Tak zwany incydent czy skandal z posłem do Sejmu Rzeczypospolitej Grzegorzem Braunem w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie jest już powszechnie znany, ale na wszelki wypadek, dla tych którzy czerpią wiedzę tylko z moich felietonów (znam taką jedną osobę w Stanach), streszczę główne punkty wydarzenia.
W centrum miasta miał się odbyć wykład kanadyjskiego historyka. Przed eleganckim budynkiem zebrała się grupa (ze zdjęć wygląda, że niewielka, ale z plakatami), a wewnątrz, po mniej więcej dziesięciu minutach, jeden ze słuchaczy – właśnie poseł Braun – wyrwał prelegentowi mikrofon, rozbił nim sprzęt nagłaśniający, energicznie i groźnie wymachiwał rękami oraz mikrofonem, krzyczał na organizatorów spotkania, a po (dużo za długim) czasie przyjechała policja. Poseł przywitał ją przemówieniem skierowanym do filmujących go kamer i telefonów i objaśniał, że jako poseł i patriota „wkroczyłem, działając w stanie wyższej konieczności, bo za wyższą konieczność uważam kładzenie kresu tego typu prowokacjom wobec narodu”. Organizatorzy poprosili obecnych – około 80 osób – o opuszczenie sali, co oni zrobili; prelegenta – słusznie – wyprowadzono tylnym wyjściem, a poseł Braun wezwał dyrektora instytutu do opuszczenia Polski, podczas gdy tłumek pod budynkiem gromko sobie pokrzykiwał. Nie wiem, czy śpiewali Rotę, ale wymowa wrzasków była zdecydowanie w tonie „nie będzie Niemiec (i inni tacy) pluł nam w twarz”.
Czytaj więcej
Znałam wielu Sprawiedliwych i członków ich rodzin i nikt z nich nie uważał, że odkupił choćby jednego łajdaka.
Demonstracja pod Instytutem była zwołana przez organizację Roty Niepodległości i kierowana przez Roberta Bąkiewicza ze stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Tak naprawdę nie wiem, kto jest prezesem tego marszu, bo w samej partii nastąpiły jakieś „razborki”, ktoś kogoś usuwał i przywracał, jedni są mniejszością, inni większością, jak nie przymierzając u rosyjskich socjaldemokratów w 1903 roku. Jak wiadomo, najgroźniejsi okazali się bolszewicy, którzy skądinąd byli w mniejszości.
Tak czy owak, policja powinna była być już na miejscu przed rozpoczęciem spotkania. Niemcy Niemcami, ale należy bronić dobrego imienia Polski, bo jak właśnie przeczytałam, Braun może poszedł za daleko, bo: „Już teraz pojawiają się głosy przeciwników Polski i naszej racji stanu, którzy wykorzystują każdą taką sytuację na własna korzyść. Przedstawiają oni Polaków jako awanturników, którzy odmawiają rzeczowej i merytorycznej dyskusji”. No właśnie.