Ludzie, którzy nie wybrali w 1989 r. zdjęcia z Wałęsą

Łączyła ich krytyka Okrągłego Stołu i niezgoda na dogadywanie się opozycji solidarnościowej z komunistyczną władzą. Dlatego nie wzięli udziału w wyborach 4 czerwca 1989 roku.

Publikacja: 02.06.2023 10:00

Lech Wałęsa

Lech Wałęsa

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

W wyborach 4 czerwca 1989 roku zdjęcie z przewodniczącym NSZZ Solidarność Lechem Wałęsą było przepustką do parlamentu. Jego kształt ustalono przy Okrągłym Stole. Wybory do Senatu były całkowicie wolne, ale do Sejmu, zwanego kontraktowym, miejsca były z góry podzielone. Ludzie Solidarności mieli prawo walczyć tylko o 35 proc. mandatów. Resztę rozdzieliły między siebie PZPR i dwie partie satelickie – Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne. Wszyscy kandydaci Komitetu Obywatelskiego Solidarności do Sejmu i 99 kandydatów do Senatu zdobyli mandaty. Zwycięstwo Solidarności było bezapelacyjne. Ci, którzy wzięli udział w wyborach 1989 roku, stali się elitą polityczną Polski. Nie wszyscy przedstawiciele opozycji demokratycznej z czasów PRL zostali jednak uwzględnieni przy podziale miejsc na listach. Część z nich pominięto, a część na znak protestu sama nie chciała uczestniczyć w akcie wyborczym.

Czytaj więcej

Tadeusz Tomaszewski: Magdalena Ogórek żądała zbyt wiele

Morawiecki: Zanik ducha solidarności

Prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, w portalu Dzieje.pl tak pisał o tych, którzy w 1989 roku nie tylko nie aspirowali do zdjęcia z Wałęsą, ale nawet nie wzięli udziału w głosowaniu: „Radykalne skrzydło opozycji, obejmujące m.in. Solidarność Walczącą, Federację Młodzieży Walczącej oraz Liberalno-Demokratyczną Partię »Niepodległość«, wezwało do bojkotu wyborów. Ugrupowania te – odrzucające okrągłostołowy kompromis z komunistami oraz wszystkie jego efekty – żądały odsunięcia PZPR od władzy i przeprowadzenia całkowicie wolnych wyborów parlamentarnych”.

Kornel Morawiecki, lider Solidarności Walczącej, był jednym z najbardziej zagorzałych krytyków ustaleń Okrągłego Stołu. W jednym z wywiadów mówił m.in., że to właśnie z powodu tamtego porozumienia Polska straciła pozycję kraju, który rozpoczął demokratyczne przemiany w bloku wschodnim.

– Jak Francuz czy Japończyk może zrozumieć, że Polska odegrała największą rolę w pokonaniu komunizmu, skoro wybraliśmy na pierwszego prezydenta generała Jaruzelskiego. A to był efekt ustaleń okrągłostołowych. Dla normalnych ludzi ten wybór był zaprzeczeniem transformacji. To dlatego upadek komunizmu kojarzy się z upadkiem muru berlińskiego, z Niemcami, choć Niemcy mieli w tym upadku mniejszy udział niż Rosjanie – mówił w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.

Morawiecki był również krytykiem transformacji realizowanej po wyborach 1989 roku. Według niego sposób transformacji pozostawiał wiele do życzenia. – Część układu nomenklaturowego okazała się pazerna, zblatowała się z pookrągłostołową, solidarnościową elitą i rozkradła Polskę. Zamiast modernizować to, co mieliśmy – a dysponowaliśmy sporym potencjałem przemysłowym – po prostu to roztrwoniliśmy. Nasza polityka wewnętrzna i zagraniczna też była obciążona ogromnymi błędami i to niezależnie od tego, która partia rządziła. To, że wylądowaliśmy lepiej niż Ukraińcy, wynika z faktu, iż byliśmy silniejszym społeczeństwem – lepiej zorganizowanym, spoistym – przekonywał Morawiecki w „Rzeczpospolitej”.

I dalej mówił, że szyld Solidarności po wyborach 1989 roku był pusty, bo „do głosu doszedł duch kapitalizmu i liberalizmu, a duch solidarności zaniknął”, zaś najlepszy dowód to ten, że w 1993 roku wybory wygrał postkomunistyczny Sojusz Lewicy Demokratycznej, a w 1995 roku prezydentem został Aleksander Kwaśniewski. – To było uwłaczające dla naszego narodu. Cały układ okrągłostołowy nie był w ogóle obliczony na obalenie komunizmu. Jaruzelski miał być prezydentem przez pięć lat i miał posiadać uprawnienia do rozwiązania Sejmu. Dynamizm sytuacji wymusił inny scenariusz, bo zmiany zaczęły się rozlewać po całym obozie socjalistycznym – analizował wydarzenia z 1989 roku.

Zdaniem Kornela Morawieckiego to, że przez 25 lat nie przeprowadzono porządnej lustracji, było również konsekwencją Okrągłego Stołu. – Na początku lat 90. to była kluczowa sprawa. Żyliśmy w zakłamaniu, zrobiliśmy w połowie złodziejską, a w połowie zakłamaną prywatyzację. Jaki przykład daliśmy Ukraińcom, Rosjanom, innym narodom czy naszym własnym następnym pokoleniom? A przeszłości nie da się wymazać gumką myszką – mówił Morawiecki, obwiniając o te procesy Lecha Wałęsę.

Kornel Morawiecki miał żal do dawnych kolegów z opozycji, że jego środowisko było zawsze marginalizowane. Przekonywał, że tylko Solidarność Walcząca stawiała na upadek komunizmu w całym obozie i na rozpad Związku Sowieckiego. W jego ocenie inni działacze opozycji chcieli pełnić rolę konstruktywnej opozycji przy komunistycznej władzy.

Tłumaczył to następująco: „Marginalizowano nas, bo upadek sowieckiego imperium nikomu nie mieścił się w głowie (…). W pierwszym czy drugim numerze »Tygodnika Solidarność« wznowionym po okrągłym stole, pod redaktorem naczelnym Tadeuszem Mazowieckim, ukazało się kalendarium opozycji i tam w ogóle nie było hasła Solidarność Walcząca. Tak fałszowano rzeczywistość. Byliśmy marginalizowani nie tylko przez nasze środowiska, ale i przez Zachód. Gdy wyjechałem do USA i starałem się nawiązać kontakty, które by wspomagały Solidarność Walczącą, to spotkałem się z odmową”.

Kornel Morawiecki był jednym z najdłużej ukrywających się działaczy opozycji solidarnościowej. Prześladowany przez komunistyczną władzę, deportowany do Wiednia podczas próby powrotu z zagranicy, nielegalnie dostał się do Polski. W czasie wyborów do Sejmu kontraktowego pozostawał w ukryciu. Ujawnił się dopiero w czerwcu 1990 roku, zatem rok po wyborach 1989 roku.

Od momentu pierwszych powszechnych wyborów prezydenckich w 1990 roku Morawiecki starał się zdobyć własne miejsce na scenie politycznej. Startował w kolejnych wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Jednak przez 25 lat nie był w stanie przebić się do głównego nurtu polityki. Po raz pierwszy wszedł do Sejmu dopiero w 2015 roku z listy Kukiz’15. Został wtedy marszałkiem seniorem. Dość szybko poróżnił się z liderem ugrupowania Pawłem Kukizem i odszedł z klubu. Do końca kadencji wspierał w głosowaniach rząd, którym od 2017 roku kierował jego syn Mateusz Morawiecki. W 2019 roku Prawo i Sprawiedliwość wystawiło Kornela Morawieckiego do Senatu na Podlasiu. Niestety, tych wyborów założyciel Solidarności Walczącej nie doczekał.

Balicki: Poszkodowani zapłacili cenę transformacji

Marek Balicki należał do tzw. gwiazdozbioru, czyli do środowiska skupionego wokół Andrzeja Gwiazdy, który ostro poróżnił się z Lechem Wałęsą w 1981 roku. W 1989 roku środowisko Gwiazdy nie akceptowało układu okrągłostołowego. Balicki w 1987 roku przeprowadził się z Wybrzeża w okolice Warszawy i – jak mówi – jego relacje trójmiejskie trochę się rozluźniły, ale nie zabiegał o start w wyborach ani w nich nie zagłosował. Mimo że w czasach PRL był aktywnym działaczem opozycji, w czasach obrad Okrągłego Stołu i wyborów 1989 roku był obserwatorem, a nie uczestnikiem wydarzeń. Nie podobało mu się dogadywanie z władzą, ale powodów jego dystansu do tamtych wydarzeń politycznych było więcej.

– Po pierwsze już w czasach PRL uznałem, że nie będę głosował w żadnych wyborach, które nie są wolne. A skoro przyjąłem taką zasadę, to nie mogłem jej złamać w 1989 roku dla wyborów, które również w pełni wolne nie były, tylko stanowiły rodzaj plebiscytu. Po drugie to była kwestia lojalności środowiskowej – otoczenie Andrzeja Gwiazdy nie uczestniczyło w wyborach do Sejmu kontraktowego, zatem ja również tego nie zrobiłem. Po trzecie Tadeusz Mazowiecki odmówił kandydowania do parlamentu w 1989 roku z tego powodu, że nie wszystkie środowiska opozycyjne zostały dopuszczone na listy wyborcze i to też był dla mnie jakiś argument. Tym bardziej że Jan Olszewski i kilka innych znaczących postaci, które były w innym nurcie Solidarności niż ja, też odmówili kandydowania – mówi „Plusowi Minusowi”. Ale przyznaje, że mimo wszystko był to dla niego spory dylemat.

– Moja decyzja nie była oczywista, bo jednak już wówczas wybory do Sejmu kontraktowego wydawały się bardzo ważnym wydarzeniem w naszej historii, które może zmienić dalszy bieg zdarzeń, co też się zresztą stało – mówi. I dodaje, że wybory, choć jako akt były niedemokratyczne, to jednak otworzyły drogę do demokratycznych przemian i to szybciej, niż się spodziewali uczestnicy układu okrągłostołowego. Do przyspieszenia doszło już latem 1989 roku, kiedy Adam Michnik opublikował na łamach „Gazety Wyborczej” tekst-hasło: „Wasz prezydent, nasz premier”. – Paradoksalnie to tylko potwierdza, że można było pójść dalej i w czerwcu 1989 roku zrobić demokratyczne wybory – mówi nasz rozmówca.

Zdaniem Marka Balickiego było kilka ważnych, negatywnych efektów porozumień okrągłostołowych. Na pierwszym miejscu późniejszy minister zdrowia wymienia dobre pozycjonowanie w nowym ustroju ludzi poprzedniego systemu. – I to jest istotny problem. Działacze poprzedniego reżimu potrafili się urządzić w gospodarce rynkowej, stali się drapieżnymi kapitalistami, choć formalnie mianowali się lewicą. A ci, którzy w PRL byli poszkodowani, od pracowników PGR-ów począwszy, poprzez robotników, zapłacili największą cenę za nowy ustrój – mówi Balicki.

Dodaje, że z powodu porozumień Okrągłego Stołu nie doszło też w wolnej Polsce do dekomunizacji i lustracji. – Dziś to już nie ma znaczenia, ale w latach 90. miało swoją wagę – stwierdza.

Balicki zaznacza zarazem, że niezależnie od ułomności rozwiązań przyjętych przy Okrągłym Stole, wyborcze zwycięstwo Solidarności w 1989 roku sprawiło mu dużą radość i satysfakcję. Poza tym pozwoliło na dalsze działanie. Już w 1990 roku Balicki kandydował do samorządu miejskiego w pierwszych całkowicie wolnych wyborach i zdobył mandat radnego w Ząbkach. Później zaangażował się w wybory prezydenckie na rzecz Tadeusza Mazowieckiego, a dalej – jak mówi – już poszło. Był posłem i senatorem, w rządzie Hanny Suchockiej został wiceministrem zdrowia. A w rządach Leszka Millera i Marka Belki szefował temu resortowi.

Czytaj więcej

Tadeusz Cymański: Znaleźliśmy się w raju samodzielnego rządzenia

Szeremietiew: Złamana wola narodu

Romuald Szeremietiew był kolejnym politykiem, który nigdy nie pretendował do zdjęcia z Wałęsą. Nie uczestniczył w wyborach 1989 roku ani czynnie, ani biernie. Jego środowisko uznało obrady Okrągłego Stołu za akt zdrady ideałów Sierpnia ’80 i ogłosiło bojkot wyborów 4 czerwca 1989 r. – Byłem przewodniczącym Polskiej Partii Niepodległościowej. Otrzymaliśmy ofertę, żebyśmy poparli ideę Okrągłego Stołu. Uważaliśmy jednak, że jeżeli zaczniemy się dogadywać z reżimem, to trzeba będzie mu coś zaoferować – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem”. Jak się okazało, ceną za porozumienia Okrągłego Stołu były częściowo wolne wybory do Sejmu kontraktowego.

– Dla nas to było rozwiązanie nie do przyjęcia. W żadnym z krajów byłego bloku wschodniego nie wymyślono czegoś takiego. Częściowo wolne wybory oznaczały, że została złamana wola narodu, który w 1989 roku poparł Solidarność, a odrzucił komunistyczną władzę – mówi Szeremietiew. Przypomina, że po tym, gdy w pierwszej turze wyborów z 4 czerwca została niemal w całości skreślona lista krajowa, na której byli kandydaci komunistycznej władzy, trzeba było zmieniać ordynację wyborczą, żeby obsadzić wolne miejsca. – Oceniałem to jak najgorzej, podobnie jak wybór generała Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta. To wszystko była sztuczna konstrukcja, która musiała się posypać. Zresztą od początku utrzymywaliśmy, że nie ma co gadać z „kiszczakami”, bo to wszystko i tak się posypie. Wystarczyło tylko poczekać – podkreśla.

Szeremietiew uważa, że z powodu układu Okrągłego Stołu Polacy do dzisiaj nie wiedzą, kiedy właściwie Polska odzyskała niepodległość, bo nie było ostrego przejścia między PRL a wolną Polską. – Chciałem, żeby taką formalną granicą było uroczyste przekazanie insygniów prezydenckich II RP Lechowi Wałęsie, gdy został pierwszym prezydentem wybranym w powszechnych wyborach, ale nie udało się tego przeprowadzić – mówi.

Insygnia zostały przekazane Wałęsie przez Ryszarda Kaczorowskiego, ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie, w grudniu 1990 roku, ale nie zostało to uznane formalnie za moment narodzin nowej Polski. Cezurą nie były też wybory 1989 roku, bo w rządzie Tadeusza Mazowieckiego zasiadali politycy poprzedniego reżimu, m.in. wspomniany przez Szeremietiewa Czesław Kiszczak, który kierował MSW i już po 1989 roku robił „porządki” w archiwach tej instytucji, zezwalając na palenie i wynoszenie kompromitujących akt.

Romuald Szeremietiew nie żałuje, że nie wziął udziału w historycznych wyborach 1989 roku. Co więcej, uważa, że to wcale nie była historyczna chwila, tylko dwuznaczne przedsięwzięcie. – Wiem, że większość obywateli nie podzielała wtedy naszego stanowiska, bo bardzo chcieli, żeby środowiska polityczne dogadywały się „jak Polak z Polakiem”, żeby była zgoda narodowa, zatem nasza postawa nie była szczególnie ceniona – przyznaje dzisiaj Szeremietiew.

Bojkot wyborów nie zamknął mu drogi do politycznej kariery – w rządach Jana Olszewskiego i Jerzego Buzka został wiceministrem obrony narodowej. – Ciągnęło mnie do służby krajowi. Byłem, jestem i pozostanę państwowcem. Chciałem coś robić dla mojego kraju i pierwszą okazją, kiedy mogłem się zaangażować, był rząd Jana Olszewskiego – mówi.

Nadal też utrzymuje, że rocznica 4 czerwca nie powinna być traktowana w szczególny sposób. – Im szybciej o tym zapomnimy, tym będzie lepiej – przekonuje.

Komorowski: Byłem sceptykiem

Ale były też i takie postawy jak Bronisława Komorowskiego, który w czasach PRL należał do radykalnej opozycji antykomunistycznej i dlatego – jak przyznał kiedyś w Polsat News – nie poszedł na wybory w 1989 roku. – Ten dzień, 4 czerwca, oprócz urodzin własnych, to była też ogromna ilość dyskusji w moim środowisku radykalnej opozycji antykomunistycznej. Także w kręgu mojej rodziny spieraliśmy się o to, czy iść, czy nie iść do wyborów, i w końcu nie uczestniczyłem w głosowaniu – mówił Komorowski. Przyznał, że wynik wyborów, zwycięstwo kandydatów solidarnościowych, go ucieszył. Żałował, że sam pozbawił się „możliwości uczestniczenia w czymś wielkim”.

A w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” na pytanie, czy był przeciwnikiem Okrągłego Stołu, były prezydent odpowiedział: „Nie, byłem sceptykiem. Podejrzewałem, że komuniści nas wykorzystają i oszukają. O ile wiem, były takie plany, tylko zostały przekreślone przez wynik wyborów z 4 czerwca. Dziś uważam, że Okrągły Stół odegrał bardzo pozytywną rolę w naszej historii i każda próba przekreślenia tego wydarzenia jest głupotą”.

Czytaj więcej

Wawrzyniec Konarski: Sama manifestacja 4 czerwca to za mało

Rezygnacja z udziału w wyborach 1989 roku nie wpłynęła negatywnie na polityczną karierę Bronisława Komorowskiego. Po wyborach 4 czerwca był przez wiele lat posłem i zajmował wysokie stanowiska państwowe. Pełnił funkcję wiceministra obrony narodowej w trzech rządach solidarnościowych: Tadeusza Mazowieckiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego i Hanny Suchockiej. W rządzie Jerzego Buzka został szefem MON. A za czasów Donalda Tuska zasiadał w fotelu marszałka Sejmu. Zwieńczeniem jego politycznej drogi był wybór na prezydenta RP w 2010 roku, który to urząd sprawował przez jedną kadencję.

We wspomnianym wywiadzie w Polsat News mówił: „Dzisiaj mam podwójną satysfakcję, że mogę powiedzieć, iż to nie ja miałem rację wtedy. Mieli ci, którzy wykazali więcej odwagi, takiej odwagi w myśleniu optymistycznym o tym, że sprawy polskie mogą pójść do przodu. I poszły dobrze”.

— Dla nas to było rozwiązanie nie do przyjęcia. W żadnym z krajów byłego bloku wschodniego nie wymyś

— Dla nas to było rozwiązanie nie do przyjęcia. W żadnym z krajów byłego bloku wschodniego nie wymyślono czegoś takiego — mówi o wyborach sprzed 34 lat Romuald Szeremietiew, wówczas szef Polskiej Partii Niepodległościowej

MICHAł WARGIN/EAST NEWS

– Już w czasach PRL uznałem, że nie będę głosował w żadnych wyborach, które nie są wolne. A skoro pr

– Już w czasach PRL uznałem, że nie będę głosował w żadnych wyborach, które nie są wolne. A skoro przyjąłem taką zasadę, to nie mogłem jej złamać w 1989 roku – podkreśla Marek Balicki

Mariusz Grzelak/REPORTER

– To było uwłaczające dla naszego narodu. Cały układ okrągłostołowy nie był w ogóle obliczony na oba

– To było uwłaczające dla naszego narodu. Cały układ okrągłostołowy nie był w ogóle obliczony na obalenie komunizmu – wspominał w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” Kornel Morawiecki

TOMASZ GOLLA / SUPER EXPRESS/East News

Bronisław Komorowski w PRL należał do radykalnej opozycji antykomunistycznej. Postanowił nie brać ud

Bronisław Komorowski w PRL należał do radykalnej opozycji antykomunistycznej. Postanowił nie brać udziału w wyborach 4 czerwca, ale ich wynik go ucieszył

Piotr Zagiell/East News

W wyborach 4 czerwca 1989 roku zdjęcie z przewodniczącym NSZZ Solidarność Lechem Wałęsą było przepustką do parlamentu. Jego kształt ustalono przy Okrągłym Stole. Wybory do Senatu były całkowicie wolne, ale do Sejmu, zwanego kontraktowym, miejsca były z góry podzielone. Ludzie Solidarności mieli prawo walczyć tylko o 35 proc. mandatów. Resztę rozdzieliły między siebie PZPR i dwie partie satelickie – Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne. Wszyscy kandydaci Komitetu Obywatelskiego Solidarności do Sejmu i 99 kandydatów do Senatu zdobyli mandaty. Zwycięstwo Solidarności było bezapelacyjne. Ci, którzy wzięli udział w wyborach 1989 roku, stali się elitą polityczną Polski. Nie wszyscy przedstawiciele opozycji demokratycznej z czasów PRL zostali jednak uwzględnieni przy podziale miejsc na listach. Część z nich pominięto, a część na znak protestu sama nie chciała uczestniczyć w akcie wyborczym.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi