Wystarczy jakakolwiek mocniejsza teza, a już na Twitterze czy Facebooku zbiega się tłum, by przekonywać, że Niemcy dybią na naszą suwerenność, bogactwo i nigdy nie zgodzą się to, byśmy stali się krajem zamożniejszym czy lepiej uzbrojonym. Słowem, powtarzane są frazesy z partyjnych wieców Jarosława Kaczyńskiego, czasem w groteskowej formie.
Charakterystyczne, że nasi internetowi znawcy Niemiec zatrzymali się w sprawie wojny w Ukrainie na marcu 2022 r. Wciąż więc opowiadają kocopały o 5 tys. starych hełmów i wysuwają argumenty, że to nie tyle Rosja, ile de facto Niemcy zaatakowały Ukrainę.
Czytaj więcej
Rosjanie wykupują nieruchomości w zaanektowanym Mariupolu, w którym ich wojsko zniszczyło 90 proc. miejskich budynków i 60 proc. prywatnych domów.
Do polskiej opinii publicznej, w tym do polityków rządzącej prawicy, nie do końca doszła fundamentalna zmiana, jaka nastąpiła w Niemczech w ostatnich miesiącach. Dziś są one na podium krajów, jeśli idzie o wartość przekazanego sprzętu wojskowego, wspomagają Ukrainę miliardami euro, bez których budżet tego kraju mógłby nie wytrzymać czasu wojny.
Możemy mieć oczywiście wątpliwości, czy Niemcy nie powinny się w jakiś sposób rozliczyć z tego, że popełniły w stosunku do Rosji tak poważny błąd. Ale widać dziś, że nie ma powrotu do polityki wschodniej sprzed 24 lutego 2022 r. Wcześniej Berlin opierał się na dwóch fundamentach: pierwszy polegał na historii, Niemcy bowiem uważali, że to ofiara krwi żołnierzy Armii Czerwonej doprowadziła do upadku III Rzeszy, co uważają za moment wyzwolenia ich kraju. I później również to Moskwa zgodziła się na zjednoczenie Niemiec. Istniało więc coś w rodzaju wdzięczności wobec Rosji, choć dla Polski, z naszym doświadczeniem historycznym, jest to coś zupełnie niewyobrażalnego.