Czy czeka nas epidemia samotności?

Przybywa ludzi, którzy czują się samotni. I nie są to tylko seniorzy, pozbawieni kontaktu z dorosłymi dziećmi. Poczucie osamotnienia spotęgowała pandemiczna izolacja, a wzmacnia zanurzenie w cyfrowym świecie.

Publikacja: 18.11.2022 10:00

Czy czeka nas epidemia samotności?

Foto: Tallec Jean Michel/EyeEm/Getty Images

Nawet co czwarty obywatel Unii Europejskiej czuł się samotny podczas pierwszych miesięcy pandemii – wynika z raportu europejskiego Wspólnego Centrum Badawczego (JRC). To dwukrotnie więcej niż w 2016 r. Problem ten nie ominął Polski. Liczba osób doświadczających samotności wzrosła z 9,4 proc. aż do 25,9 proc. Rekordzistą jest Francja z wynikiem 31,6 proc. Za to najmniej odczuwających samotność mieszka w Holandii, Słowenii i Danii.

Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ds. demokracji i demografii Dubravka Šuica uważa, że pandemia wysunęła na pierwszy plan takie problemy, jak samotność i izolacja społeczna. – Te zjawiska już istniały, ale ich świadomość w społeczeństwie była mniejsza – podkreśliła, komentując przedstawione przez JRC dane. Z kolei komisarz UE ds. innowacji, badań, kultury, edukacji i młodzieży Mariya Gabriel dodała, że samotność jest wyzwaniem, które w coraz większym stopniu dotyka młodych ludzi. Problem ma charakter globalny. Badania Harvard Graduate School of Education pokazują, że jeden na trzech Amerykanów podczas pandemii cierpiał z powodu „poważnej samotności”. Odczuwało ją aż 60 proc. osób w wieku 18–25 lat. Co ciekawe, ponad połowa młodych badanych stwierdziła, że w ciągu ostatnich kilku tygodni ani jedna osoba nie poświęciła im więcej niż kilka minut, by dowiedzieć się, co robią i jak się czują.

W Polsce badanie przeprowadzone na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym jeszcze przed pandemią pokazało, że ok. 25 proc. studentów często lub bardzo często doświadcza samotności. – To bardzo wysoki wskaźnik. Sytuacja wygląda bardzo groźnie i problem ten dotyczy wielu krajów Europy – komentuje dr hab. Dorota Włodarczyk, kierownik Studium Psychologii Zdrowia WUM, psycholog w Uniwersyteckiej Poradni Psychologicznej WUM. – Studenci ucierpieli z powodu izolacji społecznej, która zaburzyła realizację niektórych zadań rozwojowych typowych dla okresu młodej dorosłości. Czas studiów to okres, kiedy rola grupy społecznej jest bardzo ważna. Przez pandemię duża część młodych ludzi nie miała możliwości budowania i rozwijania relacji społecznych. W efekcie mają większe trudności z rozumieniem perspektywy drugiego człowieka, a jednocześnie są bardziej skupieni na sobie. To już dzisiaj utrudnia im funkcjonowanie i może wywoływać poważne problemy w ich przyszłym życiu – zaznacza w rozmowie z „Plusem Minusem”.

Czytaj więcej

Nie tylko emerytalny sposób na aktywność

Włodarczyk wspomina, że w czasie pandemii zapotrzebowanie na konsultacje psychologiczne było ogromne. Nadal jest ciężko znaleźć wolne miejsce. Ona sama najbliższy wolny termin ma dopiero na 5 stycznia 2023 r. – Na początku pandemii to był szok, potem zaczęły się pojawiać problemy dotyczące pustki życiowej wynikającej z braku zorganizowanych form życia. Teraz wychodzą na jaw problemy z samym sobą i zderzenie się z innymi ludźmi, z którymi często wzajemnie się nie rozumieją. Długi czas spędzali w samotności lub w wąskim gronie znajomych, gdzie nie byli prowokowani do dalszego rozwoju kompetencji społecznych, poznawania siebie w kontekście relacji z innymi, mierzenia się z różnorodnością społeczną czy konfliktami. Skutkuje to lękiem przed powrotem do grupy, który często jest większy niż lęk przed kolokwiami czy egzaminami – tłumaczy Dorota Włodarczyk.

Seniorze zostań w domu

Przymusowe odosobnienie podczas pandemii było dokuczliwe zwłaszcza dla osób, które żyją w jednoosobowych gospodarstwach domowych. Tych jest w Polsce około 5 mln. A to oznacza, że co czwarty nasz sąsiad wraca do pustego mieszkania. Przeważnie są to osoby po 60. roku życia. Z „Raportu o samotności. Pierwszy rok pandemii” opracowanego przez Szlachetną Paczkę wynika, że co dziesiątej osoby po 80. roku życia nikt nie odwiedza.

Tak jest w przypadku 90-letniej pani Heleny, której historię opisano w raporcie. „Czy ktoś zauważy, że umrę?” – to główna obawa kobiety, która została zupełnie sama. Mieszka w pustostanie bez kuchni i łazienki. Jedyną pociechą jest ukochany pies. Na dzienne przeżycie wydaje 15 zł. Zdecydowanie lepiej powodzi się panu Witoldowi z Kań Helenowskich pod Warszawą. 91-latek został sam w dużym domu. Rozstał się niedawno z żoną. Skończył pracować zawodowo. Całe dnie spędza w garażu, konstruując swój wynalazek. Ma ambicje stworzenia małej elektrowni wodnej. Jest pasjonatem.

– Czuję się samotny. Brakuje mi towarzystwa. Syn mieszka w innym województwie. Córka w Wielkiej Brytanii. Raz w tygodniu odwiedzają mnie wnuki i zawsze z utęsknieniem czekam na ten dzień. Dają mi dużo radości, przy nich czuję się młodziej. Czasami rozmowa z nimi to jedyna okazja do bliższego kontaktu z ludźmi. Z reguły rozmawiam tylko z kotami, które dokarmiam – tłumaczy w rozmowie z „Plusem Minusem”.

Z analiz przeprowadzonych przez dr Joannę Wrótniak z Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS w Lublinie wynika, że aż 60 proc. seniorów po 75. roku życia cierpi na osamotnienie. Doświadczanie samotności może wywoływać niekorzystne skutki w różnych sferach funkcjonowania ludzi starszych, np. psychicznej, społecznej, a niekiedy i somatycznej. Łączy się to z występowaniem negatywnych przeżyć (np. lęku, cierpienia, poczucia krzywdy), brakiem aktywności i kontaktów społecznych, jak również pogarszającym się stanem zdrowia fizycznego (np. na skutek zaniedbań żywieniowych).

Dr Halszka Witkowska z Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego podkreśla, że w odniesieniu do seniorów rzadko mówimy o próbach samobójczych. A właśnie grupa seniorów oraz mężczyźni między 40. a 60. rokiem życia najczęściej się na nie decydują. W 2021 r. aż 1526 osób pomiędzy 60. a 90. rokiem życia zginęło śmiercią samobójczą.

Czytaj więcej

Mężczyźni będą nienawidzić kobiet, a kobiety gardzić mężczyznami

Dr Witkowska wspomina historię, którą opowiedział jej prof. Krzysztof Rutkowski, który obecnie mieszka w Paryżu. W czasie niedawnego upalnego lata we Francji epidemia samotności doprowadziła do śmierci osób starszych, które umierały na skutek odwodnienia. Starsi ludzie mieszkający w małych mieszkaniach lub na strychach nie mieli po prostu kogo poprosić o przyniesienie wody i umierali z pragnienia.

Samotność, kiedy jest pożądana i świadomie wybierana, może nieść ze sobą także pozytywne skutki. Wystarczy mieć odpowiednie środki, pomysł, rodzinę i być z natury aktywnym. Świadczy o tym przykład 76-letniej Zdzisławy, która prowadzi jednoosobowe gospodarstwo domowe. Mimo emerytury pracuje na pół etatu i zawsze ma dużo rzeczy do zrobienia. – Ciągle jestem w ruchu. Pracuję, doglądam wnuków, jeżdżę na wycieczki, tańczę w klubie seniora. Nie mam czasu na nudę i samotność. Takich singli jak ja jest bardzo dużo, dlatego trzymamy się w jednej grupie. Tak jest łatwiej i weselej – śmieje się Zdzisława. Jej pasją są zakupy w internecie. Nie ma czasu na zajmowanie się zwierzętami. Okazjonalnie opiekuje się kotem swojej o połowę młodszej sąsiadki.

Ministerstwo samotności

Jeszcze przed pandemią w Japonii istniały zjawiska, których większość społeczeństwa na świecie doświadczyła dopiero w 2020 r. Hikikomori to istotny problem współczesnego japońskiego społeczeństwa. Termin można przetłumaczyć jako „odosobniony” czy „ukrywający się”. Hikikomori to osoba, która przez okres dłuższy niż sześć miesięcy izoluje się we własnym pokoju, odmawiając udziału w życiu społecznym, kontaktując się najwyżej z najbliższą rodziną. Taka izolacja potrafi trwać miesiącami, a nawet latami.

Nie ma dokładnych danych o liczbie osób dotkniętych syndromem skrajnego wycofania społecznego. Przed pandemią w 2019 r. japoński rząd szacował, że w kraju liczącym 126 mln ludzi żyje ok. 1,15 mln hikikomori. Eksperci oceniają, że liczba ta może być o wiele wyższa.

– Hikikomori są zwykle aktywni nocą, w dzień śpią. Pokój opuszczają w nocy tylko wtedy, kiedy wiedzą, że nikogo nie spotkają. Jedzenie zostawia się im pod drzwiami lub zamawiają je przez telefon czy internet. Z reguły cały dzień grają w gry komputerowe, oglądają telewizję. Przeważnie są to młodzi mężczyźni – tłumaczy japoński muzyk, który od lat mieszka w Polsce.

Powstała nawet specjalna organizacja przywracająca hikikomori do życia w społeczeństwie. Nie jest to łatwe, gdyż rodzina często ukrywa taką osobę, a przekonanie jej do rezygnacji z izolacji jest trudne. – Istnieją nawet specjalne osiedla dla hikikomori, które są obsługiwane przez osoby z zewnątrz – dodaje muzyk.

Foto: Mirosław Owczarek

Na pytanie dlaczego ludzie w Japonii izolują się od świata i zamykają w pokojach, odpowiada, że jest to związane z nadzwyczajną presją wywieraną od dziecka w Japonii. Najpierw by dostać się do renomowanej szkoły, potem zdobyć dobrze płatną pracę i wreszcie założyć rodzinę. W tym kraju nie ma tolerancji dla odmienności. Dziennikarze Agencji Reutera rozmawiali z 38-letnim Japończykiem, który zarabia, oferując swoje towarzystwo. Jedno spotkanie kosztuje ok. 330 zł. „Po prostu wynajmuję siebie. Moja praca polega na byciu wszędzie tam, gdzie chcą mnie klienci, i nierobieniu niczego konkretnego” – opowiadał. Mężczyzna nie przyjmuje propozycji o charakterze seksualnym.

Japończycy mogą również skorzystać z hologramów imitujących człowieka czy specjalnych robotów. Zdarza się, że owym robotom przypominającym ludzi odwdzięczali się za „troskliwą” opiekę, zapisując po śmierci cały majątek.

W lutym 2021 r. Japonia powołała pierwszego ministra ds. samotności. Było to związane z narastającą falą samobójstw. Premier Yoshihide Suga przyznał, że wziął przykład z Wielkiej Brytanii, w której w 2018 r. utworzono podobne ministerstwo, aby przeciwdziałać osamotnieniu, depresji i samobójstwom. Nawet 200 tys. brytyjskich seniorów nie rozmawiało w poprzedzającym decyzję roku z żadną bliską osobą przez dłużej niż miesiąc. W związku z tym w Wielkiej Brytanii wprowadzono tzw. social prescribing, które można opisowo przetłumaczyć jako wydawanie recepty na spędzanie czasu w towarzystwie. Osobie cierpiącej na samotność zamiast leku „przepisywane” jest towarzystwo pracownika społecznego, np. w formie zajęć sportowych czy artystycznych.

Cyfrowe uzależnienie

Nieznajomi uśmiechają się do siebie rzadziej, kiedy mają przy sobie smartfony – przeczytałam w jednym z amerykańskich badań. Okazuje się, że im bardziej rozwija się bezdotykowy styl życia, tym ludzie są mniej biegli w kontaktach osobistych. Pozornie jesteśmy cały czas online, w kontakcie z innymi, udostępniamy treści, relacje, gramy w gry. Kiedy jednak spotkamy się z kimś na żywo, często nie potrafimy oderwać się od naszego telefonu komórkowego. Takie zjawisko nosi nazwę phubbing – od ang. phone (telefon) oraz snubbing (ignorować).

Badania dr Meredith David oraz dr. Jamesa Robertsa z Baylor University w Teksasie pokazują, że phubbing może być szkodliwy. Ciągłe skrolowanie ekranu, strach przed przeoczeniem najnowszych informacji (FOMO) skutkują zaburzeniami w relacji człowiek–człowiek. Z kolei badanie przytoczone w artykule pt. „Be Aware! If You Start Using Facebook Problematically You Will Feel Lonely: Phubbing, Loneliness, Self-esteem, and Facebook Intrusion” (tłum: „Uważaj! Jeśli zaczniesz używać Facebooka w ryzykowny sposób, poczujesz samotność: phubbing, poczucie własnej wartości i ingerencja Facebooka”) pokazuje, że phubbing jest dodatnio skorelowany z samotnością rozumianą jako przedłużające się i negatywnie wartościowane poczucie wykluczenia społecznego.

Paradoksalnie, choć smartfony miały pomóc w kontakcie z drugim człowiekiem, to coraz bardziej nas od siebie izolują. Często zdarza się tak, że osoba, która stała się „ofiarą” tzw. phubbera, sama sięga po telefon w chwili odrzucenia czy osamotnienia. „Szukamy online tego, czego nie dostajemy offline. To mechanizm błędnego koła” – komentuje dr James Roberts.

Przykładami phubbingu w związku są takie zachowania, jak np. sytuacja, kiedy partner kładzie telefon zawsze w polu widzenia. Warto zwrócić uwagę, czy będąc z nami, partner trzyma telefon i zerka na niego. A gdy przerwiemy rozmowę, czy od razu po niego sięga. To powszechny widok, gdy w kawiarni czy restauracji siedzą ludzie wpatrzeni w swoje telefony. Są ładnie ubrani, ewidentnie miało to być dla nich ważne spotkanie, a rozmowa się nie klei lub jest sporadyczna. Za to widać zaangażowanie w przeglądanie wiadomości w telefonie.

Do większej samotności zachęca z kolei Cal Newport, autor książki „Cyfrowy minimalizm”, który twierdzi, że mamy jej w życiu za mało. Profesor nauk komputerowych ma na myśli samotność jako oderwanie się od technologii i pobycie ze sobą samym. Za mało czasu spędzamy z własnymi myślami i jak podkreśla Newport, doświadczamy fenomenu „pozbawienia samotności”. Newport namawia czytelników, aby zmniejszyli ilość czasu i energii, którą wkładają w korzystanie z cyfrowego świata, na rzecz bezpośrednich kontaktów z ludźmi i działań, które naprawdę cenią. – Mówiąc najprościej, ludzie nie są skonstruowani tak, aby być stale podłączeni – podkreśla.

Okazuje się, że Amerykanie sięgają po telefon nawet 352 razy dziennie. Odliczając czas na sen, oznacza to sprawdzanie telefonu nawet 20 razy na godzinę. Rozwiązaniem jest jego odłożenie i koncentracja na kontakcie bezpośrednim lub poczucie się naprawdę samotnym. Badacz zachęca do 30-dniowego postu od technologii, który pozwoli nam na nowo ustalić zasady korzystania i zweryfikowania użyteczności poszczególnych funkcji czy aplikacji. – Już dawno temu wyłączyłem opcje powiadomień na Messengerze. Kiedy potrzebuję się skupić, włączam po prostu tryb samolotowy. Zawsze wyciszam telefon na noc – tłumaczy Michał z województwa świętokrzyskiego.

Wyalienowani w tłumie

Amerykański socjolog David Riesman, autor książki „Samotny tłum”, przyglądał się amerykańskiej klasie średniej po II wojnie światowej. Na jej przykładzie doszedł do wniosków na temat wartości i konstrukcji psychicznej ludzi. Riesman zaobserwował rodzaj przejścia od wewnątrzsterowności do zewnątrzsterowności. Koncept socjologa opiera się na założeniu, że wraz z przechodzeniem przez kolejne fazy rozwoju demograficznego społeczeństwa zmieniają się w zakresie tzw. społecznego charakteru. Według niego przechodzą drogę od sterowanych przez tradycje do nowoczesności. Tradycją określił sytuację, kiedy jednostka nie rozwija swojego indywidualizmu, bo jest wpisana we wspólnotę i to ona określa jej role, cele i pozycje.

Wewnątrzsterowność to model, który najsilniej ukształtowała era przemysłowa. Człowiek wewnątrzsterowny miał stać się „kowalem” swojego losu i sam sobie wypracować lepszą przyszłość. Model ten był związany z kultem ciężkiej pracy. Z kolei człowiek zewnątrzsterowny skupia się przede wszystkim na konsumpcji i wszechobecnym dobrobycie, tracąc poczucie, że sam kontroluje swoje życie. Warunkiem jego przetrwania staje się zewnętrzna akceptacja. Taka osoba nawet nie jest świadoma, jak bardzo kierowana jest przez zewnętrzne mechanizmy, takie jak np. wyznaczniki statusu, potrzeba bycia zauważonym i najlepszym. Tylko w ten sposób jest w stanie zdobyć uznanie innych i to staje się naczelnym celem jego egzystencji. W taki sposób powstaje zjawisko „samotnego tłumu”, czyli zespołu wyalienowanych jednostek, które zatracają swój indywidualizm ze strachu przed odrzuceniem.

Czytaj więcej

Czy ambicje w pracy to droga do samotności?

Choć Riesman pisał swoją książkę prawie 70 lat temu, już wtedy zaczął dostrzegać niebezpieczne trendy, które trafnie opisują nasze życie w epoce cyfrowej. Z dzisiejszej perspektywy jego refleksja nad samotnością w tłumie i poluzowanie więzi społecznych jest bardzo aktualna. „Gdyby ludzie zewnątrzsterowni zdołali odkryć, jak głęboko pogrążeni są w próżnych wysiłkach bycia takimi jak inni. Odkryć, że ich własne myśli i własne życie jest co najmniej tak ciekawe, jak życie innych. Odkryć, że próby ulżenia samotności przez ucieczkę w tłum rówieśników są podobne próbom zaspokojenia pragnienia morską wodą. Moglibyśmy wówczas oczekiwać, że więcej uwagi poświęcą swoim własnym uczuciom i dążeniom” – pisze w książce.

Inni lub Obcy

Zygmunt Bauman – dla jednych wybitny socjolog, dla innych postać kontrowersyjna, która nigdy nie rozliczyła się z błędów młodości – mówił o kilku rodzajach samotności, które można podzielić na dwie grupy: samotność tych, którzy nie potrafią odnaleźć się w danej grupie, oraz tych, którzy zostali odsunięci od społeczeństwa ze względu na czynniki zewnętrzne. W obu przypadkach chodzi o wyobcowanie i odsunięcie na margines społeczeństwa.

Ludzi, którzy zostali w taki sposób przez społeczeństwo potraktowani, Bauman nazywał „ludzkimi odpadkami”. Wśród nich miejsce znalazł człowiek samotny zwany Innym lub Obcym zwykle z powodu swojego pochodzenia. – Bauman mówił o Obcym, że wstrząsa skałą, na której wspiera się bezpieczeństwo codziennego życia. Przybywa z daleka, nieświadomy miejscowych zwyczajów i dlatego staje się tym człowiekiem, który kwestionuje nieomal wszystko, co z punktu widzenia grupy, do której wkracza, nie ulega kwestii i w ten sposób sieje zamęt oraz niepokój, wywołując jednocześnie naturalne dla naszych pierwotnych instynktów, chociaż oczywiście godne krytyki, reakcje odrzucenia lub agresji – tłumaczy Paulina Piziorska, znawczyni zagadnienia samotności w kulturze oraz autorka audycji „Kultura w eterze” w Radiu Praga.

Inny rodzaj samotności, którego ofiarami są praktycznie wszyscy, to wynik specyfiki funkcjonowania w „płynnej nowoczesności”. Termin ten oznacza przede wszystkim dynamiczną codzienność, ciągłą zmienność i brak stabilizacji, które są charakterystyczne dla czasów globalizacji i konsumpcjonizmu.

– Możemy zatem dokonać wyboru, który niezależnie od decyzji będzie miał swoje konsekwencje – albo się dopasować do powszechnego pośpiechu naszych czasów i po prostu iść za trendami, kierować się w życiu tym, co poprzez doskonałą manipulację wpierają nam telewizja czy social media. Dzięki temu zapewnić sobie bezpieczeństwo oraz akceptację innych albo sprzeciwić się nowym zasadom i pozostać sobą w świecie zmechanizowanych i zniewolonych przez system ludzi. Zachowanie tożsamości i niezależności ma jednak swoje bardzo przykre konsekwencje. Według Baumana pozostawia jednostkę samotną w obliczu ogromu czasu, przestrzeni i głupoty współbraci – dodaje Piziorska.

Samotni są także ludzie ubodzy – zubożali z jednej strony w sensie dosłownym przez to, że nie są w stanie nadążać w społeczeństwie nadprodukcji i dobrobytu, a z drugiej strony osamotnieni przez to swoje ubóstwo. Niemożność kupowania i konsumowania sprawia, że czują się lub są traktowani jako zbędni w życiu społecznym. Upokorzeni i zawstydzeni ulegają coraz większej frustracji, rodzi się w nich gniew i agresja, co może nawet prowadzić do zachowań przestępczych.

– Bauman wskazuje również na samotność w relacjach międzyludzkich, które z natury swej są kruche i nigdy nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy przetrwają całe życie, czy zaledwie kilka miesięcy lub lat. Zatem w nowej rzeczywistości globalizacji i pośpiechu, która oferuje nam dostęp do tysiąca osób zaledwie za pomocą jednego kliknięcia w aplikacji, nie opłaca się dbać o relacje z innymi, ponieważ przyjdą nowe, kolejne możliwości – być może lepsze i bardziej ekscytujące. Po co więc tracić czas na dbanie o relację, która już jest, lub stawiać czoła problemom, które się w niej pojawiają? W ten sposób nasze związki i przyjaźnie stają się powierzchowne, a my unikamy odsłonięcia się przed innymi, zwiększając tylko poczucie osamotnienia – komentuje Paulina Piziorska.  

Śmiercionośna choroba

Samotność jest nie tylko przykrym doświadczeniem emocjonalnym, ale czynnikiem ryzyka przedwczesnej śmierci – podobnie jak palenie tytoniu, nadużywanie alkoholu czy otyłość. Wpływ samotności na zdrowie jest porównywany z wypalaniem ok. 15 papierosów dziennie. Co więcej, poczucie samotności i bycie nieszczęśliwym podnosi nasz wiek biologiczny średnio o 1,65 roku – wynika z badania naukowców z Uniwersytetu Stanforda i Chińskiego Uniwersytetu w Hongkongu.

„Wyobraź sobie, że istnieje choroba, która sprawia, że człowiek staje się drażliwy, przygnębiony i skoncentrowany na sobie, która wiąże się z 26 proc. wzrostem ryzyka przedwczesnej śmiertelności. Wyobraź sobie też, że w uprzemysłowionych państwach choroba ta dotyka około jednej trzeciej ludzi, a u 1 osoby na 12 osiąga znaczne nasilenie i że te odsetki rosną. Dochód, wykształcenie, płeć i rasa nie chronią przed nią i jest ona zakaźna. Taka choroba istnieje i jest to samotność” – to fragment artykułu amerykańskiego psychologa społecznego Johna T. Cacioppo, opublikowanego w czasopiśmie medycznym „Lancet”.

Jego słowa przytoczyła w wykładzie pt. „Izolacja społeczna i samotność a funkcjonowanie mózgu” prof. Halina Sienkiewicz-Jarosz, dyrektor Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Profesor podkreśla, że chroniczna samotność ma istotny wpływ nie tylko na wskaźniki zdrowia psychicznego, ale i somatycznego. Może ona powodować większe nasilenie zaburzeń snu oraz zaburzenia poznawcze. Wąskie sieci społeczne i brak kontaktu z innymi zwiększa również ryzyko lęku, depresji, a nawet tendencji samobójczych, nie mówiąc już o podwyższonym ryzyku uzależnienia się od substancji psychoaktywnych.

„Jeżeli chodzi o wskaźniki zdrowia somatycznego, to samotność osłabia funkcjonowanie układu immunologicznego, co może skutkować nie tylko infekcjami, ale również występowaniem chorób nowotworowych. Wywołana przez samotność aktywacja procesów zapalnych może nasilać choroby układu sercowo-naczyniowego oraz przyspiesza tworzenie się blaszek miażdżycowych. A tym samym samotność może powodować ryzyko przedwczesnej śmiertelności” – podkreślała podczas wykładu prof. Sienkiewicz-Jarosz.

Wspólny posiłek i rodzinne ciepło zamieniliśmy na kilkuminutową rozmowę online. Żyjemy coraz dłużej, a medycyna rozwija się w błyskawicznym tempie. Zyskując dodatkowy czas, warto pielęgnować w sobie pasje, dbać o relacje rodzinne, zabezpieczać się finansowo. Czy życie wtedy będzie mniej samotne? Tego nie wiemy, ale może być zdecydowanie przyjemniejsze. Jak podkreślał niemiecki psycholog Erich Fromm, samotność jest cechą ludzkiej natury i egzystencji. Problem pojawia się, gdy człowiek, żyjąc z innymi, pozostaje samotny. Warto już teraz zadbać o siebie, swoje zdrowie psychiczne i relacje z innymi, by problem samotności niespodziewanie nie zapukał do naszych drzwi.

Autorka jest lingwistką, specjalistą ds. komunikacji oraz ekspertem ochrony zdrowia

Nawet co czwarty obywatel Unii Europejskiej czuł się samotny podczas pierwszych miesięcy pandemii – wynika z raportu europejskiego Wspólnego Centrum Badawczego (JRC). To dwukrotnie więcej niż w 2016 r. Problem ten nie ominął Polski. Liczba osób doświadczających samotności wzrosła z 9,4 proc. aż do 25,9 proc. Rekordzistą jest Francja z wynikiem 31,6 proc. Za to najmniej odczuwających samotność mieszka w Holandii, Słowenii i Danii.

Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ds. demokracji i demografii Dubravka Šuica uważa, że pandemia wysunęła na pierwszy plan takie problemy, jak samotność i izolacja społeczna. – Te zjawiska już istniały, ale ich świadomość w społeczeństwie była mniejsza – podkreśliła, komentując przedstawione przez JRC dane. Z kolei komisarz UE ds. innowacji, badań, kultury, edukacji i młodzieży Mariya Gabriel dodała, że samotność jest wyzwaniem, które w coraz większym stopniu dotyka młodych ludzi. Problem ma charakter globalny. Badania Harvard Graduate School of Education pokazują, że jeden na trzech Amerykanów podczas pandemii cierpiał z powodu „poważnej samotności”. Odczuwało ją aż 60 proc. osób w wieku 18–25 lat. Co ciekawe, ponad połowa młodych badanych stwierdziła, że w ciągu ostatnich kilku tygodni ani jedna osoba nie poświęciła im więcej niż kilka minut, by dowiedzieć się, co robią i jak się czują.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich