Ona oddawała ducha epoki i malowała obraz mężczyzny, któremu do szczęścia potrzeba prostych rzeczy: kontaktu z naturą, zanurzenia się w ciszy, niewymuszonych rozrywek. Nie dążą do narcystycznej maksymalizacji. Ten serialowy Pan Samochodzik z 1971 r. pokazuje właśnie taki świat starej Warmii i Mazur: rzeczywisty, nostalgiczny. Tkanka nowego Pana Samochodzika jest plastikowa i zmaksymalizowana jak tkanka kulturowa, w której jest zanurzony od pierwszej sceny. Maksymalizacja następuje wtedy, kiedy trzeba coś dodać, ale nie ma z czego zaczerpnąć.
Kiedy myślę o Panu Samochodziku 2023, przychodzi mi do głowy estetyka baroku. Występowały w niej tzw. maski – rodzaj przedstawienia pokazujący serie atrakcyjnych następujących po sobie przeładowanych obrazów bez związku, które nic nie mówiły o życiu i nie niosły żadnej treści. W książce „451 stopni Fahrenheita” Raya Bradbury’ego mamy obraz świata przyszłości bez książek, w którym wszystkie nam znane słowa mają inne znaczenia. Jedyną dostępną formą kultury ludzi w tej książce była tzw. rodzinka, czyli wyświetlanie niekończącego się ciągu bezsensownych scen pojawiających się na wielkich ekranach u ludzi w domach. Obrazy te nie miały żadnej logiki i nie przedstawiały żadnej psychologicznej prawdy. Filmy oferowane przez platformy streamingowe zaczynają przedstawiać właśnie takie skrzyżowanie barokowej „maski” i Bradbury’owskiej „rodzinki” z jednoczesnym pchaniem ultralewicowej agendy. Tyle tylko, że aby przyciągnąć widza przed ekran, trzeba stworzyć wiarygodną akcję w dziele filmowym. A do tego potrzebne są psychologicznie wiarygodne postacie, czyli takie, których działania mają logikę typową dla ludzkich istot (choćby np. żyły na innej planecie, w innych warunkach i scenerii czy były postaciami mitycznymi). Agenda ideowa, w której np. zacieramy różnicę płciową, odwracamy role, uniemożliwia twórcom zbudowanie wiarygodnej akcji. Jedyne więc, co im zostaje, to zbombardowanie widza szeregiem atrakcyjnych, choć bezsensownych obrazów, bo tylko one są w stanie utrzymać widza przy filmie. Co się zresztą średnio udaje – nasz mózg nie identyfikuje się z postaciami, patrzy tylko na obrazy.
Wyczuwam tęsknotę za światami Pana Samochodzika i żal pokoleniowy, że z dzieła konstytuującego dzieciństwo czy wiek nastoletni zrobiono karykaturę i farsę…
Może zawłaszczenie kulturowe to za duże słowo. Ale czuję, że coś zostało nam – 40-, 50-latkom – wzięte i… w jakimś sensie sprofanowane czy wydrwione, w każdym razie użyte w sposób totalnie inny niż w wersji pierwotnej. Wersja netfliksowa dorabia gębę i odbiera mojemu pokoleniu (czy w ogóle fanom tej serii Nienackiego) ważność tego doświadczenia obcowania z literaturą. Jasne, pamiętajmy o skali: kto z nas żyje tym, że uznaje tylko pierwsze trzy części „Gwiezdnych wojen”? Podobnie z Panem Samochodzikiem i Wiedźminem – nie damy się za niego pokroić. Ale jednak nikt, kto czytał te książki wtedy, kiedy one były drukowane, nie może się zgodzić na to, co widzi w wykreowanych netfliksowych światach. To oznacza, że ludzie w „pokoleniu samochodzikowym” nie decydują o niczym (lub są zajęci liczeniem zarobionych pieniędzy i nie mają na nic czasu). Tak jakby nigdy nie było realnych ludzi – nastolatków, którzy te książki czytali i dla których były one ważną inspiracją. Ba, czasami ludzie wybierali studiowanie historii sztuki właśnie po przeczytaniu serii Zbigniewa Nienackiego. Ona w tamtych czasach naprawdę pełniła funkcję ważnego przewodnika po świecie. Skąd 40 lat temu dziewięciolatki mogły czerpać informację o wolnomularzach czy czesko-żydowskich alchemikach, templariuszach i Indianach? W jakimś sensie to „samochodzikowe” dziedzictwo pokoleniowe zostało wzięte i użyte bez jakiegokolwiek szacunku.
I bez sensu.
Nie jestem do końca przekonany, czy bez sensu. Bo może ten brak szacunku jest elementem agendy przedefiniowania niektórych wartości. Powtórzę, i Pan Samochodzik (ale także oryginalny Wiedźmin) ma pewien ciekawy rodzaj męskiej niezależności, która nie wyzyskuje kobiet, ale nie jest z nimi w symbiozie, jest oparta na wewnętrznym świecie i sublimacji – niespełnionej miłości (przypomnijmy tu Sapkowską postać Jennefer). W wersji nowoczesnej ten męski świat nie istnieje – zostaje przemieniony w płaską rzeczywistość. Nowy mężczyzna jest prostą kliszą bez godności. Uwikłany w kobiecość, najczęściej w sposób toksyczny.