Tak o tym pisałem zaraz po premierze. „Zastanawiam się, jak to by było opowiedziane przez większość autorów współczesnych. Zapewne jako przyczynek do dyskusji o zakłamanych chrześcijanach i samolubnych Polakach. Ale Piesiewicz i Kieślowski byli ponad takie uproszczenia, powtórzę typowe dla czasów ideologicznych bojów. Wojenne decyzje mają tu swoje drugie dno i niełatwo jest podjąć werdykt osądzający kogokolwiek. Co wcale nie ułatwia sytuacji pani profesor, bo to ona czuje się winna. […] Zawiera się w tym skądinąd prawdziwa groza moralnych wyborów. Choć i nadzieja na niełatwe pojednanie, kiedy zna się już całą prawdę. Przyznam, że nie zazdroszczę komuś, kto musiałby powiedzieć jednoznacznie: w tej sytuacji trzeba było postąpić tak i tak. Za samą tę jedną, pięknie i mądrze opowiedzianą historię należałoby autorów tego spektaklu mocno wysławiać”.
Krytyk narzeka, że twórcy spektaklu obwiniają Kościół i chrześcijaństwo o tłumienie seksualnych popędów. Ale gdzie? W których scenach? Brakuje mu też obecności Boga. Dowodem na pozbycie się pierwiastka boskiego ma być nieobecność postaci granej w serialu przez Barcisia oraz wypowiedzi samego Farugi.
Nie siedzę w głowie twórców przedstawienia. Ale dlaczego ja tę boską obecność tak silnie wyczuwałem, nie tylko nawet z tego powodu, że kilka razy rozmaite postaci do Boga się wprost odwoływały? Podobnie jak w serialu Kieślowskiego osiągnięto ten efekt obecności metafizyki metodami mówienia nie wprost. W tym akurat względzie Holewińska i Faruga zdają się być tamtej „staroświecczyźnie” zaskakująco wierni.
Każdy ma prawo do własnego zdania i własnych odczuć. Wolałbym jednak, aby tak mocne, kategoryczne zarzuty były bronione w sposób bardziej wyczerpujący. Zarazem te dwie przywołane opinie nie są dla mnie jedynie wyrazem osobistych odczuć dwójki recenzentów. To efekt atmosfery, stricte wojennej, która szerzy się w Polsce. Choć oczywiście czymś innym jest katalog spraw, tematów i estetyk, które chętnie wyrzuciłaby do jakiejś rupieciarni redaktorka Kyzioł, a czymś całkiem innym konserwatywny dogmatyzm broniącego okopów Świętej Trójcy (skądinąd faktycznie zagrożonych) redaktora Węgrzyniaka.
Nie na czasie? A może jednak?
Niedawno pisałem w „Plusie Minusie” o odrzuceniu przez obie strony kulturowej wojenki historycznego filmu „Orlęta. Grodno ’39”. Tam chodziło nie o stosunek do etyki, a do polskiej historii. Ale efekt był w gruncie rzeczy podobny. Coraz częściej nie odnajduję się między dwiema hałaśliwymi orkiestrami
W tym sensie „Dekalog” może faktycznie wydawać się odrobinę „nie na czasie”. Na szczęście tak nie pomyśleli ani jego twórcy, ani niektórzy inni recenzenci: chociażby Tomasz Miłkowski z lewicowej „Trybuny” czy teatralna blogerka Ewa Bąk. Dopóki są ludzie, którzy rozumieją i czują wartość stawiania podstawowych pytań bez wstępnych tez, takie spektakle będą pewnie powstawać. Na całe szczęście.
Mam skądinąd świadomość, że mnie samego z Julią Holewińską i Wojciechem Farugą sporo dzieli. Pewnie zaraz się o coś z nimi pokłócę. Nie wszystko, co w przeszłości robili w teatrze, mi się podobało – choć przecież „Matka Joanna od aniołów” według Jarosława Iwaszkiewicza na tej samej scenie i z częściowo tymi samymi aktorami jednak tak. Obyśmy w ogniu rozmaitych ideologicznych ostrzałów nie zatracili tego, co wciąż ważne – moralnej wrażliwości. I co być może jest wciąż przynajmniej częściowo wspólne.
Jarosław Kaczyński mówiący w kampanijnym stylu o chrześcijańskim systemie wartości jako jedynym spójnym poza nihilizmem został ostro skrytykowany, także przez niektórych autorów inspirujących się katolicyzmem. Nie była to wypowiedź dyplomatyczna, ona także wyrasta z ducha kulturowej wojny. Ale jak sądzę, sama rozmowa, na ile Dekalog jest wciąż dla nas ważny i wspólny, czeka nas nieuchronnie.
Zapewne od razu dostrzeżemy problemy, choćby z przykazaniem szóstym, które bardziej nas dziś dzieli niż łączy, a do którego Piesiewicz i Kieślowski podeszli zaskakująco „nienowocześnie”. Ale warto rozmawiać, pytać. I tym bardziej warto kibicować takim zdarzeniom kulturowym jak opisywana przeze mnie inscenizacja teatralna dawnego serialu. Za którą dziękuję.