Dymisja Mirosława Skrzypczyńskiego z powodu oskarżeń o molestowanie seksualne młodocianych tenisistek i inne występki natury obyczajowej to jeszcze jeden dowód, że posada prezesa PZT to gorący fotel. Historia nie zawsze wyjaśnia precyzyjnie naturę tego zjawiska, ale z faktami trudno dyskutować: od ponad stulecia polskim tenisem rządzi się niełatwo i raczej krótko, niezależnie od fazy rozwoju dyscypliny, sukcesów lub (częściej) ich braku.
Środowisko tenisowe, zwłaszcza w ostatnich dekadach, wybiera swego prezesa, zbyt często kierując się lokalnymi interesami, pustymi obietnicami kandydatów i wyobrażeniami niespecjalnie przystającymi do rzeczywistości. Było wśród prezesów PZT kilka postaci wybitnych, ale raczej w innych dziedzinach niż sport i jego organizacja. Liczyć, że pojawi się wśród nich ktoś z wizją, wytrwały i pełen poświęcenia, taki jak Philippe Chatrier, rządzący z sukcesami federacją francuską przez 20 lat, na razie nie sposób.
Szkoda, bo Polski Związek Tenisowy powstał zaledwie rok po francuskim i miał początkowo prezesów z wolą działania, jaką daje szczera pasja do szlachetnej dyscypliny sportu. Pierwszy z nich (wówczas prezes Polskiego Związku Lawn Tenisowego), Zdzisław Szulc, ceniony poznański kupiec, także znany kolekcjoner instrumentów muzycznych, przystąpił do pracy od podstaw z zaangażowaniem i do niego żadnych pretensji mieć nie można, nawet jeśli niełatwo było zatwierdzić statut związku i pobierać pierwsze składki od klubów.
Działaczami z powołania byli także następni prezesi: Jan Kowalewski, jeden z założycieli Warszawskiego Lawn-Tennis Klubu, i Edward Miller (dwukrotny prezes), także z WLTK. Lata 30. XX wieku przyniosły także krótki okres władzy pułkownika Ignacego Matuszewskiego (wówczas ministra skarbu), którego bogaty życiorys zawiera wiele dokonań, od służby w wywiadzie po pamiętną wywózkę 75 ton polskiego złota do Rumunii we wrześniu 1939 roku, więc tenis nie był wśród nich tak istotny, może poza tym, że sławna żona pułkownika, pierwsza polska złota mistrzyni olimpijska Helena Konopacka, chętnie przerzucała piłkę nad siatką i pod nazwiskiem męża startowała niekiedy w turniejach. Krótko prezesami przedwojnia byli też dyplomata Marian Szumlakowski oraz generał Janusz Gąsiorowski (szef Sztabu Głównego WP). Prezes Szumlakowski grał w tenisa, ale jego kadencję przerwała nominacja na ambasadora RP w Madrycie. O związkach prezesa Gąsiorowskiego z białym sportem wiadomo niewiele, raczej nie były silne, gdyż generał miesiącami spędzał czas w sanatoriach, lecząc astmę.
Czytaj więcej
Sukces wystarcza, by powiedzieć, że mamy do czynienia z gwiazdą sportową, lecz to za mało, żeby być gwiazdą pełną. Taką staje się osoba, która jest lubiana i szanowana. To także sprawa psychologiczna, ponieważ aby zostać gwiazdą, trzeba tego silnie chcieć. A nie wszyscy chcą - mówi Tomasz Redwan, w latach 1991–1993 dyrektor marketingu i promocji w Polskim Komitecie Olimpijskim.