Trzy lata z pandemią. Jak covid zmienił gospodarkę, społeczeństwo i geografię

Pandemia zwiększyła rolę państwa. Kazała odwrócić się od globalnej gospodarki. Zmieniła poczucie czasu i przestrzeni. Ale przede wszystkim pokazała, jak krucha jest nasza cywilizacja. Skutki covidu jeszcze nieraz nas o tym przekonają.

Publikacja: 28.10.2022 10:00

Zdaniem Billa Gatesa tym razem i tak mieliśmy szczęście. Następna pandemia może kosztować życie sete

Zdaniem Billa Gatesa tym razem i tak mieliśmy szczęście. Następna pandemia może kosztować życie setek milionów osób. Czy biotechnolodzy zdążą przygotować na to ludzkość? Na zdjęciu laboratorium firmy BioNTech, przygotowanie materiałów do produkcji szczepionki przeciw covidowi; marzec 2021 r. Alex Kraus/Bloomberg/Getty Images

Foto: Bloomberg

To był upadek z wysokiego konia. Jesienią 2019 r. świat odkrył, że wystarczyło, aby na nieznanym nikomu poza Wuhanem targowisku żywności wirus z jednego ze sprzedawanych zwierząt przedostał się do organizmu – pozostającej do dziś anonimową – osoby, a życie, jakie znaliśmy, zmieniło się nie do poznania. W ciągu paru tygodni właściwie nikt spośród siedmiu miliardów mieszkańców Ziemi nie mógł czuć się bezpieczny. Cywilizacja, która miała raz na zawsze odizolować nas od zagrożeń przyrody, okazała się kolosem na glinianych nogach.

Pech? Frank Snowden, profesor historii medycyny na Uniwersytecie Yale i autor książki „Epidemie i społeczeństwo: od czarnej śmierci po czasy współczesne” przekonuje, że nic bardziej mylnego. Jego zdaniem każda pandemia jest swoistą fotografią danego społeczeństwa. Pokazuje jego słabości, stosunki, jakie w nim panują, system gospodarczy, nawet relację do Boga i śmierci. A jeśli tak, to co o nas powiedziała najnowsze zaraza?

Czytaj więcej

Gotowi na Ukrainę w Unii?

Nowa geografia

Gdy pojawił się covid, były już widoczne rysy na gmachu globalizacji za sprawą protekcjonistycznej polityki, jaką prowadziła administracja Donalda Trumpa w szczególności wobec Chin. Krytykowano bezwzględny wyścig po zyski w warunkach bardzo nikłych zabezpieczeń i osłon socjalnych, jakie świat odziedziczył po Ronaldzie Reaganie i Margaret Thatcher. Produkcja tanim kosztem bez przestrzegania reguł ochrony środowiska czy bezpieczeństwa pracy była częścią tej logiki myślenia.

Jednak cała konstrukcja runęła jak domek z kart, gdy kolejne kraje zaczęły zamykać granice i wprowadzać ścisłe reguły oddalenia społecznego, byle powstrzymać śmiertelną zarazę. Nawet największe lotniska nagle zupełnie opustoszały. Inne kontynenty, a nawet inne kraje znów stały się bardzo odległe.

To doświadczenie pozostało z nami dłużej, niż trwała pandemia. Ten, kto chce dziś kupić toyotę corollę, samochód sprzedany w największej liczbie egzemplarzy w historii, musi czekać nawet dwa lata, tak wielkie są trudności z uzyskaniem wystarczającej liczby półprzewodników koniecznych do jej wyprodukowania. Nie da się też z podobnych przyczyn kupić od ręki wielu modeli iPhone’a. A to tylko dwa przykłady z ogromnego asortymentu produktów, które z powodu zerwanych międzynarodowych powiązań między wytwórcami są niedostępne. Model rozwoju, na którym oparta była globalizacja – produkcja w odległych krajach o niskich kosztach wytwarzania i sprzedaż w państwach zamożnych – nagle okazał się receptą na porażkę, bo wystawiał nawet najpotężniejsze koncerny na ryzyko paraliżu z powodu zamknięcia przez lokalne władze nieraz pojedynczych, ale kluczowych i zwykle bardzo odległych fabryk. Europa i Ameryka odkryły z przerażeniem, że są zależne od importu z Chin nawet podstawowych leków.

Zaczęła się więc nerwowa zmiana geografii produkcji: poszukiwanie alternatywnej bazy przemysłowej, najlepiej pod bokiem. To wielka szansa dla Polski, kraju graniczącego z największą gospodarką Unii Europejskiej – Niemcami. Po raz pierwszy od pokolenia już nie tylko koszty produkcji, ale także jej bezpieczeństwo zaczęło mieć znaczenie przy podejmowaniu decyzji biznesowych. Można wręcz powiedzieć, że za sprawą pandemii kapitalizm zyskał pewien wymiar etyczny: zaczął doceniać państwa demokratyczne i kierujące się rządami prawa, które raczej nie podejmą z dnia na dzień decyzji o całkowitym zamknięciu życia społecznego i gospodarczego z powodu pandemii, jak to się dziś dzieje w Chinach.

Czy jednak gdyby nie covid, globalizacja nadal by kwitła? Trzeba raczej mówić o przyspieszeniu procesu jej zamierania. Donald Trump zaczął wprowadzać karne cła na import z Chin przed wybuchem zarazy i z innych, niż sanitarne powodów. Z jednej strony dotychczasowy model wymiany był nie do utrzymania, bo prowadził do pauperyzacji znacznej części Ameryki (i Europy), skoro produkcja została przeniesiona za ocean. Z drugiej, założenia administracji Billa Clintona, która w 2001 r. wprowadziła Państwo Środka do Światowej Organizacji Handlu w nadziei, że jak Korea Południowa czy Tajwan wraz ze wzrostem zamożności będzie coraz mocniej integrować się ze światem zachodnim, się nie sprawdziły. W zamian Ameryka hodowała sobie potężnego konkurenta i musiała ten proces zatrzymać. Dlatego w tej sprawie Joe Biden zasadniczo kontynuuje politykę swojego poprzednika, choć pandemia się wygasza.

Trzecia rewolucja naukowa

Odejście od globalizacji ma jeden, zasadniczy wyjątek: świat nauki. Już jesienią 2020 r. najpierw Pfizer i Moderna, a potem inne koncerny farmaceutyczne ogłosiły wytworzenie szczepionki przeciw covidowi. Nigdy wcześniej nie udało się tak szybko znaleźć sposobu na nową chorobę zakaźną. Sukces był wynikiem bardzo bliskiej współpracy naukowców z całego świata.

To rozpoczęło znacznie głębszy proces, który – jak sądzi wielu – zaowocuje trzecią w ciągu nieco ponad stu latach naukową rewolucją. Opublikowanie w 1905 r. przez Alberta Einsteina teorii względności i teorii kwantowej uruchomiło niezwykłe zmiany w naszym życiu, których częścią są energetyka jądrowa i bomba atomowa, półprzewodniki, elektronika, lasery. Na drugą taką zmianę trzeba było czekać do połowy XX wieku. Przyniosła one cyfryzację, za sprawą której w szczególności internet i komputery zawładnęły naszym życiem.

Covid zapowiada nie mniej głęboką przemianę kondycji ludzkiej dzięki rewolucji genetycznej. Pozwoliła ona już powstrzymać obecną pandemię, ale może się teraz rozprawić ze znacznie większą liczbą groźnych chorób i wirusów, a także z rakiem. To pozwoliłoby znacznie wydłużyć nasze życie i poprawić jego jakość. Może za kilkadziesiąt lat będziemy wręcz wdzięczni wypadkowi z Wuhanu, którego odległym efektem stała się tak radykalna poprawa opieki zdrowotnej?

Ale to perspektywa kilkudziesięciu lat. Na razie sukces szczepionki przeciw covidowi nie powinien umniejszać poczucia bezbronności, jaką ludzkość odkryła po wybuchu tej pandemii. Bill Gates, który już wiele lat temu ostrzegał przez pojawieniem się pandemii, podkreślał, że tym razem ludzkość miała szczęście. Bo choć covid okazał się bardzo zaraźliwy, to jest o wiele mniej śmiertelny od wirusa SARS, który uderzył w latach 2002–2003. Wówczas świat uratowało to, że osoby zarażone wirusem tak szybko podupadały na zdrowiu, że natychmiast lądowały w łóżku, gdzie już niewielu mogły zarażać. Jednak, jak wskazuje twórca Microsoftu, wystarczy, aby następna pandemia łączyła agresywność ówczesnego SARS z zaraźliwością SARS-CoV-2, a liczbę ofiar będzie można liczyć nawet w setkach milionów. W ten sposób staliśmy się uczestnikami swoistego wyścigu między nowym wirusem a biotechnologami, którzy mają stawić mu czoła. Zapewne określi on warunki życia w nadchodzącym pokoleniu.

Czytaj więcej

Odbudowa Ukrainy. Ale jakiej?

Między wolnością a bezpieczeństwem

Z tą zarazą, która – przynajmniej według oficjalnych danych – kosztowała życie ponad 6,5 miliona osób (w rzeczywistości zapewne wielokrotnie więcej), nie wszystkie kraje poradziły sobie z równą skutecznością. Najwięcej zgonów zanotowano w Stanach Zjednoczonych: ponad milion. Pierwsza gospodarka świata okazała się pod tym względem zaskakująco słaba. Problem zaczął się od samego Donalda Trumpa, który konsekwentnie lekceważył „chiński wirus”. Ale był to też efekt poważnej polaryzacji dochodów: wśród mniejszości afroamerykańskiej i latynoskiej, gdzie udział osób niedożywionych i pozbawionych ubezpieczenia zdrowotnego jest dużo wyższy, niż średnio w społeczeństwie, liczba ofiar była nieproporcjonalnie duża. Na drugim biegunie znalazły się natomiast kraje, które jak Nowa Zelandia są wolne od tak dużych kontrastów w dochodach, a jednocześnie potrafią znacznie skuteczniej zorganizować społeczeństwo.

No i Chiny. Państwo, które ściągnęło na świat to nieszczęście, zanotowało oficjalnie tylko nieco ponad 5 tys. zgonów właśnie dzięki zdolności do podporządkowania sobie społeczeństwa. I nawet, jeśli te liczby, niemożliwe do zweryfikowania, oddają tylko część prawdy, to trudno uciec od myśli, że komunistyczny reżim znacznie lepiej sobie poradził z covidowym wyzwaniem niż Ameryka. W czasach, gdy oba supermocarstwa znajdują się na kolizyjnym kursie, to niepokojący wniosek – broń biologiczna jest przecież częścią arsenału Chin.

Chiński sukces został jednak okupiony ceną nie do zaakceptowania przez zachodnie demokracje. Jego symbolem okazał się obrazek drona, który wzywa przechodnia Szanghaju do natychmiastowego założenia maseczki ochronnej, tak powszechna stała się inwigilacja obywateli przez władze. I znowu, nawet jeśli zaraz po przejęciu władzy w 2012 r. Xi Jinping zaczął gromadzić w swoim ręku niespotykaną od śmierci Mao władzę, to przecież proces ten uległ wraz z pandemią niezwykłemu przyspieszeniu. Chiński reżim rozwinął system elektronicznego nadzoru nad obywatelami, a sam prezydent utrzymał politykę „zera covidu”, dopóki nie uzyskał pełni władzy w trakcie dopiero co zakończonego XX zjazdu Komunistycznej Partii Chin, bo w ten sposób mógł mieć pełnię kontroli nad społeczeństwem.

Podobne narzędzie kontroli wypracowały jednak niektóre demokracje, jak Tajwan. Tu celem faktycznie było głównie powstrzymanie zarazy. Mimo wszystko covid postawił przed ludzkością po raz pierwszy z taką wyrazistością pytanie, ile warte jest życie, a ile wolność. Albo jak dużo należy poświęcić z tego drugiego, aby utrzymać to pierwsze.

Izolacja społeczna

Nie tylko Xi Jinping wykorzystał pandemię, aby zmienić ustrój państwa. Zrobił to też Władimir Putin. Politycy tacy jak Emmanuel Macron, którzy wielokrotnie z nim rozmawiali osobiście lub przez telefon, mówią o głębokiej przemianie psychologicznej rosyjskiego przywódcy. Żyjąc w niemal pełnej izolacji, z obawy przez zarażeniem się covidem, stał się podejrzliwy i bezwzględnie przekonany do swoich racji. Ale też to właśnie w takich okolicznościach, po konsultacji z dwiema, trzema osobami, wśród których nie było nawet szefa rosyjskiej dyplomacji Sergieja Ławrowa, podjął decyzję o inwazji na Ukrainę, która okazała się katastrofalnym błędem Rosji. Rozstrzygnięć w takich okolicznościach Kreml nie znał od czasów Stalina.

Przykład jest ekstremalny, ale ujawnia problem znacznie szerszy. Ludzie to istoty społeczne, którym do utrzymania równowagi psychologicznej potrzebne są więzi z innymi. Te jednak pandemia radykalnie ograniczyła, i to niekiedy trwale. Niespodziewanie się okazało, że wiele zawodów można wykonywać zdalnie. Po co organizować kosztowne spotkania w Brukseli, na których zarabiają krocie marnej jakości hotele i oferujące coraz gorsze usługi linie lotnicze, jeśli niewiele mniej można sobie powiedzieć podczas połączeń za pośrednictwem internetu?

Rewolucja przeorała też życie rodzinne. Małżonkowie, którzy do tej pory prowadzili odrębne życie i spotykali się tylko późno wieczorem, aby położyć się spać, nagle musieli wiele godzin dziennie spędzać razem. Nie tylko wezbrała fala rozwodów, ale i liczba nowo zawieranych małżeństw przynajmniej do tej pory nie wróciła do poziomu sprzed pandemii. Atomizacja społeczeństwa, która zaczęła się wraz z rozwojem internetu i mediów społecznościowych, uległa przyspieszeniu. I tu pandemia okazała się katalizatorem fundamentalnych zmian społecznych.

Covid wprowadził też na salony państwo opiekuńcze. Szczególnie widoczne okazało się to w Unii Europejskiej. Tu w czasie poprzedniego, wielkiego kryzysu finansowego w latach 2009 i 2010 Angela Merkel narzuciła reszcie Wspólnoty surową kurację oszczędnościową. Tym razem pani kanclerz całkowicie zmieniła front. Po raz pierwszy w historii Unia zdecydowała się na zaciągnięcie wspólnie długu, i to wielkiej wartości: 750 mld euro.

Czytaj więcej

Fanka Mussoliniego na drodze do władzy

Drożejące życie

Bo też covid zmienił myślenie o państwie. Nie tylko miało ono zabezpieczyć przed zagrożeniem dla zdrowia, ale też zapewnić podstawowe osłony socjalne w czasach zapaści. Rewolucja wyszła z Berlina. W niemieckiej stolicy uznano, że skoro załamują się rynki zamorskie, w tym przede wszystkim chiński, nie można obcesowo potraktować tych bliższych, w Unii, i powtórzyć katastrofalne doświadczenie kryzysu sprzed dekady. Ale podobna logika zwyciężyła też za oceanem. Prezydent Biden uruchomił wielkiej skali programy osłon społecznych w nadziei, że to uratuje Amerykę przed nową prezydenturą Trumpa i osłoni jej demokrację. Covid okazał się więc poważnym ciosem dla bezwzględnej, liberalnej demokracji.

Ten eksperyment objął jednak nie tylko rządy, ale i banki centralne. Podczas gdy kilkanaście lat wcześniej nie wahały się radykalnie podnieść stóp procentowych, pogłębiając zapaść spowodowaną załamaniem rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych, teraz strategia była odwrotna. Od Europejskiego Banku Centralnego poprzez Bank Anglii aż po Rezerwę Federalną obniżono do rekordowego poziomu cenę pieniądza. I gdy z powodu zatorów produkcyjnych, a także gwałtownego odbicia produkcji po zniesieniu reguł izolacji społecznej, ceny skoczyły do góry, świat nie był na to przygotowany. Inflacja, która przynajmniej od dwóch dekad nie była problemem, nagle zaczęła z niezwykła siłą zjadać dochody i oszczędności, najdotkliwiej dla tych mniej zarabiających. Wojna w Ukrainie i jej skutki, w tym w szczególności wstrzymanie importu przez Unię gazu z Rosji, spotęgowały ten wzrost cen, ale go nie wywołały. Brutalne rozprawienie się rynków finansowych z rządem brytyjskiej premier Liz Truss, która radykalnie obniżając podatki bez pokrycia w dochodach, była gotowa zwiększyć zadłużenie swego kraju, może być sygnałem, jak głębokie wstrząsy finansowe mające swoje źródło w covidzie nas jeszcze czekają.

Koronawirus postawił nas przed pytaniem: ile wolności poświęcić dla uratowania życia? Na zdjęciu rob

Koronawirus postawił nas przed pytaniem: ile wolności poświęcić dla uratowania życia? Na zdjęciu robotnik przygotowuje groby dla ofiar pandemii w mieście Bogor na indonezyjskiej Jawie, lipiec 2021 r.

ADITYA AJI/AFP

To był upadek z wysokiego konia. Jesienią 2019 r. świat odkrył, że wystarczyło, aby na nieznanym nikomu poza Wuhanem targowisku żywności wirus z jednego ze sprzedawanych zwierząt przedostał się do organizmu – pozostającej do dziś anonimową – osoby, a życie, jakie znaliśmy, zmieniło się nie do poznania. W ciągu paru tygodni właściwie nikt spośród siedmiu miliardów mieszkańców Ziemi nie mógł czuć się bezpieczny. Cywilizacja, która miała raz na zawsze odizolować nas od zagrożeń przyrody, okazała się kolosem na glinianych nogach.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi