Prochy Słowackiego, serce Kościuszki, romantyzm Piłsudskiego

Apogeum romantyzmu w polskiej polityce przypadło 95 lat temu. Dwa wydarzenia zamykały wtedy pierwszy okres stabilizacji władzy sanacji: sprowadzenie do Polski prochów Juliusza Słowackiego oraz serca Tadeusza Kościuszki.

Publikacja: 30.09.2022 10:00

14 czerwca 1927 r. po nabożeństwie w polskim kościele oraz uroczystościach w centrum Paryża trumna z

14 czerwca 1927 r. po nabożeństwie w polskim kościele oraz uroczystościach w centrum Paryża trumna z prochami Juliusza Słowackiego została złożona na statku ORP „Wilja”, na którego pokładzie Słowacki wypłynął w swoją ostatnią podróż. Co ciekawe, po dopłynięciu do Westerplatte trumna została przeniesiona na statek „Mickiewicz”, który następnego dnia wypłynął w górę Wisły – ku Warszawie

Foto: nac

Już u swego zarania romantyzm był czymś znacznie szerszym niż tylko nurtem literackim. Dla wielu Polaków wiązał się z systemem wartości ideowych, moralnych, filozoficznych, artystycznych, ale również politycznych. W okresie zaborów to właśnie romantyzm tworzył z samych Polaków wspólnotę narodową. Pobudzając wyobraźnie i uczucia patriotyczne, zagrzewał do walki o niepodległość.

Wraz z odzyskaniem niepodległości romantyzm nie utracił swojego szczególnego miejsca w polskiej myśli społeczno-politycznej. Wręcz przeciwnie. Wynikało to z faktu, że w czasie powstawania nowoczesnych partii politycznych (na przełomie XIX i XX wieku) ukształtowały się również podstawy ideowe najważniejszych nurtów politycznych, odgrywających kluczową rolę w II RP.

Mimo że niemal wszystkie partie polityczne odwoływały się w różnym stopniu do romantycznego imaginarium, tylko w jednym obozie politycznym osiągnął on swoją polityczną pełnię, zaś po 1926 r. uzyskał swoje państwowe oblicze. Tym środowiskiem byli piłsudczycy oraz późniejszy obóz sanacyjny.

Piłsudczycy postrzegali siebie w roli spadkobierców romantyków, a rządzona przez nich pomajowa Polska miała stanowić ziszczenie ideałów i snów romantycznych marzycieli. Właśnie w Marszałku upatrywali realizatora testamentu wieszczów – Mickiewicza i Słowackiego. Miał on przejąć ich program ideowo-polityczny – prometeizm, oparcie patriotyzmu na uczuciach i emocjach, moralną świadomość narodową:

„Piłsudski z chwilą wybuchu wojny zrealizował w życiu Mickiewiczowską Odę do młodości […] Czym była w polskiej poezji romantycznej improwizacja Konrada, tym były w życiu polskim porozbiorowym Legiony. Atoli, jak w improwizacji domagał się Mickiewicz rządu nad duszami, tak po Legionach Piłsudski stawał się sędzią sumienia polskiego, którym chciał rządzić z potęgą moralnego nakazu” – pisał w książce „Józef Piłsudski a romantyzm” (1931) Kazimierz Kosiński. Historyk literatury podkreślał też, że (co było powszechnie wiadome) Marszałek stale czytał autora „Kordiana”.

Również sam Piłsudski widział siebie jako realizatora tradycji romantycznej. Na wiedeńskim bankiecie pod koniec 1914 r. (czyli w trakcie „wojny powszechnej”, o którą w „Litanii pielgrzymskiej” modlił się Mickiewicz) Komendant mówił:

„Być może, jestem romantykiem, być może, że dlatego, że nigdy nie byłem zwolennikiem pracy organicznej, wszedłem w tę wojnę. Ale porwało mnie w niej coś wielkiego i to, że otworzyła się możność czynu polskiego. Byłem w tym tylko wyrazicielem tego w Polsce, co się dusiło w atmosferze niewoli. Dzięki tej części, która postawiła pierwsze wojenne kroki, mogliśmy pociągnąć za sobą choć część narodu. Trzeba było bowiem, aby to, co było szaleństwem, stało się także i rozumem polskim”.

Po odzyskaniu niepodległości oraz przejęciu władzy przez obóz Marszałka powyższe wizje przybrały jeszcze bardziej na sile. Usilnie poszukiwano mitów i symboli. Odwoływano się do toposu „Polski jako Chrystusa Narodów”, która w 1920 r. obroniła Europę. Przywoływano narodowe zrywy powstańcze, jednocześnie wpisując w ich tradycję Legiony Polskie oraz I Brygadę.

Pomajowy romantyzm partyjno-państwowy, który w zamyśle ideologów sanacyjnych miał scalać i konsolidować wspólnotę, nie pozostawał jedynie w sferze teoretycznej. Uzyskał również swój praktyczny wymiar. Ideały romantyczne urzeczywistniły się w trakcie dwóch uroczystości. Stanowiły one ważną polityczną deklarację obozu władzy. Deklarację być może daleką od jednoznaczności, ale za to niezwykle sugestywną.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Reparacje jako terapia

Słowackiego powrót do ojczyzny

Pierwsze próby sprowadzenia do Krakowa prochów autora „Kordiana” zostały podjęte przez studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego już w 1894 r. na kanwie wcześniejszej repatriacji zwłok Mickiewicza. Pomysł jednak zarzucono, m.in. z powodu sprzeciwu Kościoła oraz krakowskich konserwatystów. W następnych latach podjęto się kolejnych prób. W debacie publicznej postulowano, aby jego prochy złożyć w „podziemiach katedry wawelskiej jako narodowym pamiątek kościele, pragnąć w ten sposób trumnę poety stawić przed oczy całemu narodowi obok szczątków królów i bohaterów”. Jednak wobec sprzeciwu kard. Jana Puzyna zaczęto szukać innego godnego miejsca pochówku, na przykład Henryk Sienkiewicz zaproponował jaskinię w Tatrach. Na nic jednak zdały się wszelkie starania. Słowacki pozostawał na paryskim cmentarzu Montmartre.

Odzyskanie niepodległości dało możliwość urzeczywistnienia idei repatriacji szczątków wieszcza. Zdawało się, że dzięki staraniom krakowskiego Związku Zawodowego Literatów Polskich sprawa wejdzie „w stadjum realizacji i nareszcie spełniony zostanie obowiązek narodu względem prochów jednego z największych synów wyzwolonej ziemi”. 5 kwietnia 1924 r. w Teatrze Starym im. Juliusza Słowackiego zorganizowano specjalny wieczór poświęcony pamięci autora „Kordiana”, w trakcie którego ze sceny wezwano władze państwowe do realizacji starań poprzednich pokoleń. Ponownie jednak bez skutku.

Niespodziewanie z pomocą przyszła wielka polityka. Komitet uzyskał patronat ze strony wówczas najważniejszej osoby w państwie – Józefa Piłsudskiego. Marszałek postanowił wykorzystać sprowadzenie prochów Słowackiego do pojednania narodu, podzielonego po zamachu majowym. Wybór repatrianta był nieprzypadkowy – „Słowacki pozostał mu [Marszałkowi] ze wszystkich poetów najdroższy, do końca życia”. Decyzja Piłsudskiego stanowiła również przykład na zerwanie z imposybilizmem i brakiem sprawczości charakterystycznym, zdaniem sanacji, dla rządów przedmajowych:

„Nagle – bez hałasu, bez fanfar komitetowych, bez zbiórek ulicznych, padło oznajmienie: »Słowacki wraca do Ojczyzny«. Zaledwie się ludzie mieli czas zorientować, zaledwie zakasali w Polsce rękawy do walnej debaty: czy, jak, kiedy – powtórzył się znak tajemny, i oto poeta ekshumowany, już płynie ku rodzinnym wybrzeżom, już jedzie, i to w chwale bezspornej, wprost na Wawel. Czyja wola była tak silna? Czyj rozkaz wewnętrzny zmagnetyzował cały naród? Od jakiegoś czasu Polska tak nawykła, że wola czyjaś przemożna, tajna a znana każdemu, bierze za łeb wszystkie jej sprawy, wszystkie resorty jej życia zewnętrznego i duchowego, że nawet nie zwrócono uwagi na ów fakt dokonany z piorunującą energią. Przeczytano bez uwagi wielkiej, że Piłsudski wysłał list odręczny do biskupa Sapiehy o miejsce na Wawelu” – pisała Maria-Jehanne Wielopolska.

Słowacki na Mickiewiczu

Przyniesiono prześcieradło […] Grabarze wyjęli z grobu i ułożyli na prześcieradle czaszkę Słowackiego; była nienaruszona, miała wszystkie zęby […] na czaszce czupryna nienaruszona, dawała się zdejmować jak peruka. […] Wszystko, co pozostało po Słowackim, można było zawinąć w jedną serwetkę” – wspominał ekshumację z 14 czerwca 1927 r. konsul generalny Karol Poznański. Sceny z paryskiego cmentarza stały się dla biorącego udział w uroczystościach Jana Lechonia inspiracją do skomponowania wiersza „Włosy Słowackiego”:

[…] Szuflami oto sypią w trumnę hebanową Grudy ziemi francuskiej, co jest twym popiołem, I tylko pukiel włosów nad kościanym czołem Ten sam jest, który lśnił się nad twą żywą głową Tę trumnę całą w kwiatach, tę drogę wspaniałą, Bicie dzwonów i blask ten co kościół rozjarzył, Kiedyś sobie ubogi suchotnik zamarzył. Padły państwa olbrzymie, aby tak się stało

Po nabożeństwie w polskim kościele oraz oficjalnych uroczystościach w centrum Paryża, trumna z prochami poety została złożona na statku ORP „Wilja”, na którego pokładzie Słowacki wypłynął w swoją ostatnią podróż. Wartę honorową przy trumnie pełnili wspomniany Lechoń oraz Artur Oppman, autor patriotycznej poezji podpisujący się pseudonimem Or-Ot.

Po dopłynięciu do Gdyni, u stóp katafalku odprawiono egzekwie, zaś podopieczni domu dziecka w Wejherowie – dzieci polskie z Syberii – odśpiewały „Testament mój”. Wieczorem trumna została przeniesiona na torpedowiec „Mazur”, na którym doczesne szczątki poety dopłynęły do, zdominowanego przez Niemców, Wolnego Miasta Gdańska. Repatriacja miała stać się świadectwem obecności oraz demonstracją siły Rzeczypospolitej, określanej pogardliwie przez zachodniego sąsiada mianem Saisonstaat, państwa sezonowego.

Na Westerplatte trumna z prochami Słowackiego została przeniesiona na statek… „Mickiewicz”, który następnego dnia wypłynął w górę Wisły – ku Warszawie. W miastach wzdłuż rzeki odbyły się, specjalnie przygotowane przez władze, uroczystości żałobne. Biły dzwony kościelne, orkiestry grały podniosłe i żałobne melodie, zaś mieszkańcy rzucali z mostów kwiaty na przepływający ze szczątkami wieszcza statek.

26 czerwca Słowacki przybył do przystani przy moście Poniatowskiego. Trumnę witały władze państwowe, parlamentarzyści, literaci, dziennikarze oraz pierwsza dama – Michalina Mościcka. Nie zabrakło także zwykłych mieszkańców stolicy. Prasa, relacjonując uroczystości, podkreślała podniosłość chwili oraz ciszę, która wówczas zapanowała. Trumnę z prochami ustawiono na czteropoziomowym rydwanie w kształcie piramidy, zaprzęgniętym w osiem koni. Kondukt żałobny wyruszył w stronę placu Zamkowego, na którym, w imieniu narodu polskiego, mowę wygłosił prezydent Ignacy Mościcki. Po tej części ceremonii trumna została wystawiona na widok publiczny w archikatedrze św. Jana. Wartę honorową pełnili wojskowi oraz literaci.

„Następnie katedrę zamknięto celem uporządkowania w niej ogromnej ilości wieńców, a o godzinie 9.30 otworzono prawą boczną nawę dla ludności, która okrążywszy katafalk, wychodziła potem nawą lewą. Do późnej nocy płynęły nieskończone fale publiczności do archikatedry, by złożyć hołd u trumny, zawierającej popioły wielkiego poety i w ciągu nie ponad sto tysięcy osób przesunęło się przez świątynię” – zanotował wiceprezes Związku Zawodowego Literatów Polski Józef Wiśniowski.

Nazajutrz trumna została odprowadzona na Dworzec Główny, skąd specjalnym pociągiem wyruszyła w ostatni etap podróży – do Krakowa. Po drodze zatrzymano się m.in. w Skierniewicach, Radomsku, Częstochowie, Zawierciu i Katowicach. We wszystkich miastach zorganizowano podniosłe i pompatyczne ceremonie żałobne. Mijając kolejne stacje, pociąg zwalniał bieg, by umożliwić mieszkańcom uczczenie powrotu Słowackiego do ojczyzny.

Czytaj więcej

Prof. Jurij Szapował: Polsko-ukraińskie okno możliwości jest otwarte

Bo królom był równy

Przez całą noc we wzorowym porządku i namaszczonem skupieniu przesuwały się przez Barbakan niezliczone rzesze ludności. Aż do świtu przyległe do Barbakanu ulice roiły się od tłumów, które ustawiały się w szereg, czekają swojej kolei dotarcia przed trumnę wieszcze. Coraz to wąż ten ruchomy posuwał się z wolna naprzód, przechodził od ulicy Florjańskiej przez zamieniony na kaplicę bastjon, a po krótkiem zatrzymaniu się u stóp sarkofagu, wysuwał się na zewnątrz od strony ulicy Basztowej w niezmąconym porządku. Wypływający z wnętrza okrążali Barbakan, kierują się plantami w stronę ulic Sławkowskiej i Szpitalnej, gdzie zatrzymywał wszystkich wspaniały widok iluminowanego bogato elektrycznie i ozdobionego olbrzymią rzeźbą wieszcza, teatru miejskiego, imieniu jego od r. 1909 z czcią poświęconego” – relacjonował Józef Wiśniowski.

Kolejnego dnia – 28 czerwca – „formalnie orszak pogrzebowy, faktycznie, zaś tryumfalny” dotarł na wawelski dziedziniec. Wówczas miał miejsce najważniejszy moment tych kilkunastodniowych uroczystości. Na scenę wkroczył, dotychczas nieobecny, marszałek Piłsudski. Chwila ta miała na wskroś dramaturgiczny wymiar – w końcu ujawnił się ten, który sprawił, że Słowacki po prawie stu latach powrócił do ojczyzny.

Trumnę usytuowano w centralnym punkcie dziedzińca. Dookoła zebrali się dostojnicy państwowi, wojskowi oraz duchowni z abp. Adamem Jerzym Sapiehą na czele. Gdy wszystko było gotowe, Piłsudski, stojąc na udekorowanym krużganku, rozpoczął swoje przemówienie, przez wielu uznawane za najlepsze w jego dorobku.

„Prawda życia ludzkiego daje nam i inne zjawiska. Są ludzie i są prace ludzkie tak silne i tak potężne, że śmierć przezwyciężają” i właśnie taką osobą był Słowacki, którego szczątki „świadczą o prawdzie, że w proch się obrócisz”, jednakże „Słowacki, jako żywa prawda życia, jest między nami” – podkreślił Piłsudski. Całość wieńczyły słowa – „W imieniu rządu Rzeczypospolitej polecam panom odnieść trumnę do krypty królewskiej, bo królom był równy”.

Gdy przegląda się fotografie, scena jest jeszcze bardziej wymowna. Żałobnicy stoją na dziedzińcu, w centralnym punkcie znajduje się trumna ze szczątkami poety, zaś piętro wyżej przemawiający Marszałek. Zebrani spoglądają na niego z uniesionymi głowami, zaś Piłsudski jakby przemawiał nie do żałobników, lecz bezpośrednio do samego Słowackiego.

Po mowie trumnę złożono do Krypty Wieszczów Narodowych, obok sarkofagu Mickiewicza. Wniesiono wieńce oraz urny z krzemieniecką ziemią z grobu matki, wileńską z grobu ojca poety oraz francuską z Montmartre. Wszystkiemu wtórowały dźwięki królewskiego dzwonu Zygmunta oraz salwy armatnich wystrzałów.

Biograf Marszałka Andrzej Garlicki zastanawiał się, czy zebranym na wawelskim dziedzińcu „nie przychodziło na myśl, że mówi do nich ten, który w przyszłości spocznie wśród królów? Czy on sam, już wówczas na wawelskim dziedzińcu, myślał, że zajmie miejsce w wawelskiej krypcie?”. Fakt, że osiem lat później – w maju 1935 r. – Piłsudski również został złożony na Wawelu (mimo że w 1927 r. abp Sapieha zaznaczył, iż wrota krypty narodowej nekropolii od tej pory pozostaną zamknięte dla „niekrólewskich” pochówków), uprawomocnia tego typu przypuszczenia. Ponadto szereg podobieństw obu pogrzebów daje asumpt do domniemania, że Piłsudski, reżyserując repatriację Słowackiego, do pewnego stopnia projektował swój własny pochówek. Z drugiej zaś strony, jest wielce prawdopodobne, że władze w 1935 r., mając w pamięci uroczystości ku czci autora „Króla-Ducha” – entuzjazm i masowy udział społeczny – postanowiły wykorzystać gotowy nekropolityczny scenariusz.

Dwa pogrzeby Kościuszki

Parę miesięcy później Polacy stali się uczestnikami kolejnego, odwołującego się do tradycji romantycznej, wydarzenia. 95 lat temu, w październiku 1927 r. do Polski sprowadzono serce gen. Tadeusza Kościuszki.

Przywódca insurekcji zmarł 15 października 1817 r. w Solurze w Szwajcarii, w której osiadł w 1808 r. w ostatnim etapie swojej tułaczki. Pierwszy pogrzeb odbył się „dnia trzeciego po zgonie […]. Mieszkańcy Solury i z wiosek pobliskich stanowili liczny orszak”, zaś pochowany został „pod wielkim ołtarzem, gdzie zwłoki tylko biskupów i książąt spoczywać zwykły”. Niemalże od chwili rozejścia się wieści o śmierci bohatera powzięto starania o sprowadzenie jego zwłok na ziemię ojczystą. Kluczowa stała się zgoda cara Aleksandra na repatriację. Monarcha nie tylko wydał ją niemal od razu, ale również zaproponował pokrycie uroczystości z budżetu Królestwa Polskiego oraz oddelegował do przedsięwzięcia swego szambelana Antoniego księcia Jabłonowskiego. Decyzja cara wynikała nie tylko z pamięci o Kościuszce, ale również z potencjalnego wydźwięku politycznego – Aleksander liczył na pewne poparcie ze strony Polaków. Wówczas „obywatele Rzeczypospolitej Krakowskiej […] życzenia swoje do Senatu zanieśli, aby Kraków jako miejsce składu starożytności narodowych i najdroższych ojczyzny pamiątek posiadał oraz prochy tego wielkiego w narodzie polskim męża. Rząd Królestwa […] odstąpił do tego Panteonu, drogi Tadeusza Kościuszki popiołów i zaszczyt strzeżenia ich mieszkańcom Rzplitej Krakowskiej, powierzył” – donosiła „Gazeta Krakowska”.

Do Krakowa Naczelnik został sprowadzony w połowie kwietnia 1818 r. Szczątki zostały tymczasowo złożone w bocznej kaplicy kościoła św. Floriana, gdzie do 24 czerwca były odwiedzane przez tłumy mieszkańców nie tylko dawnej stolicy Królestwa Polskiego, ale również wszystkich ziem polskich. Uroczystości żałobne przerodziły się w ogromną i wielotysięczną manifestację patriotyczną. „Na odgłos dnia oznaczonego, zebrali się z najodleglejszych nawet prowincji i okolic Polacy. Zgromadził się lud wiejski, i miasto Kraków wystawiło miejsce zjazdu rycerstwa, które posłuszne na głos żyjącego Naczelnika, przy grobie jego chciało jakoby odebrać ostatnie rozkazy i nauki: jak kochać trzeba Ojczyznę” – opisywał reporter „Gazety Krakowskiej”.

Trumnę złożono w wawelskiej krypcie św. Leonarda, obok grobu księcia Józefa Poniatowskiego (który w 1814 r. również został sprowadzony pośmiertnie do kraju – początkowo do Warszawy, zaś trzy lata później właśnie do Krakowa). Jednakże nie wszystkie doczesne szczątki Kościuszki powróciły do Polski. Na obczyźnie nadal pozostawało serce Naczelnika, które zgodnie z jego testamentem zostało przekazane Emilii Zeltner (córce Franciszka Zeltnera, który gościł generała w czasie jego pobytu w Szwajcarii). Dwa lata po śmierci serce Kościuszki zostało przeniesione do Vezii, zaś w 1829 r. do Varese we Włoszech. Do Szwajcarii urna powróciła w 1895 r. Przekazano ją do Muzeum Polskiego w Rapperswilu, a następnie umieszczono w miejscowym kościele św. Jana Chrzciciela.

Czytaj więcej

Umarł król Javier Marias

Powrót serca Naczelnika

Polska dzisiejsza jest jeszcze zbyt mała, żeby serce Kościuszki w sobie pochowała” – pisał w 1918 r. poeta Józef Jankowski. Jednak z kolejnymi latami oraz zwycięstwami na polach bitew, niepodległa Rzeczypospolita stawała się coraz większa, stając się odpowiednim miejscem dla serca Naczelnika. 21 października 1921 r. Sejm Ustawodawczy podjął uchwałę wzywającą rząd do sprowadzenia do Polski zbiorów Muzeum w Rapperswilu, w tym również bezcennej narodowej relikwii. Decyzja posłów stanowiła realizację ostatniej woli fundatora muzeum – powstańca listopadowego Władysława Platera – który w testamencie zaznaczył, że zbiory powinny powrócić do ojczyzny, gdy ta stanie się wolna. Jednak pomimo podjęcia specjalnej uchwały, pamiątki narodowe pozostawały nadal w Szwajcarii. Wynikało to z przedłużających się rozmów polsko-szwajcarskich. Ponadto istotny wpływ na to miały kryzysy polityczne oraz niestabilność rządów – kolejni premierzy zwyczajnie nie mieli do tego głowy.

Sytuacja zmieniła się w następstwie zamachu majowego. Podobnie jak w przypadku repatriacji Słowackiego kluczowa stała się postać Józefa Piłsudskiego, który jako prezes Rady Ministrów, a zarazem najważniejsza (pozakonstytucyjnie) osoba w państwie kolejny raz przełamał imposyblizm, przyspieszając powrót serca Kościuszki do ojczyzny.

2 października urnę z narodową relikwią wystawiono na honorowym miejscu w muzeum. Uroczystości z udziałem władz kantonu i Szwajcarii, polskiego konsulatu oraz tamtejszej Polonii trwały ponad tydzień. 10 października wyruszył do Warszawy specjalny pociąg ze zbiorami Polskiego Muzeum Narodowego (prawie 3 tys. dzieł sztuki, 2 tys. pamiątek historycznych, 20 tys. sztychów, 9 tys. medali i monet, 92 tys. książek i 27 tys. manuskryptów), które zajęły aż 14 wagonów. W pierwszym, odświętnie udekorowanym kwiatami składzie, w asyście oficerów szwajcarskich znajdowało się serce Tadeusza Kościuszki.

Na terytorium Polski – w Zebrzydowicach – 14 października jako pierwsi hołd Naczelnikowi złożyli górnicy, „którzy na wieść o przyjeździe serca Kościuszki samorzutnie śpieszą wprost z pracy”. Do Warszawy pociąg przybył kolejnego dnia. Dziennik „Warszawianka” zauważył, że miał przybyć do stolicy dwa dni później, jednakże w wyniku przyłączenia wagonów do składu pośpiesznego na miejscu był już 15 października. Zdaje się, że było to nieprzypadkowe, gdyż tego dnia przypadała 110. rocznica śmierci przywódcy zrywu. Na Dworzec Główny przybyli m.in. minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Gustaw Dobrucki, minister komunikacji Paweł Romocki, wiceminister spraw wojskowych gen. Kazimierz Fabrycy oraz komisarz rządu Władysław Jaroszewicz.

Po odebraniu przez oficjelów relikwii, spowitej w sztandar z Orłem Białym, „skończyła się pierwsza część przyjęcia, skromna i prosta, ale w swej prostocie przejmująco uroczysta. Bohater narodu, wódz spod Dubienki i Racławic, pełen godności w dniach niewoli, a przez całe swoje życie tylko sprawie wolności i niepodległości oddany, wszedł sercem swojem do stolicy tak, jakby pragnął był wejść do niej żywy: bez rozgłosu, bez pychy, w tym nimbie, który nie potrzebuje chwalby, bo jest pewny powszechnej czci i miłości”. Następnie żołnierze kompanii honorowej przenieśli urnę do prezydenckiego powozu konnego, eskortowanego przez oddział szwoleżerów aż do Zamku Królewskiego. Urnę z sercem Naczelnika złożono w kaplicy zamkowej, w której odbyła się ostatnia część uroczystości – w obecności prezydenta Ignacego Mościckiego kapelan odprawił krótką mszę.

Jak donosiła „Warszawianka”, „na razie serce pozostanie w kaplicy zamkowej. Ostateczne miejsce spoczynku nie jest na razie ustalone”. I właśnie na tej kanwie miało dojść do kolejnej odsłony potyczki pomiędzy dwoma stolicami Polski. Krakowska „Nowa Reforma” w imieniu wszystkich mieszkańców grodu Kraka przypominała, że „serce Kościuszki, który na Rynku krakowskim proklamował walkę o wolność i niepodległość Polski, a którego zwłoki w sarkofagu spoczywają w grobach królewskich na Wawelu, sprowadzone być winno do Krakowa i umieszczone obok zwłok wielkiego Wodza i bohatera. […] Kraków upomnieć się powinien czemprędzej, gdyż w Warszawie odzywają się już głosy, aby serce Kościuszki pozostało w stolicy, w kościele katedralnym św. Jana”. Pomimo starań relikwia pozostała jednak w Warszawie.

Urna faktycznie została ostatecznie złożona w katedrze św. Jana. Nastąpiło to jednak w wyniku niemieckich bombardowań stolicy i zniszczenia Zamku Królewskiego w trakcie kampanii wrześniowej. Serce Naczelnika pozostawało w skarbcu świątyni do końca wojny, by następnie zostać tymczasowo zdeponowane w kościele ojców Karmelitów przy Krakowskim Przedmieściu. W 1960 r. ponownie złożono je w odbudowanej katedrze, zaś od 1971 r. odrestaurowana urna z sercem Kościuszki była wystawiona w kaplicy Pałacu na Wodzie w Łazienkach Królewskich. Kres kolejnej, tym razem ostatniej, podróży relikwii nastąpił w 1984 r., gdy umieszczono ją już na stałe w odbudowanym Zamku Królewskim w Warszawie.

Polityka na grobach

W porównaniu z kilkudniowymi uroczystościami ku pamięci Słowackiego, te poświęcone przywódcy powstania okazały się nader skromne i nie budziły tak ogromnego zainteresowania społecznego. Bez wątpienia wynikało to z faktu, że w przeciwieństwie do wieszcza, Kościuszko nie musiał czekać dziesiątek lat, aby spocząć w ziemi ojczystej. „Chwila ta nadeszła. Nie budziły miasta stołecznego od rana radosne glosy, huk dział, poszum chorągwi. Skromnie i cicho urządzono tę uroczystość. Chciano przez to, być może, zaznaczyć, że Kościuszko jest z nami od lat, że śpi cicho w swej podwawelskiej mogile” – pisała prasa dzień po uroczystościach w październiku 1927 r.

Mimo wszystko sprowadzenie serca Naczelnika miało istotne znaczenie dla władz sanacyjnych. Rządzący nie tylko odwoływali się do tradycji romantycznej – walki zbrojnej przeciwko silniejszemu przeciwnikowi, ale również wpisywali siebie samych w poczet zbrojnych powstań i walk o niepodległość. Piłsudczycy stawali się spadkobiercami przywódcy insurekcji, podobnie jak całego polskiego romantyzmu. Tym samym uroczystości, podobnie jak te sprzed paru miesięcy, miały odegrać istotną rolę legitymizacyjną dla rządzących.

Mimo podzielonego po zamachu majowym społeczeństwa, w 1927 r. panowała powszechna zgoda na temat słuszności obu repatriacji. Bezsprzecznie wynikało to z faktu, że osoby nadające ton życiu społeczno-politycznemu ukształtowane zostały w okresie zaborów. W czasach młodości chłonęli idee wieszczów oraz przysłuchiwali się opowieściom kombatantów insurekcji kościuszkowskiej. To wówczas formułowali oni swój światopogląd oraz ideowe podłoże. Tym samym obie ceremonie były „świętem polskiej inteligencji, generacji, która wychowała się wspomnieniach Powstania Styczniowego, marzyła o »szklanych domach«, a ostatecznie dorosła w wojennej zawierusze i dożyła święta powstania Państwa Polskiego”.

Odwołując się do dwóch stron romantycznego medalu – poezji i oręża – uroczystości stanowiły realizację testamentu XIX-wiecznych marzycieli. Szczątki pobudziły narodowe emocje sporej części społeczeństwa, jednocześnie do pewnego stopnia jednocząc je wokół obu urn. Był to jednakże efekt krótkotrwały. Dość szybko powrócono do dawnych sporów i konfliktów, które przybrały na sile pod koniec lat 20., doprowadzając do zaostrzenia niedemokratycznego reżimu sanacyjnego. Nie zmienia to faktu, że obie uroczystości były świadectwem – nie pierwszym zresztą – politycznego potencjału drzemiącego w szczątkach wielkich postaci. Późniejsze dekady dziejów Polski, także powojenne oraz współczesne, dały kolejne przykłady kreowania legitymizacji społecznej za pomocą trumien i urn. Aczkolwiek odwołując się już do innych niż romantyczna tradycji. Pokazuje to, że wbrew powszechnym głosom oburzenia politykę robi się również na grobach.

Paweł M. Mrowiński jest doktorantem na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.

Przy okazji sprowadzenia do ojczyzny serca Tadeusza Kościuszki doszło do kolejnej odsłony potyczki p

Przy okazji sprowadzenia do ojczyzny serca Tadeusza Kościuszki doszło do kolejnej odsłony potyczki pomiędzy dwoma stolicami Polski. Ostatecznie jednak serce Naczelnika trafiło do Warszawy i dziś spoczywa w kaplicy na Zamku Królewskim

nac

Już u swego zarania romantyzm był czymś znacznie szerszym niż tylko nurtem literackim. Dla wielu Polaków wiązał się z systemem wartości ideowych, moralnych, filozoficznych, artystycznych, ale również politycznych. W okresie zaborów to właśnie romantyzm tworzył z samych Polaków wspólnotę narodową. Pobudzając wyobraźnie i uczucia patriotyczne, zagrzewał do walki o niepodległość.

Wraz z odzyskaniem niepodległości romantyzm nie utracił swojego szczególnego miejsca w polskiej myśli społeczno-politycznej. Wręcz przeciwnie. Wynikało to z faktu, że w czasie powstawania nowoczesnych partii politycznych (na przełomie XIX i XX wieku) ukształtowały się również podstawy ideowe najważniejszych nurtów politycznych, odgrywających kluczową rolę w II RP.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi