Ach, co to był za marsz! Ciągnęły się szeregi prosto, długo, daleko jako morza brzegi. I widziałem ich wodza. Ma na imię Donald.
Rozpoznali państwo parafrazę „Reduty Ordona”? Tak, wiemy, tamten wódz z wiersza Mickiewicza to był carski generał. I nie chcielibyśmy, żeby wyszło, że coś komuś sugerujemy. Ale sami wiecie… Komisja ds. badania wpływów rosyjskich nie powstała bez powodu. Wszyscy wiedzą, kto z Putinem po molo spacerował i co wtedy uzgodnili.
Tak czy owak wódz Donald odniósł sukces. Ludzi był tłum (według TVN, bo według TVP tłumek). No i udało się wreszcie zdyscyplinować niesfornych urwisów: Szymonka i Władzia. Wierzgali, wierzgali, ale w końcu przyszli. Tylko Włodzimierz Iljicz Czarzasty od razu wiedział, że trzeba się stawić. Ale on przećwiczył równanie szeregów w matce wszystkich krajowych partii: Polskiej, Zjednoczonej, Robotniczej.
Jak byśmy wierzyli w teorie spiskowe, to byśmy powiedzieli coś takiego. PiS-owskie wzmożenie tuż przez 4 czerwca było właśnie po to, żeby marsz był bardziej okazały, a Prezes mógł sobie ustawić sobie Donalda jako worek treningowy. Te wszystkie „lex Tuski”, spoty z Auschwitz z Andrzejem Sewerynem. Jak to mówił Kazimierz Pawlak w „Samych swoich”? Trzebaż nam było szukać nowego wroga, jak tu pod bokiem znalazł się stary?
Czytaj więcej
Autostrada kontra PKS, osiem stów kontra osiem gwiazdek, darmowe kontra darmowsze. Czyli ogólnie jest wesoło. Jak na stypie.