Wtorek wieczór, zajęcia z improwizacji w Centrum Aktywności Międzypokoleniowej Nowolipie w Warszawie. Dominuje pokolenie seniorów. W wieku przedemerytalnym są tu dzisiaj tylko prowadzący, Karina Krystosiak i Ron Kaczmarek. Szeregi grupy przetrzebiła pandemia. – Z powodu koronawirusa i obostrzeń mogliśmy przez jakiś czas robić spotkania tylko przez internet. To nam wyeliminowało wiele osób, także młodych, bo przy pracy zdalnej dodatkowe zajęcia online to już było dla nich za dużo – mówi Izabela, jedna z improwizatorek, prywatnie mama Kariny.
Może jeszcze wrócą, może dołączą nowi, gdy posłuchają chociażby Ireny. To ona jako pierwsza chwyta hasło „aktywność na emeryturze” i opowiada, jak córka zabrała ją kiedyś na taki występ. Nie mogła nadziwić się, że to rzeczywiście improwizacja, a nie ustawiony spektakl z figurantami na widowni. – Spodobało mi się, że nagle człowiek wymyśla różne rzeczy z głowy, pomyślałam, że też tak chcę. Tylko nie wiedziałam, czy mnie przyjmą, czy będę musiała przejść jakieś eliminacje, czy sobie poradzę – opowiada Irena.
Czytaj więcej
Przybywa ludzi, którzy czują się samotni. I nie są to tylko seniorzy, pozbawieni kontaktu z dorosłymi dziećmi. Poczucie osamotnienia spotęgowała pandemiczna izolacja, a wzmacnia zanurzenie w cyfrowym świecie.
Dziś nie bardzo chciało jej się przyjść, ale jednak się przemogła. – Pomyślałam, że jak nie pójdę, to będę żałować. Przyszłam więc i wychodzę uradowana. To jest doskonała terapia, bardzo mi pomaga w życiu. Mimo że nie należę do osób nieśmiałych, zrobiłam się jeszcze bardziej otwarta, jeszcze bardziej ciągnie mnie do ludzi – przyznaje. Przykład może podać od ręki. – Jeśli robię zakupy, a widzę, że ekspedientka jest ponura, to gdy pyta mnie na koniec: coś jeszcze? Odpowiadam: uśmiech poproszę. I od razu się rozchmurza. Wcześniej bym się na to nie odważyła – wyjaśnia. I stwierdza otwarcie: – Bez improwizacji nie wyobrażam sobie już życia.
***
Z Elżbietą i Danutą spotykamy się w poniedziałkowy poranek, właśnie skończyły gimnastykę wzmacniającą i rozciągającą w ramach RetroAkademii w jednym z warszawskich domów kultury. Elżbieta wręcz zrezygnowała z kolejnych zajęć (chodzi na dwie godziny z rzędu, bo „to łagodne ćwiczenia, więc nie ma problemu”), inaczej trudno by jej było wykroić czas na rozmowę. We wtorki do południa ma bowiem malarstwo, a wieczorami cykliczne spotkania z globtroterami, dzięki którym może zobaczyć kawałek świata na zdjęciach i w opowieściach z ich podróży. Środy są zarezerwowane dla qigong, starożytnej chińskiej gimnastyki, która pomaga jej w „opanowaniu sztuki kontroli energii życiowej”, w czwartki ma pilates, „godzinka wystarczy, bo to mocniejsze zajęcia, bardziej wymagające”. – Ostatnio prowadzący, bardzo sympatyczny młody człowiek, dał nam taki wycisk, że mięśnie brzucha bolały mnie ze trzy dni – śmieje się Elżbieta.