Znany polski krytyk winiarski oddał kelnerowi zamówione wino, bo zepsute. Z następnym zrobił to samo. Wtedy zbeształ go menedżer: „To są wina francuskie, one muszą tak smakować”. Wyjaśnienia krytyka, choć z niedowierzaniem, jednak przyjęto. Bo – co zawsze dziwi ludzi, którym to mówię – restauracje, a nawet sklepy zwykle bez dyskusji uznają takie reklamacje. Dobrze, ale co reklamować?
Czytaj więcej
Chłop śpi, a mu w polu samo rośnie. Winiarz tylko zbiera grona, potrzyma w beczce i gotowe. No to na południu Afryki nie trzeba nawet zbierać, by zostać winiarzem.
Wino jest kwaśne albo cierpkie, a to jest za słodkie – nie, to nie są wady wina, to jego cechy. Oczywiście, mogą nam one przeszkadzać, i to bardzo, lecz obiektywnie rzecz biorąc, żadne to wady – niektóre wina mają wysoką kwasowość, inne mocno wyczuwalne taniny powodujące uczucie cierpkości, jeszcze inne, deserowe, są po prostu słodkie. I tak, co do zasady, powinno być.
Jeśli mamy wyjątkowego pecha, może nam się trafić butelka z winem trącącym pleśnią. Tu już święty Boże nie pomoże, bo ta wada powstaje w wyniku dojrzewania wina w zapleśniałej beczce.
To co jest wadą? To, co powoduje, że wino jest zepsute. Ot, choćby czuć je mokrym kartonem (w wersji delikatniejszej) lub starą, leżącą w piwnicy, zatęchłą ścierą. Nie, to nie niedbałość winiarza, to trichloroanizol, znany również jako TCA, powodujący wadę korkową. Ta ostatnia nazwa jest nieco myląca, bo owo paskudztwo może pojawić się także w butelkach zakręcanych zakrętką, ale faktycznie, zwykle to korki skażone są tym diabelstwem. To najpowszechniejsza z wad, szacuje się, że dotknięte może nią być nawet co dwudzieste, trzydzieste wino, ale spokojnie, nie zatrujecie się tym państwo.