Tomasz P. Terlikowski: Janseniści i moliniści, konserwatyści i liberałowie

Kiedy wydaje nam się, że z Kościołem jest beznadziejnie, z pomocą przychodzą stare książki. I nagle okazuje się, że Eklezjastes miał rację: nic nowego pod słońcem.

Publikacja: 10.06.2022 17:00

Tomasz P. Terlikowski: Janseniści i moliniści, konserwatyści i liberałowie

Foto: Pixabay

Tak właśnie jest ze znakomitą i nigdy wcześniej na polski nietłumaczoną książką „Żywot Rancégo”. Zresztą jak w przypadku François-René de Chateaubrianda, wielkiego francuskiego konserwatysty i romantyka z przełomu XVIII i XIX wieku, miałoby być inaczej? Jej lektura – jakkolwiek dziwnie by to brzmiało – uspokaja. Uświadamia nam bowiem, że jeśli chodzi o sytuację Kościoła, to w obecnych czasach nie tylko nie jest z nim gorzej, ale niekiedy bywa nawet zdecydowanie lepiej.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Puste kalorie newsów

I choć Chateaubriand, gorący katolik, swoje dziełko napisał na wyraźne polecenie spowiednika, to jednak nie ściemnia. Kiedy opisuje losy Armanda Jeana de Rancégo, założyciela zakonu trapistów, to nie udaje, że młodość jego bohatera była lepsza niż w rzeczywistości. Kochanki młodego biskupa są tu opisane z całkowitą otwartością. A rola w nawróceniu późniejszego opata regularnego La Trappe, jaką odegrała niespodziewana śmierć najważniejszej z nich, jest nieustannie podkreślana na tych stronach. Francuski konserwatysta nie obawia się nawet wskazania, że czaszka tej kobiety prawdopodobnie znajdowała się w miejscu osobistej modlitwy sędziwego już Rancégo. Miała przypominać mu nie tylko własne grzechy, ale i uświadamiać wielkość łaski.

Kochanki młodego biskupa są tu opisane z całkowitą otwartością. A rola w nawróceniu późniejszego opata regularnego La Trappe, jaką odegrała niespodziewana śmierć najważniejszej z nich, jest nieustannie podkreślana na tych stronach. 

Historia założyciela trapistów, a szerzej – barwnie opisana rzeczywistość Kościoła XVII wieku, uświadamia także, że nasze spory między nazwijmy to konserwatystami a liberałami nie są niczym nowym. Wówczas o wiele ostrzej i mniej sympatycznie rywalizowali ze sobą janseniści i moliniści. Do tego stopnia, że jedni drugich wykluczali z Kościoła. Obydwie strony były przekonane, że głoszą czystą Ewangelię, a w rezultacie to ci najsurowsi (janseniści) wypadli z Kościoła. Rzym i Stolica Piotrowa także opisywana jest ostrym piórem, bowiem Chateaubriand nie daje ani kardynałom, ani nawet papieżom żadnej taryfy ulgowej. „W Rzymie liczyły się nie obyczaje, lecz rangi” – wskazuje autor nie bez goryczy i dodaje, że „żebracze życie nie podobało się rzymskiej purpurze”.

Oczywiście, dla tych, którzy wcześniej czytali choćby teksty Leszka Kołakowskiego o XVI- i XVII-wiecznym chrześcijaństwie, niewiele rzeczy będzie tu zaskoczeniem. Ale warto, by i oni sięgnęli po tę niewielką książkę, bo napisana jest z niebywałą lekkością pióra i daje ogromną radość z czytania. Pozwala mierzyć się z goryczą starszego człowieka, który ma świadomość, że wszystko przemija i że ostatecznie nie ma w doczesnym życiu nic, co by pozostało na zawsze. „Gdzie jest dziś wczorajsze zło? Gdzie będą jutro dzisiejsze rozkosze? Co będą dla nas znaczyły sprawy tego świata? Przyjaźń? Znika, kiedy tego, kogo kochamy, dopada nieszczęście, lub ten, co kocha, staje się potężny. Miłość? Jest zdradzona, ulotna lub grzeszna. Sława? Dzielimy ją z miernotą lub zbrodnią. Majątek? Czy tę błahostkę można brać za dobro?” – wskazuje Chateaubriand. I nawet jeśli ta gorycz związana jest z jego osobistym życiem, to trudno nie zadać sobie pytania, czy nie traktujemy zbyt poważnie rzeczy, które nie są tego godne?

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Nie ma zgody na dyskryminację

A dla dziennikarzy, pisarzy, biografów oraz tych, którzy regularnie opowiadają o dziejach innych ludzi, Chateaubriand zostawia jeszcze jedną krótką refleksję: „każdy, kto jest skazany na przyszłość, ma w głębi swego życia jaką powieść, z której może się narodzić legenda, widmo historii”. U Rancégo, bohatera książki Chateaubrianda, ta legenda dotyczy przede wszystkim „swawolnego życia” i radykalizmu związanego z nawróceniem. Ale przecież w dobrej biografii niemal każdego człowieka znajdzie się taka właśnie opowieść, która przeistacza się w legendę.

Każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie. Warto, naprawdę warto ją przeczytać.

Tak właśnie jest ze znakomitą i nigdy wcześniej na polski nietłumaczoną książką „Żywot Rancégo”. Zresztą jak w przypadku François-René de Chateaubrianda, wielkiego francuskiego konserwatysty i romantyka z przełomu XVIII i XIX wieku, miałoby być inaczej? Jej lektura – jakkolwiek dziwnie by to brzmiało – uspokaja. Uświadamia nam bowiem, że jeśli chodzi o sytuację Kościoła, to w obecnych czasach nie tylko nie jest z nim gorzej, ale niekiedy bywa nawet zdecydowanie lepiej.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi