Nie, literówki tu nie ma, nie proponuję bowiem katalońskiej, musującej cavy, ale espresso. Mazurki, bez względu na polewę, mają tendencję do bycia obrzydliwie słodkimi. OK, przygotowywany przez moją osobę mazurek królewski z polewą czekoladową paradoksalnie taki nie jest, ale to jednak wyjątek, nie reguła. Mógłbym oczywiście zaserwować do niego porto lub słodkie sherry albo zupełnie wytrawnie – jak podczas degustacji najlepszych czekolad – porządne cabernet sauvignon, ale nie, ja piję kawę. A skoro zupełnie jak dzieci zaczynamy od deserów, to zdradzę, że do mojej paschy – ale może być też do państwa serników – nie podaję porto tylko piękny tokaj, który mi idealnie zbalansuje cukier kwasowością, podbijając cytrusowymi i karmelowymi nutami. Mistrzostwo świata i okolic.

O ile wino na Wigilię wzbudza u niektórych silny sprzeciw, bo na przeszkodzie stoi tradycja, to na wielkanocnym stole żadnych kontrowersji nie budzi. 

O ile wino na Wigilię wzbudza u niektórych silny sprzeciw, bo na przeszkodzie stoi tradycja, to na wielkanocnym stole żadnych kontrowersji nie budzi. Tu trzeba tylko ustalić główny posiłek, co wcale nie jest proste, ale ponieważ felieton jest o tym, co pije Mazurek, to zostajemy przy śniadaniu. Ponieważ z Wigilii Paschalnej wracamy w środku nocy, to i śniadanie nie zaczyna się nigdy przed 11, nie dziwi więc, że pijemy wtedy wino. Z tym jest cała komedia, bo zwykle w Wielką Sobotę znikam na dobrą godzinę w piwnicy i się głowię: które wybrać, co do czego i jak dopasować. Wracam objuczony tuzinem butelek, z których do śniadań wypijamy nie więcej niż dwie. Jakie? Do białej kiełbasy (ale i żuru, jeśli państwo podają, lub tłustszych mięs) sięgam po wino pomarańczowe. Ponieważ nie jestem sam, nie są to gruzińskie ekstrema, ale wina z włoskiego Friuli: delikatny Radikon lub La Castellada albo bardziej zdecydowany Princic. Może też być hiperelegancki Vodopivec, tudzież kompletnie odjechany Gravner. Jak widać, mam nad czym rozmyślać. A do jaj, wędlin, szynek? Jaja i majonez najchętniej potraktowałbym wytrawnym sherry albo tokajem szamorodni w wersji wytrawnej. Pasztety wołają o coś słodszego, może starszy riesling spatlese lub nawet półsłodke auslese? Wędliny? Kopalnia możliwości – od delikatniejszych czerwieni po zdecydowane, mineralne pinot gris. A to dopiero początek śniadaniowej zabawy. Bardzo prawdopodobne, że w tym roku sięgnę po białe rarytasy z RPA od Adiego Badenhorsta lub Stompiego Meyera. Tak objedzeni nie mamy sił na obiad, a do kolacyjnego bigosu niezmiernie najlepiej pasuje amarone, w końcu raz w roku trzeba się go napić. Najlepszych, nie tylko kulinarnie, Świąt Zmartwychwstania!

Czytaj więcej

Wina Mazurka: Życie jest cudne