Przychodzili do niej na rozmowy m.in. do Polskiego Radia, a ich fragmenty znaleźć można właśnie w tej książce. Autorka zastrzega, że pisze tylko o tym, „czego sama doświadczyła, co usłyszała i zobaczyła”. „Przywołane przeze mnie portrety przyjaciół, pisarzy, z którymi spędziłam niejedną godzinę, dalekie są od obiektywizmu” – deklaruje. „To nie są życiorysy pisarzy, to nie są szkice o ich twórczości”. Jednak to ostatnie wymyka się jej nieraz spod kontroli, kiedy w portretach miesza właśnie swoje wspomnienia refleksjami na temat twórczości.

Czytaj więcej

„Głowaccy. Arka na Manhattanie”: Ich najlepsze wspólne zdjęcie

Chętnie przytacza treść dedykacji w tomikach wierszy i kartek otrzymanych od zaprzyjaźnionych literatów. Przywołuje też wypowiedziane przez nich komplementy pod swoim adresem. Wspomina trudne lata 80., walkę o niezależność od władzy, politykę, która do jednych ją zbliżała, a od innych oddalała. Kreśli portrety m.in. Tomasza Burka, Julii Hartwig, Anna Kamieńskiej. O znajomości z Joanną Pollakówną pisze np. „Widywałyśmy się bardzo rzadko. Była głosem w słuchawce telefonu. Rozmowy trwały dosłownie godzinami”.

Czytaj więcej

Trudna pogoń za ponadczasowym pięknem

Najciekawsze są wspomnienia z Domu Pracy Twórczej w Oborach (pojawiają się dopiero na 249 z 296 stron), dokąd Smolka pojechała po raz pierwszy w 1964 r., w wieku 22 lat. Potem wracała tam wielokrotnie. „Wspaniałe święto samotności. […] Tym były Obory”. Przy okazji dzieli się spostrzeżeniami na temat bywalców tego miejsca i relacji między nimi. I to jest atut tej opowieści.