Ajest tam się z czego cieszyć, zwłaszcza przy stole. Parmeńską szynkę oraz parmezan, bolońską mortadelę czy spaghetti świat podziwia nie mniej niż freski Rawenny. A Modena, rodzinne miasto Pavarottiego, leży w sercu krainy, do której powinniśmy mieć szczególny sentyment, w końcu tekst naszego hymnu powstał 25 kilometrów dalej, w Reggio Emilia. Tak więc dziś o Modenie, mieście, do którego odczuwam trudną do wytłumaczenia słabość, bo ani ono najpiękniejsze, ani zabytki najważniejsze, ani z muzeów nie słynie. Jasne, uwielbiam ocet balsamiczny, który w Modenie osiągnął status (i ceny) boskiego eliksiru, ale to chyba nie to. Ale skoro to rubryka o winie, to i ono pojawić się musi, z wyjaśnieniem, że Emilia-Romania nie kojarzy się z winem. A powinna, w końcu tu powstaje winiarski produkt eksportowy numer jeden Włoch (tak przynajmniej było jeszcze kilka lat temu), czyli… lambrusco. To ono, na swoje nieszczęście, podbiło Amerykę, ale o tym za chwilę. Nic dziwnego, że jedyne w świecie Muzeum Lambrusco otwarto kilkanaście kilometrów od Modeny i domu Pavarottiego.

Cóż to za wino? Czerwone (od różu po niemal granat), musujące, konkretnie frizzante, a więc ma zdecydowanie mniej bąbelków niż szampan czy prosecco. Robi się je z odmiany, a raczej rodziny odmian, lambrusco. Nie nadaje się do przechowywania, pijemy je (schłodzone!), póki świeże, którą to świeżość podkreślają dyskretne bąbelki. I jeszcze jedno – koniecznie do jedzenia, nigdy solo. Aha, zasadniczo to wino wytrawne, choć na rynku jest mnóstwo amabile (półsłodkie) lub dolce (słodkie). Dostajemy więc wino tanie i lekkie, o niskiej zawartości alkoholu. Stąd ten amerykański sukces, uwierający ambitniejszych producentów, którzy nie chcą, by lambrusco kojarzyło się ze sfermentowanym kompotem wiśniowym czy coca-colą.

Nie nadaje się do przechowywania, pijemy je (schłodzone!), póki świeże, którą to świeżość podkreślają dyskretne bąbelki. I jeszcze jedno – koniecznie do jedzenia, nigdy solo. 

Rodzina Paltrinieri produkuje w okolicach Modeny lambrusco absolutnie najwyższej jakości. I cóż mam państwu powiedzieć? Jeśli piliście kiedyś lambrusco i wam nie smakowało, to się świetnie składa – tym razem mamy najlepszego producenta. Jeśli nigdy nie piliście, to sprawdźcie, co pokochał świat. A smaki? Od prostych wiśni, w żywym, kwasowym otoczeniu (Solco), po leśne, kwiatowe nuty świętej Agaty. No i jest jeszcze leciuteńkie, kapslowane Radice, moje ulubione w tym zestawie. Brać, pić, nie marudzić!