Zero waste. Czy da się tak żyć?

Jeżeli ludzkość skolonizuje Marsa, tamtejsze społeczeństwo z powodu ograniczonych zasobów będzie musiało stosować zasadę „żadnych odpadów”. Przybywa osób przekonanych, że i na Ziemi nie mamy innego wyjścia.

Publikacja: 20.01.2023 10:00

Według resortu rolnictwa z żywności najwięcej marnuje się w Polsce chleba (na zdjęciu sortownia odpa

Według resortu rolnictwa z żywności najwięcej marnuje się w Polsce chleba (na zdjęciu sortownia odpadów w Gdańsku)

Foto: Wojciech Stróżyk/REPORTER

Podjęłam się eliminacji nadmiaru rzeczy z mojego życia – Katarzyna Wągrowska wspomina moment, gdy osiem lat temu uświadomiła sobie, jak wiele zbędnych produktów kupuje i posiada. – Zrobiłam czystki w szafach i w mieszkaniu, ale nie wiedziałam, co dalej zrobić z rzeczami, których już nie potrzebuję. Zainteresowałam się ruchem „zero waste”, który był już popularny w Stanach Zjednoczonych. Kieruje nim pięć zasad: „odmawiaj”, „ograniczaj”, „używaj ponownie”, „oddawaj do recyklingu” i „kompostuj” – opowiada w rozmowie z „Plusem Minusem”.

Dziś prowadzi blog „Ograniczam się” i kilka innych przedsięwzięć, ale początek eksperymentu z życiem „bez odpadów” nie był łatwy. Próbowała sprzedać niepotrzebne rzeczy, ale jako pracująca mama zwyczajnie nie miała na to czasu. Pomyślała o miejscu, w którym ludzie mogliby się dzielić niepotrzebnymi przedmiotami. Tak pojawił się pomysł giveboxów (szaf do dzielenia się rzeczami), które powstały we współpracy ze społecznością lokalną w większości dzielnic Poznania. Później założyli „Po-Dzielnie”, czyli rodzaj freeshopu – sklepu, w którym wszystko jest za darmo. Codziennie odwiedza ich około 100 „klientów” i są to zarówno osoby, które przynoszą rzeczy, jak i je zabierają.

– Wczoraj znalazłam fajną zieloną sukienkę na święta, która była zupełnie nowa i miała jeszcze metkę – mówi Katarzyna.

Kiedy pytam ją, czy życie zgodnie z zasadą „zero waste” nie jest czasochłonne, odpowiada, że na samym początku wymagało od niej większego zaangażowania i wypracowania pewnego rodzaju schematów: – Nauczyłam się przerabiać żywność, aby jej nie zmarnować, i wypracowałam specjalne ścieżki zakupowe. Potem była już zwyczajna rutyna.

Taki styl życia pozwolił jej na oszczędności. – Nie kupuję ubrań w normalnych sklepach. Korzystam z aplikacji, które ratują przed wyrzuceniem jedzenie z marketów czy restauracji, piję kranówkę, szyję, robię własne kremy i kosmetyki. Jedyny obszar, w który nie mogę ingerować, to medycyna – tłumaczy.

Dzisiaj Katarzyna utrzymuje się z własnej działalności i rozwija swój blog oraz profile w mediach społecznościowych. Stara się ośmielić ludzi nawet do mikrodziałań. Otworzyła we współpracy z Komisją Europejską „Klub zmieniaczy świata” – edukacyjną platformę do wymiany doświadczeń i motywowania się wzajemnie.

Czytaj więcej

„Storyteller”: Bębnów uczył się sam

Słoik śmieci rocznie

Każdego roku ludzie wyrzucają 2,12 mld ton odpadów. Globalnie w ciągu roku wytwarzają więcej plastikowych odpadów, niż sami wszyscy razem ważą – ok. 368 mln ton. Wielka Pacyficzna Plama Śmieci, która rozciąga się między wybrzeżem Kalifornii a Hawajami, jest trzy razy większa od Francji, a pięć razy od Polski.

Przeciętny Polak wytworzył w 2021 r. średnio 358 kg odpadów komunalnych. To o 16 kg więcej niż rok wcześniej – wynika z danych GUS. Nadal jednak daleko nam do unijnej średniej, która – według danych Eurostatu za 2019 r. – wyniosła 502 kg. Najwięcej śmieci wytwarzają średnio Duńczycy, bo aż 844 kg na osobę, ale oni niemal w 100 proc. poddają je recyklingowi. W Polsce jest to nieco ponad 55 proc.

Jak to jednak bywa z wielkimi liczbami, wydają się abstrakcyjne. Jak je przełożyć na zrozumiały konkret? Może wystarczy samemu przed wyrzuceniem plastikowych śmieci zebranych w tygodniu pomnożyć ten jeden worek przez liczbę tygodni w roku i mieszkań na klatce schodowej lub domów jednorodzinnych w okolicy. Czy pomyślimy wtedy o tym, by wypróbować zasadę „less waste” (mniej odpadów) albo nawet „zero waste” (żadnych odpadów)?

Pojęcie „zero waste” funkcjonuje od lat 70. XX wieku, kiedy chemik dr Paul Palmer nazwał tak swoją firmę w Kalifornii. Dr Palmer założył również instytut promujący przede wszystkim takie projektowanie produktów, aby mogły być wykorzystywane wielokrotnie, bez konieczności ich wyrzucania. Ruch „zero waste” zyskał rozgłos w latach 90. – To jest związane z tym, co się dzieje wokół nas i czemu już nie możemy zaprzeczyć. Ze środowiskiem nie dzieje się dobrze. Niezależnie od tego, jakie mamy poglądy, pojawia się coraz więcej postulatów przedstawicieli bardzo różnych dziedzin, żeby ograniczać konsumpcję, żeby po prostu konsumować bardziej świadomie – mówi dr Aleksandra Drzał-Sierocka, kulturoznawczyni zajmująca się również tematyką jedzenia.

Początkowo nie wszyscy jej znajomi rozumieli, dlaczego zainteresowała się tym obszarem. Sama przekonuje, że z obserwacji jedzenia i praktyk żywieniowych można dowiedzieć się wszystkiego np. o funkcjonowaniu danej grupy, o jej stylu życia, wartościach, społecznych rolach czy hierarchii.

Na świecie idea „żadnych odpadów” trafiła pod strzechy wraz ze słynną publikacją Bei Johnson, pionierki ruchu, której przewodnik pt. „Zero waste Home, czyli jak pozbyć się śmieci, a w zamian zyskać szczęście, pieniądze i czas” zyskał niezwykłą popularność. Sama Johnson do perfekcji opanowała nie tylko umiejętność ograniczania wytwarzania odpadów, ale też ich przetwarzania, ponownego wykorzystywania i kompostowania. Jej czteroosobowa rodzina produkuje obecnie ponoć zaledwie jeden litrowy słoik śmieci rocznie.

W Polsce książkę wydano w 2017 r. i walnie przyczyniła się do popularyzacji idei ograniczenia odpadów. – Funkcjonują dwa pojęcia: „zero waste” i „less waste”. To pierwsze może na początku zniechęcić, bo myślimy, że jak „zero”, to przecież się nie da. A jeśli coś jest niemożliwe, to może nie warto się tym w ogóle zajmować. Dlatego ja wolę to drugie. Mniej marnujmy, starajmy się z namysłem to wszystko traktować, bo po prostu innej drogi nie ma – podkreśla Aleksandra Drzał-Sierocka.

Jej zdaniem „z każdą decyzją zakupową po prostu skracamy życie naszej planety”. – Zdaję sobie sprawę, że to brzmi radykalnie, ale może to jest już pora na takie radykalizmy – mówi kulturoznawczyni.

W badaniu etnograficznym dotyczącym postrzegania odpadów w kulturze nadmiaru (Narodowe Centrum Kultury) wyróżniono trzy typy postaw społecznych względem problemu odpadów oraz działań proekologicznych. Pierwszy to typ „ignoranta” – ktoś taki nie wykazuje większego zainteresowania tematem i nie ma wyraźnego stanowiska w kwestii odpadów, nie podejmuje istotnych działań na rzecz środowiska naturalnego, jest obojętny względem działań proekologicznych. Drugi to typ „zaangażowanego” – taka osoba wykazuje szerokie zainteresowanie problematyką, przyjmuje postawę proekologiczną, podejmuje stosowne działania, nawet jeśli wymagają poświęceń. Trzeci to typ „kwestionującego” – to osoba nieuznająca negatywnych konsekwencji nadprodukcji odpadów, traktująca temat jako mało istotny w porównaniu z innymi problemami świata.

Z raportu Deloitte „Climate Sentiment Index” z 2021 r. wynikało, że 64 proc. Polaków w ciągu miesiąca poprzedzającego badanie martwiło się konsekwencjami zmian klimatycznych. Jako najczęściej podejmowane działania proekologiczne ankietowani deklarowali segregowanie odpadów (67 proc.), niemarnowanie żywności (62 proc.), ograniczenie zużycia wody (61 proc.). Przodowały w tym kobiety, osoby po pięćdziesiątce i z wyższym wykształceniem. Niemal połowa ankietowanych pań deklarowała, że w ostatnim czasie ograniczyła liczbę kupowanych ubrań, a niemal 30 proc. – że jadła mniej mięsa. Dodatkowo 33 respondentów twierdziło, że częściej wybiera lokalne produkty. Tylko 4 proc. badanych przyznało, że nie podjęło żadnych działań proekologicznych.

Spożywczy Robin Hood

Żyjemy w kulturze nadmiaru informacji, przedmiotów, dźwięków, smaków. Wszystkiego jest po prostu za dużo. Ludzie nie zadowalają się zwykłym posiadaniem. Spełnienie czują, kiedy mają nowsze, lepsze, ładniejsze produkty. Kupują więc to, co nowe, a rzeczy starsze często wyrzucają na śmietnik.

Już w 1960 r. w książce „The Waste Makers” amerykański dziennikarz Vance Packard udokumentował mechanizmy rządzące społeczeństwem konsumpcyjnym. Zwracał uwagę na problem celowego skracania cyklu życia produktów i ich prestiżowej dewaluacji. Kult nowości, kreowanie wysokich standardów życia, promocje mają za zadanie zwiększyć konsumpcje, a zatem budować wzrost gospodarczy.

Packard przytaczał wypowiedź amerykańskiego prezydenta, który zapytany, co ludzie powinni robić, aby walczyć z recesją, stwierdził: „Kupować”. A gdy padło pytanie: co kupować, odparł: „Cokolwiek”.

W Polsce wraz ze zmianą ustroju przeszliśmy od wymuszonej oszczędnej przeszłości do rozrzutnej teraźniejszości. Minister rolnictwa Henryk Kowalczyk mówił niedawno, że według badań najczęściej marnowane są pieczywo, świeże owoce, warzywa, wędliny i napoje mleczne. Najwięcej marnują konsumenci. Z szacunków, jakie przytaczał, wynika, że średnio co sekundę do kosza trafiają 153 kg jedzenia (w tym 184 bochenki chleba), z czego 92 kg wyrzucają ci, którzy je kupili.

Kiedyś w modzie było „eko”, dziś na fali jest „zero waste”, które jak się uważa, napędzane jest przez pokolenie milenialsów (urodzeni w latach 80. i 90. XX wieku). O milenialsach mówi się, że to pierwsze tak zielone pokolenie, które jest wrażliwe na to, co, gdzie i od kogo kupujemy, a także co jemy, co nosimy i kim się otaczamy. Młodsze pokolenie, czyli generacja Z (urodzeni po 1995 r.), jeszcze bardziej chce zmieniać świat.

Do ekstremum swój sprzeciw wobec marnowania żywności doprowadzają tzw. freeganie, czyli osoby, które szukają jedzenia już wyrzuconego do śmieci. Freeganie udają się na tzw. skip i ratują, co się da. Często są to całe kartony dobrych jeszcze owoców, warzyw i innych produktów. Doświadczeni freeganie twierdzą, że podczas jednego wypadu udaje im się ocalić żywność wartą nawet kilkaset złotych.

Magda Ustianowska nazywa siebie „społeczniarą”, zaczęła skipować rok temu. – Skorzystałam z akcji skipinder, czyli skip i tinder. To miejsca, gdzie według określonych parametrów mogłam wyszukać osoby takie jak ja – tłumaczy „Plusowi Minusowi”.

Średnio raz w tygodniu odwiedza śmietniki przy sklepach dyskontowych. W „dobroczynnej” odmianie freeganizmu Magda chce się przede wszystkim dzielić. Wspólnie ze znajomymi robi wszystko, aby znalezione jedzenie wykorzystać. Przede wszystkim zapełniają lodówki społeczne, tzw. jadłodzielnie, współpracują m.in. z domem samotnej matki. Zauważyła, że z jadłodzielni korzystają zwykle te same osoby, często starsze i w różnych kryzysach.

Jej znajomi skiperzy to głównie studenci, młode osoby uprawiające wolne zawody, artyści, ale także pracownicy gastronomii. – Ostatnio pojechaliśmy we trójkę samochodem typu combi i wróciliśmy wypchanym po sufit. Ilość jedzenia, którą zebraliśmy, była nie do przerobienia – opowiada Magda. Przy czym dobry freeganizm oznacza, według niej, nie to, aby jechać na drugi koniec miasta, spalać litry benzyny, ale szukać jedzenia w okolicy.

Idąc na skipa, zawsze zabiera rękawiczki i płyny dezynfekujące. Zapewnia, że nigdy nie pozostawia po sobie bałaganu. Rozpoczyna wyprawę zwykle po zamknięciu sklepu i wyjściu pracowników. Czasami pracownicy dyskontu sami wcześniej przygotowują im produkty, a czasami przeciwnie – rozrzucają je, tak aby jak najtrudniej było z nich skorzystać.

– Wyrzucana jest żywność, chemia. Zawsze żal mi kwiatów, zarówno doniczkowych, jak i ciętych. Przerażające jest, że w tak wielu sklepach tyle jedzenia i produktów się marnuje. Mam wrażenie, że nikt nad tym nie panuje i nie myśli się racjonalnie – mówi.

Przyznaje, że dla niektórych zbieranie wyrzuconego jedzenia na początku może wydawać się obrzydliwe. – Ale kiedy zobaczą, że produkty nadają się do spożycia, od razu zmieniają zdanie – zapewnia. I apeluje, że jeśli nie chcemy skipować, to może chociaż zastanówmy się, jakich wyborów zakupowych dokonujemy i czy przypadkiem nie kupujemy za dużo.

Czytaj więcej

Czy czeka nas epidemia samotności?

Dżinsy z dwutlenkiem węgla

Nadmiar dotyczy rzecz jasna nie tylko żywności. Jednym z ważniejszych źródeł zanieczyszczenia środowiska jest produkcja odzieży. Duży wpływ miało na to ostatnie 30 lat i rozwój tzw. trendu fast fashion, czyli produkcji bardzo taniej odzieży, słabej jakości, do krótkotrwałego użytku, z comiesięczną, a nawet cotygodniową wymianą kolekcji w markach sieciówkowych. Według statystyk od 25 do 40 proc. wszystkich wykorzystywanych w fabrykach tkanin pozostaje niesprzedane albo się staje odpadem. Sektor tekstylny jest odpowiedzialny za 10 proc. światowej emisji gazów cieplarnianych. Jest to więcej niż z emisji pochodzących z przelotów międzynarodowych i żeglugi morskiej łącznie.

O opamiętanie w podejściu do ubrań apelował niedawno Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej. Wtóruje mu Zofia Piwowarek z United Nations Global Compact Network Poland – inicjatywy sekretarza generalnego ONZ, która zajmuje się wspieraniem zrównoważonego biznesu. Ekspertka tłumaczy, że szybka moda powinna wyjść z mody, a usługi ponownego użycia i naprawy powinny stać się powszechnie dostępne.

– Nowa para dżinsów to 33 kg ekwiwalentu dwutlenku węgla i 3780 litrów wody. Do wykonania jednego bawełnianego T-shirta potrzeba 2700 litrów świeżej wody, co wystarczy na zaspokojenie pragnienia jednej osoby przez 2,5 roku. Przemysł tekstylny zużywa wodę nie tylko do produkcji włókien, ale również barwienia, prania czy wykańczania. Problemem więc nie jest tylko zużycie znaczącej ilości wody, ale również jej zatrucie. W południowoafrykańskim Lesotho naukowcy odkryli, że tamtejsza rzeka jest zabarwiona na niebiesko, za co odpowiada barwnik do dżinsów – podkreśla Piwowarek.

Dodatkowo przestrzega przed używaniem odzieży z poliestru, który powstaje m.in. na bazie ropy naftowej i może prowadzić do poważnych chorób skórnych. Poliester zawiera w sobie również mikroplastik, który po praniu trafia do oceanów, a potem na nasze talerze w mięsie ryb i owocach morza.

W związku z ogłoszoną w pierwszym kwartale 2022 r. strategią UE na rzecz tekstyliów zrównoważonych i w obiegu zamkniętym, organizacja, której ekspertką jest Piwowarek, skłoniła ponad 60 podmiotów i marek do udziału w okrągłym stole dla zrównoważonej mody. Jest to pierwsza w Polsce taka inicjatywa, która ma na celu nie tylko promocję etycznych praktyk w branży modowej, ale także zaproponowanie konkretnych rozwiązań służących ochronie środowiska naturalnego i poszanowaniu praw człowieka. Zarekomendowano np. wykorzystanie tzw. cyfrowych paszportów produktów jako narzędzia umożliwiającego konsumentom dostęp do pełnej informacji o konkretnym produkcie.

– Obecnie brak przejrzystości i transparentności systemu produkcji oraz łańcucha dostaw powoduje, że nie mamy 100-proc. pewności, że ubrania reklamowane jako „made in Poland” faktycznie w Polsce wyprodukowano – mówi Piwowarek. Tłumaczy, że zgodnie z prawem np. doszycie guzika w ostatniej fazie produkcji ubrania, które przypłynęło z Azji, pozwala wpisać na metce jako miejsce produkcji kraj, w którym doszyto ów guzik.

Oszczędni na Ziemi

Ludzkość przymierza się do kolonizacji Marsa. Jeśli się ona powiedzie, społeczeństwo marsjańskie będzie z konieczności wyznawało zasadę „zero waste”. Na Ziemi nie dbamy tak o surowce, ponieważ dostęp do nich jest stosunkowo łatwy. Na Czerwonej Planecie nie będzie jednak możliwości produkowania takich ilości plastiku czy zanieczyszczania wody.

Skoro nawet słynna Bea Johnson produkuje odpady (choć w śladowych ilościach), jest jasne, że nie ograniczymy wytwarzania śmieci do zera. Każde nasze „mniej” będzie jednak czymś pozytywnym dla Ziemi. Jeśli przestanie być miejscem zdatnym do życia, wszyscy się przecież na Marsa nie przeniesiemy.

Czytaj więcej

Pandemia. Panika moralna i co dalej

Natalia Miller jest ekspertką w dziedzinie komunikacji, lingwistką oraz doktorantką Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Podjęłam się eliminacji nadmiaru rzeczy z mojego życia – Katarzyna Wągrowska wspomina moment, gdy osiem lat temu uświadomiła sobie, jak wiele zbędnych produktów kupuje i posiada. – Zrobiłam czystki w szafach i w mieszkaniu, ale nie wiedziałam, co dalej zrobić z rzeczami, których już nie potrzebuję. Zainteresowałam się ruchem „zero waste”, który był już popularny w Stanach Zjednoczonych. Kieruje nim pięć zasad: „odmawiaj”, „ograniczaj”, „używaj ponownie”, „oddawaj do recyklingu” i „kompostuj” – opowiada w rozmowie z „Plusem Minusem”.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi