jedynkowego lepiej jest mówić o skali, na której wskazujemy, czy konkretna informacja jest wrażliwa bardziej czy mniej.

– Dane mają różny poziom sensytywności. Dla kogoś najbardziej wrażliwa będzie jego korespondencja, dla innej osoby informacja o tym, na co i u kogo się leczy, a dla kogoś innego istotniejsze jest to, czy miał sprawę w sądzie i czy to było w wydziale karnym, rodzinnym, cywilnym czy w wydziale ksiąg wieczystych. Gdy ocenimy, jak bardzo wrażliwe dla nas są konkretne informacje, można przypisać im i zadbać o odpowiedni poziom ich ochrony – tłumaczy Przemysław Rosati.

Z jednej strony mamy dane wrażliwe, które dotyczą osób prywatnych i o nich dyskutuje się najczęściej. Z drugiej strony takie informacje dotyczą też firmy, gdy mówimy o tajemnicy przedsiębiorstwa, oraz państwa, gdy mamy do czynienia choćby z danymi dotyczącymi bezpieczeństwa, na przykład obronności. Ich ochrona będzie wtedy priorytetowa z perspektywy interesu publicznego. Właśnie dlatego według Rosatiego musimy się liczyć z tym, że nowych zagrożeń jest obecnie tak wiele, że automatycznie przesuwają się granice możliwości ingerencji na przykład w nasze prawo do prywatności. Efekt jest taki, że pojawia się przyzwolenie, by do danych wrażliwych pojedynczych osób w szczególnych sytuacjach przywiązywać mniejszą wagę.

– Dzieje się tak w kontekście interesu publicznego. Z perspektywy interesu państwa istnieją dane szczególnie wrażliwe. Mogą one dotyczyć na przykład zwalczania terroryzmu czy prania brudnych pieniędzy. Wówczas uwzględniamy interes szerszej grupy, czyli na przykład wszystkich obywateli – tłumaczy.

Zgodnie z tym mechanizmem wrażliwość jednych danych może być tak duża, że automatycznie mniejszą wagę przywiązujemy do tajemnicy związanej z innymi informacjami. Tajemnica obrończa, która dotyczy adwokatów, waży więcej i jest bardziej chroniona niż tajemnica przedsiębiorstwa.

Zapytałem kilkoro mieszkańców Warszawy o to, co znalazłoby się w ich prywatnej szufladzie z napisem „Dane wrażliwe”. Odpowiedzi nie zawsze są oczywiste: od wysokości zarobków i hasła do poczty e-mailowej, przez liczbę partnerów seksualnych, miejsce, gdzie spędzali ostatnie wakacje, po choroby przewlekłe.

– Dla moich pacjentów dane wrażliwe obejmują przede wszystkim sam fakt leczenia psychiatrycznego – przyznaje psychiatra, rzecznik Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego prof. Sławomir Murawiec. Obserwacje z jego gabinetu pokazują, że od tego, jak chronione są dane wrażliwe, zależy czasami sukces terapii.

– Przed wydarzeniami ostatnich tygodni niektórzy pacjenci pytali, kto będzie miał dostęp do ich danych. Uspokajała ich informacja, że tylko prokuratura i sąd na pisemną prośbę, bo nie spodziewali się kłopotów z tej strony. Problemy i wątpliwości zaczęły się, gdy pojawiła się konieczność raportowania każdej wizyty w systemie. Część osób leczyła się prywatnie, sądząc, że dane są w pełni poufne, objęte tajemnicą lekarską i lekarz nigdzie ich nie przekazuje. Po pojawieniu się konieczności raportowania część pacjentów robiła wyrzuty albo awantury w poradni, część nawet rezygnowała z opieki – opisuje.

Czytaj więcej

„Społeczny wizerunek wody do picia”: Nowy zapach wody

O perwersji niech pan nie notuje

Wielu chorym zależy na tym, by informacja o ich problemach zdrowotnych została co najwyżej w pamięci lekarza. – Część pacjentów prosi czasami nas, psychiatrów, w trakcie konsultacji: „Ale tego niech pan nie zapisuje”. To pokazuje, jak bardzo są wyczuleni na punkcie tego, by nawet w lekarskich notatkach nie zostały jakiekolwiek ślady ich problemów – podkreśla prof. Murawiec. – W sytuacji, do której doszło po wpisie ministra zdrowia o lekarzu, który przepisał sobie leki z grupy psychotropowych, pacjenci zaczęli mieć poczucie, że urzędnik może mieć dostęp do ich danych. Z wpisu wynikało, że pan minister wie, jakie leki przepisał sobie lekarz. Mam wrażenie, że u większości osób obudziło to myśl, że urzędnik, być może nawet każdy, może się zapoznać z całą dokumentacją medyczną. Taka jest natura wyobrażeń i lęków, które nie zatrzymują się w ściśle określonych granicach. Lęki podpowiadają coraz bardziej radykalne scenariusze. To rodzi oczywiście kolejne problemy. Jak opowiadać swojemu psychiatrze o intymnych problemach, jeśli może to zostać ujawnione? – tłumaczy lekarz.

Zdaniem prof. Murawca ostatnie wydarzenia i zamieszanie wokół danych wrażliwych umieszczonych w e-receptach podważyły jedną z podstawowych zasad kontaktu lekarz–pacjent. Zgodnie z tą zasadą lekarzowi można powiedzieć wszystko. – A jak powiedzieć na przykład o zachowaniach czy skłonnościach perwersyjnych albo o myślach agresywnych lub bluźnierczych? Pacjent może zakładać, że psychiatra takie treści zrozumie i wielokrotnie się z nimi zetknął, ale na pewno nie chciałby, by czytał o nich urzędnik. Sąd czy prokurator – wiadomo, taka jest ich rola. Lecz założenie, że każdy może mieć dostęp do opisu intymnych problemów, budzi opór i przerażenie – opowiada lekarz.

Zdaniem naszego rozmówcy „wyjściem jest niezapisywanie tych informacji, ale wtedy dokumentacja jest niekompletna i niezrozumiała”. – Jeśli lekarz nie napisze w dokumentacji o skłonnościach perwersyjnych pacjenta, a skieruje go do seksuologa, to w dokumentacji brak będzie uzasadnienia takiego skierowania. Niezapisanie tych informacji stanowi też poważną wyrwę w wiedzy o pacjencie i utrudnia ocenę wyników leczenia i komunikację z innym specjalistą – przyznaje prof. Murawiec.

Według niego coraz większym problemem może być leczenie osób, które pracują w służbach. – To zawsze był kłopot, te osoby już wcześniej wstrzymywały się z szukaniem pomocy z obawy przed dostępem do informacji o leczeniu psychiatrycznym. Obawiam się, że teraz może być im jeszcze trudniej zgłosić się po pomoc do psychiatry – przewiduje lekarz.

Administrator budzi niepokój

Nieco inaczej na dane wrażliwe patrzą socjologowie i badacze społeczni. Wiele tematów badań naukowych czy marketingowych dotyczy spraw, które z punktu widzenia prywatnych osób są drażliwe i zahaczają o ich prywatność. W reakcji na pytania o te kwestie najczęściej respondenci zaznaczają odpowiedzi „nie wiem” albo „trudno powiedzieć”. Wyzwaniem jest wtedy uzyskanie informacji na przykład o tym, czy respondent pije alkohol, stosuje przemoc, jaki ma stosunek do innych narodowości, czy jakie są jego doświadczenia seksualne. Odpowiedzi są potrzebne, by dowiedzieć się, jak często takie zachowania się zdarzają i jak są społecznie postrzegane.

Gwarancje, że formularze ankiet są wypełniane anonimowo, to często za mało. Potrzebne są skuteczniejsze techniki. Wtedy temat alkoholu pojawia się w odpowiednim, bezpiecznym kontekście, na przykład w bloku pytań o nawyki żywieniowe. Innym sposobem jest używanie języka badanych, czyli tzw. familiar words, by zmniejszyć opresyjność niektórych wyrażeń i dać większą swobodę rozmówcy. Ankieter może poprosić o wymienienie potencjalnych kar dla dziecka. Jeśli rodzic wymieni na przykład „dawanie klapsa”, ankieter może używać właśnie tego zwrotu zamiast pytania o „bicie dziecka”.

Adwokaci zauważają, że rozwój nowoczesnych technik pozwala coraz bardziej inwazyjnie ingerować w nasze prawo do prywatności i finalnie nawet je łamać. – Coraz więcej danych przechowujemy w formie zdalnej. W smartfonie jest wiele elementów, które składają się na nasze prawo do prywatności: od dowodu osobistego, przez prawo jazdy i skrzynkę e-mailową, po dostęp do konta bankowego. Powinniśmy coraz bardziej dbać o to, by uniknąć cyberzagrożeń. Możemy używać uwierzytelniania dwuskładnikowego. Możemy dbać o to, by nie udostępniać bezrefleksyjnie telefonu dzieciom do instalowania gier. Widzę, że jako adwokaci zajmujemy się coraz częściej sprawami, które mają związek z cyberprzestępczością. Tu wciąż wiele zależy od nas – uspokaja Przemysław Rosati.

Podaje proste rady. – Gdy system podpowiada, żeby w haśle nie używać imienia, to lepiej go nie używać. W ten sposób, podstawowymi sposobami, bez wiedzy tajemnej, zwiększamy poziom naszego bezpieczeństwa – dodaje.

Pomimo tego, że katalog danych wrażliwych często się zmienia, według Rosatiego można wskazać dane, które są ponadczasowo wrażliwe i poufne. – Należy do nich to, co powiemy adwokatowi, czyniąc go depozytariuszem tych informacji, które składają się na tajemnicę adwokacką. Słów wypowiedzianych w gabinecie nie powinniśmy nigdy cyfryzować, bo bardzo ważne jest to, by człowiek, który potrzebuje pomocy prawnej, był spokojny o to, że jego dane są bezpieczne. Jestem zwolennikiem cyfryzacji, ale jednocześnie wyżej cenię to, by każdy z nas w czasie rozmowy z lekarzem, notariuszem czy adwokatem mógł się czuć swobodnie – przekonuje prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.

Czytaj więcej

„Życie to za mało. Reportaże o stracie i poszukiwaniu nadziei”: Problemy, które dostały imiona

W tej sytuacji jednym z głównych wyzwań związanych z danymi wrażliwymi może być wykorzystanie momentu, gdy warto będzie wykorzystać hamulec w procesie postępującej digitalizacji informacji na nasz temat. Mechanizm jest prosty: gdy widzimy, że dane – od tych dotyczących leku, którego potrzebujemy, po temat wielkości naszej pensji czy wątpliwości prawnych, które próbowaliśmy rozwiać – będą miały swoje cyfrowe życie, rodzi się w nas przypuszczenie, że pojawi się administrator tych danych. Tym większe w takiej sytuacji poczucie bezpieczeństwa może dawać nam nieutrwalona rozmowa z aptekarzem, adwokatem czy dziennikarzem.

I tu wracamy do podstawowych praw człowieka, o które trzeba zadbać, gromadząc dane na jego temat: prawa do prywatności i do poczucia bezpieczeństwa. Historie z ostatnich tygodni mogą mieć dwa pozytywne skutki. Po pierwsze, mogą zwiększyć naszą świadomość dotyczącą danych wrażliwych. Po drugie, mogą sprawić, że docenimy i zadbamy o jakość zwykłej ludzkiej, bezpośredniej rozmowy, do której dochodzi, gdy obie strony odłożą swoje telefony. Gdy mają pewność, że ślad po ich rozmowie nie będzie zaraportowany w systemie kontrolowanym przez anonimowego administratora.

Jedna z osób, z którymi rozmawiał „Plus Minus”, w pewnym momencie użyła sformułowania „dane drażliwe”. Niezależnie od tego, czy było to przejęzyczenie, może właśnie to określenie byłoby trafniejsze?

Michał Dobrołowicz jest doktorem nauk społecznych i dziennikarzem stacji radiowej RMF FM.

Czytelniku, wyobraź sobie, że opowiadasz koleżance o tym, że wczoraj miałeś skomplikowane leczenie kanałowe zęba u stomatologa. Koleżanka, która chce okazać troskę i dodać ci otuchy, podaje tę informację na portalu społecznościowym albo mówi o tym w czasie spotkania w większym gronie znajomych. Według adwokatów właśnie naruszyła twoje dane wrażliwe.

Jeśli zaprojektowalibyśmy dużą szufladę z napisem „dane wrażliwe”, jej zawartość dzisiaj byłaby inna niż dziesięć, pięć czy nawet dwa lata temu. Co więcej, z dużym prawdopodobieństwem można przewidywać, że niebawem do szuflady trafi coś zupełnie nowego, a stare elementy wypadną albo stracą na znaczeniu.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi