Dzieci ochotników z Polski poległych na Ukrainie otrzymają specjalne renty

Dzieci poległych ochotników dostaną specjalne renty, jednak prace nad zniesieniem karalności za służbę w ukraińskiej armii są wciąż dalekie od finału.

Publikacja: 13.01.2023 06:00

Dzieci ochotników z Polski poległych na Ukrainie otrzymają specjalne renty

Foto: AFP

Dwa tysiące złotych – taką kwotę miesięcznie będą otrzymywać dzieci Polaków poległych w walkach w Ukrainie. Jak dowiedział się „Plus Minus”, premier Mateusz Morawiecki zdecydował o przyznaniu rent specjalnych, do czego – zgodnie z ustawą – ma prawo w „szczególnie uzasadnionych przypadkach”.

Decyzja jest pokłosiem śmierci kolejnych Polaków walczących z rosyjską inwazją. W sumie poległo ich już czterech. Nie wszyscy osierocili dzieci, jednak są też takie przypadki. Pieniądze mają być przyznawane do czasu pełnoletności lub zakończenia nauki szkolnej. To nie tylko wymierne wsparcie finansowe dla rodzin, ale też ważny gest symboliczny. Dotąd Polacy ryzykujący życie w walce z rosyjską inwazją nie mogli poczuć, że są traktowani przez polskie państwo jak bohaterowie. Wręcz przeciwnie – jak przestępcy, którzy w każdej chwili mogą trafić do więzienia.

Czytaj więcej

Grzegorz Braun nie do poznania

Surowe przepisy

Konsekwencji prawnych obawiał się np. emerytowany polski oficer, który w Ukrainie jest dowódcą jednego z plutonów Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej, tego samego, w którym walczył poległy na początku grudnia Janusz „Kozak” Szeremeta. Pod koniec ubiegłego roku oficer odniósł rany na froncie, a działający przy premierze Zespół Pomocy Humanitarno-Medycznej zapewnił jego transport z Charkowa do Warszawy na leczenie. O tym, że boi się represji w Polsce, oficer mówił otwarcie.

Nie przesadzał, bo do takich właśnie wniosków prowadzi lektura kodeksu karnego, a ściślej artykułów 141 i 142. Pierwszy z nich głosi, że „kto, będąc obywatelem polskim, przyjmuje bez zgody właściwego organu obowiązki wojskowe w obcym wojsku lub w obcej organizacji wojskowej, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”. Drugi przewiduje taką samą karę dla tego, kto „wbrew przepisom ustawy, prowadzi zaciąg obywateli polskich lub przebywających w Rzeczypospolitej Polskiej cudzoziemców do służby wojskowej w obcym wojsku”. Wspomniany oficer wystąpił o zgodę MON, ale do dziś jej nie otrzymał.

W Polsce ostatecznie nikt go nie przesłuchał ani nie postawił mu zarzutów. Gdy przedstawiciele rządu wysłuchali jego opowieści, zainicjowali skierowanie do Sejmu ponadpartyjnego projektu o abolicji dla Polaków walczących w tym kraju. Do laski marszałkowskiej został skierowany 20 grudnia. Nastąpiło to jednak, podobnie jak decyzja o przyznawaniu rent dzieciom poległym, po wielu miesiącach od początku rosyjskiej inwazji, w czasie których polscy ochotnicy mogli poczuć się, jakby tkwili w prawnej czarnej dziurze.

Tajemnicza rekrutacja

Inwazja rozpoczęła się 24 lutego 2022 r., a już trzy dni później prezydent Wołodymyr Zełenski poinformował o utworzeniu legionu dla ochotników z zagranicy. Początkowo polskie władze wydawały się być zainteresowane tym, by nasi rodacy pojechali bronić wschodniego sąsiada. Na Facebooku ambasady Ukrainy w Warszawie pojawiła się lista numerów telefonów w sprawie rekrutacji do Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej – połączenia w rzeczywistości odbierali polscy żołnierze Wielonarodowej Brygady w Lublinie, tworzonej przez wojska z Litwy, Polski i Ukrainy. Nieoficjalnie wiadomo było, że ta właśnie jednostka koordynuje zaciąg. Szybko się jednak z tego wycofała, bo władze bały się rozdrażnienia Rosji. Polacy, którzy zdecydowali się jechać do Ukrainy, nieformalnymi kanałami dowiadywali się zaś, że nie mogą liczyć na uzyskanie zgody na służbę w obcym wojsku koniecznej do uniknięcia odpowiedzialności karnej. – Nieoficjalnie wiemy, że takich zgód nie będzie. Po pierwsze, rząd chce zatrzymać rezerwistów na wypadek ewentualnego zagrożenia. Po drugie, obawia się reakcji Rosji na oficjalną służbę Polaków – mówił w marcu „Rzeczpospolitej” Jan Plewka, instruktor strzelectwa, który pomagał w wyjazdach do Ukrainy.

Inaczej powody odmów widzi były pracownik resortu obrony, który w rozmowie z „Plusem Minusem’’ prosi o zachowanie anonimowości. Jego zdaniem decyzja o odmowach nie zapadła odgórnie. – MON jest jednym z najbardziej zbiurokratyzowanych ministerstw. Pracuje w nim mnóstwo ludzi, którzy myślą schematycznie i trudno zmienić ich sposób działania – twierdzi. – Wychodzą z założenia, że skoro nigdy nie dawało się zgód na służbę w obcych armiach, to nie powinno się ich nadal dawać. Poza tym urzędnicy myślą głównie o własnym bezpieczeństwie. Łatwiej powiedzieć „nie”, niż narazić się na problemy, gdy jakiś Polak wpakuje się w kłopoty – wyjaśnia.

Niezależnie od powodów statystyki są wymowne. Do 23 kwietnia, zanim weszła w życie ustawa o obronie ojczyzny, zgody na służbę w obcej armii wydawało co do zasady MSWiA, a MON – jedynie w odniesieniu do byłych żołnierzy zawodowych. MSWiA wydało 14 takich zgód, a MON tylko dwie.

Od wejścia w życie nowej ustawy, wydawanie zgód jest wyłączną domeną MON, które nie podjęło ani jednej pozytywnej decyzji. „Obecnie prowadzimy 13 postępowań w sprawie służby obywateli RP w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Dotychczas nie wydano jeszcze żadnej zgody w tym trybie. Jedno postępowanie zostanie umorzone wobec wycofania wniosku przez stronę, jedno postępowanie zmierza do końca z wynikiem negatywnym, tj. odmową wydania zgody, pięć postępowań zmierza do końca z wynikiem pozytywnym (zakończonym wydaniem zgody), pozostałe sześć oczekują na wymagane opinie innych organów” – informuje nas wydział prasowy ministerstwa.

Ogólnie więc zgód wydano tylko 16. Tymczasem Polaków walczących w Ukrainie jest według różnych szacunków od kilkudziesięciu do nawet 200. I wszystkim tym osobom wciąż grozi odpowiedzialność karna.

Czytaj więcej

Sławomir Mentzen: Nowe wcielenie Korwina

Instytucjonalny bezład

To jakiś absurd. Z jednej strony premier i ministrowie mówią, że ci, którzy walcząc z rosyjską agresją, są bohaterami, bo wszyscy się zgadzają, że gdyby Rosja zajęła Ukrainę, kolejnym celem może być Polska. Z drugiej strony, ta sama władza traktuje tych ludzi jako zdrajców. Prokuratura teoretycznie może odstąpić od postępowania karnego, ale po przeprowadzeniu czynności. Musiałaby więc wcześniej np. przesłuchać takiego ochotnika – mówi Krzysztof Kwiatkowski, były prezes NIK i senator niezależny.

Kwiatkowski jako pierwszy zaangażował się w rozwiązanie problemu. Po rozpoczęciu inwazji pojechał do Ukrainy, a po powrocie doprowadził do wniesienia senackiego projektu o niekaraniu ochotników broniących wolności i niepodległości tego kraju. Propozycja trafiła do Sejmu w kwietniu. Przewiduje, że przestępstwa i wykroczenia dotyczące służby w ukraińskiej armii bez wymaganej zgody „przebacza się i puszcza w niepamięć”. Zgodnie z projektem polski ochotnik musiałby powiadomić na piśmie MON o służbie w ukraińskiej armii.

Już na etapie prac senackich widać było, że nie będzie zgody obozu rządowego na przyjęcie ustawy. – MON negatywnie odnosi się do tego projektu. Celem i obowiązkiem ministra obrony narodowej jest dbanie o bezpieczeństwo RP w wymiarze obronnym, militarnym i niemilitarnym – mówił w Senacie wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz, sugerując, że niekontrolowany wjazd ochotników do Ukrainy osłabiłby naszą obronność.

W Sejmie projekt nie dostał nawet numeru druku koniecznego do formalnego rozpoczęcia prac, za to trafił do niekończących się konsultacji, m.in. w Radzie Dialogu Społecznego. Zdaniem Krzysztofa Kwiatkowskiego takie konsultacje to fikcja mająca na celu wyłącznie blokowanie projektu. – W całości został już skonsultowany w Senacie – zauważa.

Dlatego gdy w grudniu w Sejmie pojawił się nowy, ponadpartyjny projekt, Krzysztof Kwiatkowski przecierał oczy ze zdumienia, ale też odebrał to jako dobry prognostyk, że wreszcie sprawa ruszy do przodu. W czym nowa propozycja ma być lepsza od projektu miesiącami tkwiącego w sejmowej zamrażarce?

– Projekt, który złożyliśmy w Sejmie, ma trzy różnice w stosunku do senackiego – wylicza minister Michał Dworczyk, współautor projektu. – Po pierwsze, abolicją chcemy objąć ochotników walczących nie od 2022 r., lecz już od 2014 r., czyli od czasu, gdy w rzeczywistości rozpoczęła się zbrojna agresja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Po drugie, nasz projekt nie przewiduje konieczności składania jakichkolwiek oświadczeń przez ochotników. Mam kontakt z niektórymi z nich i wiem, że nie wszyscy chcieliby to zrobić. Trzecia różnica polega na tym, że pierwszy projekt jest dziełem opozycyjnych senatorów, nasz jest zaś ponadpolityczny – dodaje.

Podpisy pod projektem, przygotowanym przez PiS, złożyli przedstawiciele wszystkich liczących się sił w Sejmie: każdego z klubów oraz kół Polski 2050 i Polskiej Partii Socjalistycznej. Namawiać nie trzeba ich było długo. Odmówiła tylko Konfederacja. – Wyszła z tego taka nowa opowieść wigilijna – mówi Hanna Gill-Piątek z koła Polska 2050, jedna z podpisanych pod projektem, nawiązując do daty wniesienia do Sejmu, tuż przez świętami. – Pokazaliśmy, że nawet przy obecnych podziałach są sprawy, które nas potrafią połączyć i źle by było, gdyby z powodu jakichś egoizmów politycznych ta ustawa gdzieś utknęła. Ale ja wierzę, że tak nie będzie – dodaje.

Poparcie tuzów polityki

Michał Dworczyk jest przekonany, że projekt stosunkowo szybko trafi pod obrady Sejmu. – To, że jest firmowany przez niemal wszystkie środowiska polityczne, pozwala mieć nadzieję, że uniknie się przepychanek, które w tej sprawie zupełnie nie są potrzebne – mówi.

Rzeczywiście, lista podpisanych posłów może robić wrażenie. Są wśród nich wicemarszałkowie z PiS Ryszard Terlecki i Małgorzata Gosiewska, ale też znane postaci opozycji, m.in. Borys Budka czy Grzegorz Schetyna. Nieoficjalnie wiadomo, że projekt wspiera prezes PiS Jarosław Kaczyński, choć sam podpisu nie złożył.

Z drugiej strony, projekt nie dostał jeszcze numeru druku sejmowego, w zamian został skierowany do jeszcze liczniejszych konsultacji niż ten Kwiatkowskiego, m.in. w Radzie Dialogu Społecznego, Sądzie Najwyższym, Naczelnej Radzie Adwokackiej i Krajowej Radzie Sądownictwa. Centrum Informacyjne Sejmu przekonuje nas, że jest to „standardowa procedura”. „Decyzja ws. nadania numeru druku oraz skierowania projektu do pierwszego czytania będzie mogła zostać podjęta po spełnieniu powyższych wymogów formalnych” – informuje.

Problem w tym, że PiS wielokrotnie już udowodnił, iż jeśli naprawdę chce przyjąć projekt, robi to błyskawicznie, bez żadnych konsultacji, nie zważając na porę dnia ani nocy.

Na razie jedynym pewnikiem są więc renty dla dzieci zmarłych ochotników. Co z przepisami karnymi? Czy PiS rzeczywiście chce wprowadzić abolicję? A może toczy się w tej sprawie jakaś niejasna gra, wstrzymująca bieg kolejnych projektów w Sejmie?

Polscy ochotnicy być może nie mają nawet kiedy zadawać sobie takich pytań. Dowódca plutonu, którego historia przyczyniła się do złożenia ponadpolitycznego projektu ustawy abolicyjnej, znów jest na froncie. Odniósł co prawda dwie rany, ale szybko doszedł do siebie i uznał, że nie ma sensu tracić czasu w Warszawie.

Rentę po ojcu poległym w Ukrainie dostanie prawdopodobnie m.in. córka Janusza Szeremety. Na zdjęciu

Rentę po ojcu poległym w Ukrainie dostanie prawdopodobnie m.in. córka Janusza Szeremety. Na zdjęciu jego grób w Szklarach

BEATA OLEJARKA/AGENCJA SE/East News

Dwa tysiące złotych – taką kwotę miesięcznie będą otrzymywać dzieci Polaków poległych w walkach w Ukrainie. Jak dowiedział się „Plus Minus”, premier Mateusz Morawiecki zdecydował o przyznaniu rent specjalnych, do czego – zgodnie z ustawą – ma prawo w „szczególnie uzasadnionych przypadkach”.

Decyzja jest pokłosiem śmierci kolejnych Polaków walczących z rosyjską inwazją. W sumie poległo ich już czterech. Nie wszyscy osierocili dzieci, jednak są też takie przypadki. Pieniądze mają być przyznawane do czasu pełnoletności lub zakończenia nauki szkolnej. To nie tylko wymierne wsparcie finansowe dla rodzin, ale też ważny gest symboliczny. Dotąd Polacy ryzykujący życie w walce z rosyjską inwazją nie mogli poczuć, że są traktowani przez polskie państwo jak bohaterowie. Wręcz przeciwnie – jak przestępcy, którzy w każdej chwili mogą trafić do więzienia.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi