Palma pierwszeństwa odbiła Rafałowi Trzaskowskiemu, który przyznał się, że za młodu, to ho, ho, był dupiarzem. Za tę chwilę szczerości spadła na niego fala hejtu, więc prezydent stolicy postanowił wsłuchać się w głos ludu i zareagował. Trzaskowski najmocniej przeprosił za to, że nazwał siebie dupiarzem, ale – dodajmy od razu – przeprosił nie tak znowu każdego, tylko tych, którzy poczuli się urażeni. Czyli siebie. No jak nie, jak tak! Jakby mnie ktoś nazwał idiotą, to – abstrahując od tego, że by prawdę rzekł – któż miałby się poczuć dotknięty?
Czytaj więcej
Szanowni państwo, proszę przyjąć ode mnie przeprosiny. Nie jestem co prawda dupiarzem ani bawidamkiem, nie zwolniłem z pracy żadnej naczelniczki poczty, ale podczas ostatniej wizyty na poczcie miałem ochotę wysadzić ją całą w powietrze. I nie wysadziłem, przepraszam.
O tym, czy minister Cieślak był/jest dupiarzem, nic nam nie wiadomo, ale i on przeprosił. I tu akurat nie wiadomo za co i kogo, ale po kolei. Michał Cieślak poszedł sobie na pocztę w Pacanowie, gdzie jej naczelnik poskarżyła się mu na drożyznę. I już, koniec afery. Cieślak w całej swej dygnitarskiej dumie poczuł się jednak na tyle dotknięty, że na kobiecinę doniósł i zażądał wylania jej z roboty. Formalnie dlatego, że była wulgarna, ale ani konkretów, ani świadków nie przedstawił, nic, jedynie urażona Jego Cieślakowatość. Naczelniczkę dalejże wyrzucać zaczęli, ale sprawę zwęszyły pismaki i tu wódka, bo przecież nie mleko, się rozlała. Gdyby Michał Cieślak nie był ministrem, tylko facetem, toby najmocniej przeprosił za swą bucowatość i zapadł się pod ziemię, no ale nic z tego. Swoją drogą Pacanów kojarzył się dotychczas z kozami, nie z osłami.
Obaj maczo mają dużo szczęścia, że to nie czas wyborczy, teraz takie rzeczy rozejdą się po kościach i co prawda Trzaskowski jeszcze długo będzie nosił brzemię dupiarza, a Cieślak donosiciela oraz paniska wyrzucającego ludzi z roboty, ale ich partiom to raczej nie zaszkodzi. To dopiero w kampanii wyborczej wszystko urasta do rangi apokalipsy, a na razie wyborów na horyzoncie brak.
Mylę się? A pamiętacie państwo powódź stulecia z 1997 roku? Kilkadziesiąt osób zginęło, tysiące straciło majątki, rzeki zalały całe miasta z Wrocławiem na czele, zrozpaczeni rolnicy zostawali z niczym. A premier na to, że było się ubezpieczać. Kilka miesięcy później wzruszeni wyborcy spławili Cimoszewicza i jego partię w wyborach. Teraz, gdy tona węgla kosztuje półtorej przeciętnej emerytury, zadowolony z siebie wiceminister nazwiskiem Siarka namawia, by ogrzewać się chrustem. Węgiel drogi, chrust tani, Siarka bezcenny. No i co? Ano nic, wyborów nie ma, dwa, trzy dni kpin i po sprawie, a przecież arogancja dygnitarza również i tu bije wszelkie rekordy.