Nie, to nie obecność Roberta Bąkiewicza na terenie Muzeum Powstania Warszawskiego udzielającego wywiadu TV Republika jest tego powodem. To jedynie symbol tego, jakie są „zasługi” obecnej władzy w kwestii polityki historycznej. Powstanie zostało bowiem przez nie włączone w codzienną młóckę polityczną już na kilku poziomach. Oto premier Mateusz Morawiecki, z wykształcenia ponoć historyk, ogłosił, że powstanie nie ma swojego zakończenia i trwa do dziś.
Przekaz jest jasny. To on i jego partia wciąż prowadzą powstanie. Dalej walczą. – Nie znamy do końca konsekwencji Powstania Warszawskiego. Wiemy tylko, że ono się stale odradza. Odradza się w nas, rzuca nowe światło na dawne wydarzenia i przyszłość – dumał szef rządu, wcielając się w swoich marzeniach w rolę powstańców, którzy jak na złość nie należą do fanów tej władzy ani pana Bąkiewicza.
Czytaj więcej
Dlaczego odwołujemy się do filozofii po to, by zrozumieć nowe zjawisko, jakim jest generatywna sztuczna inteligencja?
Niestety, doskonale znamy konsekwencje powstania. Było ono pięknym przykładem bohaterstwa żołnierzy Armii Krajowej, ale fatalnym błędem strategicznym. Polityczni dowódcy nie chcieli, by Warszawa wpadła w ręce nadchodzących Sowietów, lecz by przywitały ich władze wyzwolonej przez Polaków stolicy. Popełnili jednak strategiczne błędy, nie słuchano doniesień wywiadu, który ostrzegał, że Niemcy nie są wcale tacy słabi, ignorowano słabe uzbrojenie AK itd. Uczestników powstania chwalmy za męstwo, ale polityków warto rozliczyć za błędną decyzję, tragiczną w skutkach.