W przyszłym roku minie równo 30 lat od podpisania konkordatu w lipcu 1993 roku. SLD był przeciwny umowie między Polską a Stolicą Apostolską. W kampanii parlamentarnej 1993 roku pani koledzy partyjni mówili, że konkordat zostanie zerwany albo renegocjowany, bo został podpisany, gdy rząd był w stanie dymisji. Dlaczego ten dokument tak wam się nie podobał?
Nie robiliśmy kampanii wokół konkordatu, natomiast nasi przeciwnicy włączali tę kwestię w obieg polityczny. Na spotkaniach wyborczych zawsze znalazł się ktoś, kto o to pytał, a myśmy odpowiadali. Ale nie my narzucaliśmy ten temat, aczkolwiek w naszym gronie był on bardzo żywy. Przypomnę, że nim doszło do podpisania konkordatu przez rząd Hanny Suchockiej, dochodziły do nas słuchy, że w tajemnicy taka umowa jest przygotowywana. A my wyobrażaliśmy sobie, że w demokratycznym państwie prawa tak wrażliwa materia jak stosunki państwo–Kościół będzie jawnie dyskutowana, że z procesu uzgadniania umowy między Polską a Stolicą Apostolską lewica, która miała wówczas najsilniejszy klub w Sejmie, nie zostanie wykluczona. Dlatego złożyłam do ministra Krzysztofa Skubiszewskiego, ówczesnego szefa MSZ, interpelację, w której zadałam pytanie, czy to prawda, że rząd negocjuje konkordat. Z trybuny sejmowej dostałam odpowiedź bardzo niegrzeczną. Minister zapewniał, że nie toczą się żadne przygotowania i nie należy rozpowszechniać plotek.
Szef MSZ publicznie zaprzeczył, jakoby rząd szykował się do podpisania konkordatu?
Tak. W czasie każdego posiedzenia Sejmu mieliśmy pod koniec obrad blok pytań do rządu i odpowiedzi na interpelacje. I właśnie w takim bloku usłyszałam, że nie toczą się prace nad konkordatem. Wydawało się to logiczne, ponieważ rząd Hanny Suchockiej nie miał upoważnienia prawnokonstytucyjnego do zawarcia takiej umowy międzynarodowej. To na chwilę nas uspokoiło. Tym bardziej cały klub był zaskoczony faktem podpisania konkordatu. Zwłaszcza że między wspomnianym wystąpieniem Skubiszewskiego a podpisaniem umowy ze Stolicą Apostolską rząd Suchockiej upadł. Sejm przegłosował wotum nieufności dla rządu. Było zatem wiadomo, że to już nie ten gabinet będzie ponosił odpowiedzialność za kształt umowy konkordatowej. Następnego dnia tekst konkordatu opublikowała „Rzeczpospolita”. Wtedy dowiedzieliśmy się – co wywołało powszechne oburzenie w naszym klubie parlamentarnym – że konkordat obdarzał państwo polskie samymi obowiązkami, a Kościół rzymskokatolicki prawami i przywilejami. Została w nim również pominięta ekonomiczna strona podpisanej umowy, nie było również dołączonych do niej wyliczeń, jakie koszta poniesie państwo w związku z podpisaniem konkordatu i jego wdrażaniem po ewentualnej ratyfikacji.\
Czytaj więcej
Antoni Macierewicz i Jarosław Kaczyński, którzy byli w sondażach zawsze liderami nieufności, jawili się przy przewodniczącym SLD w kampanii do Sejmu w 2015 roku jako przytulanki - mówi Jerzy Wenderlich, wiceprzewodniczący SLD.