"Rannego lwa to i małpa kopnie”. To stare chińskie przysłowie przypomniało mi się ostatnio podczas lektury artykułów będących dość zmasowanym atakiem na Krystiana Lupę. Po śmierci Kantora, Grotowskiego, Swinarskiego, Axera, Wajdy czy Jarockiego wśród twórców polskiego teatru liczących się na międzynarodowych scenach został właściwie tylko on, no i Warlikowski.
Świadczą o tym nagrody, zaproszenia jego spektakli na najważniejsze teatralne festiwale. Rozsiana po całym świecie grupa „Lupatyków”, zahipnotyzowanych jego spektaklami, nadała mu wręcz wymiar boski. To mogło, oczywiście, wytworzyć w artyście pewne poczucie bezkarności. Krystian Lupa od dawna przyzwyczaił nas do przeciągania prób, przesuwania dat premiery przedstawienia. Właściwie pokazał, że oficjalna premiera to jedynie publiczny pokaz czegoś, co podlegać będzie jeszcze licznym zmianom, przeróbkom, dopracowaniu. Od lat było wiadomo, że praca z tym reżyserem to krew, pot i łzy, ale – jak twierdzono – wszystko wynagradza potem efekt końcowy, nagrody, wojaże.
Czytaj więcej
Andrzej Seweryn dał popis aktorskiej wirtuozerii we wstrząsającej opowieści o Learze w reżyserii Janusza Opryńskiego.
Każdy, kto zna historię teatru, pamięta, że z jakiegoś powodu wielkiego Jerzego Jarockiego nazywano „torturmistrzem” (to prawie jak dziś „przemocowcem”), a słowa wypowiadane w czasie prób przez co najmniej dwóch reżyserów o imieniu Kazimierz nie nadają się do zacytowania. A przypomnijmy spektakle Tadeusza Kantora. Tam gęsta atmosfera panowała nie tylko w czasie prób, ale też bezpośrednio przed pokazem. Pamiętam, jak w klubie studenckim Stodoła, gdzie zwykle pokazy się odbywały, za zaciągniętą kurtyną trwała, słyszana doskonale przez widzów, „mocno ożywiona dyskusja”, w której twórca Cricot 2 nie szczędził słów krytyki organizatorowi występu, szantażował, że ma chore serce i może to być ostatni spektakl z jego udziałem. Emocje sięgały zenitu, a półtorej godziny później podczas ukłonów obaj panowie uścisnęli sobie ręce. I przed każdym następnym występem sytuacja się powtarzała w najdrobniejszych szczegółach.