Nie lubię tego doktoryzowania. A najgorzej, jak ktoś już pisze to „panie doktorze", a potem zadaje pytanie, które w ogóle nie jest o owadach (śmiech).
Na przykład pyta o pająki.
To już ustaliliśmy. Naukowo zajmowałem się muchówkami i błonkówkami. Muchówki to wiadomo: muchy, komary, ale także bzygi, które imitują osy – dzieci często mówią na nie „helikoptery", bo zawisają nad kwiatami. Ale też moje ulubione łowiki, czyli krępej budowy muchówki, które polują na inne owady.
Takie grube muchy?
Od razu grube – one są po prostu umięśnione (śmiech). Ale nie, tak naprawdę to są dłuższe niż szersze. Mają mocną kłujkę, którą zabijają swoje ofiary, i całkiem bujną brodę. Na pewno nie jest łatwo je złapać. W przypadku owadów bytujących na kwiatach często wystarczy poszukać roślin baldaszkowatych, które mają wielkie kwiatostany, bo na nich zawsze coś siedzi. I wtedy tylko siup siatką – i mamy. A za drapieżnikami to trzeba pobiegać, poskakać – prawdziwe polowanie. Podobało mi się, że trochę musiałem się poruszać.
Jak Rosja przepisuje podręczniki do historii
Czy historia może być zagrożeniem? Jak zmieniało się nauczanie historii w Rosji? Czy porównanie Putina ze Stalinem jest słuszne? Na czym polega tajemnica przyjaźni Putina z Sołżenicynem? Jakie mity historyczne tworzyło KGB? Dlaczego Putin krytykuje Lenina? O tym wszystkim w podcaście „Posłuchaj, Plus Minus”.
A błonkówki?
Błonkówki, inaczej błonkoskrzydłe. W tej grupie najwięcej czasu poświęciłem parazytoidom – one są jak „Obcy – ósmy pasażer Nostromo". Ich strategia życiowa podobna jest do pasożytów – i często nawet jest określana jako rodzaj pasożytnictwa – z tym że kontakt pasożyta z gospodarzem jedynie może, ale nie musi, zakończyć się śmiercią tego drugiego, a w przypadku parazytoidów jest to konieczność. Ich larwy zjadają ciało gospodarza, nie dopuszczając do jego śmierci, aż zbliża się moment, w którym będą gotowe się przepoczwarczyć. Wówczas gospodarz kończy źle.
Fascynujące.
Prawda? A takie malutkie, często nawet milimetra nie mają.
I to w ludziach?
Nie, w innych owadach czy pająkach. Nam do skóry dobierają się muchówki, ale to raczej w tropikach, choć czasem potrafimy owe pamiątki z wakacji przywlec do Polski. I wtedy larwa takiego gza przebywa w naszej skórze przez parę tygodni, o ile jej wcześniej mechanicznie z niej nie wydobędziemy. Poza skrajnymi przypadkami nie kończy się to jednak źle dla człowieka.
Ale skoro już o pasożytach mowa, to pogadajmy chwilę o polityce. Liczę na twoją naukową opinię: które partie byłyby jakimi robakami?
Najłatwiej będzie z PSL, bo koniczyna całkiem skutecznie zapylana jest przez trzmiele. A na dodatek trzmiele często gniazdują w ziemi, a więc są z nią silnie związane – wprost idealny owad dla ludowców. Ale naprawdę nie chcę dalej w to brnąć, bo mogę nie być zbyt sympatyczny, jeśli chodzi o większość partii (śmiech).
Dobra, zostawmy politykę i pogadajmy w końcu o kimś pracowitym – dużo mówi się ostatnio o pszczołach.
Tak, poznałem ostatnio nawet nowe pojęcie: „beewashing". Cudowne określenie, bo jednym słowem mówi to, o co zawsze się pieniłem w kilku zdaniach. W końcu strasznie lubimy się chwalić, jacy to jesteśmy fajni, ekologiczni, jak to dbamy o przyrodę. I jestem oczywiście fajniejszy niż ty, kiedy postawiłem sobie na dachu ul... Nie chcę nikogo obrażać, ale stawianie ula dla pszczoły miodnej, by polepszyć życie dzikich zapylaczy, to dla mnie jak założenie hodowli mopsów w trosce o dzikie zwierzęta drapieżne. W ten sposób udajemy, że robimy coś dobrego, a tylko tracimy czas i siły, które moglibyśmy poświęcić na realne działanie.
Byłem ostatnio w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie, gdzie na dachu stało kilka uli i to naprawdę fajnie wyglądało.
Bo to fajnie wygląda. I to fajna promocja pszczelarstwa, więc pszczelarstwo na tym pewnie zyska, ale przyroda niekoniecznie – raczej nie w dużym stopniu. Może jestem zbyt surowy w tej ocenie, ale przyroda jest czymś bardzo skomplikowanym. Gdy wspieramy tylko jeden gatunek, możemy zachwiać delikatny balans i spowodować, że reszta w tej owadziej konkurencji o pokarm czy siedlisko będzie miała tylko trudniej. Nigdy nie pomożemy dzikim pszczołom, pomagając jedynie pszczole miodnej.
To w ogóle w mieście mamy nie pomagać pszczołom?
Tego bym nie powiedział. Najlepiej możemy pomóc, jak najmniej niszcząc, plus starając się odtwarzać naturalne siedliska. Czyli zamiast łąki kwietnej złożonej jedynie z tulipanów, liliowców i innych kwiatów, które głównie cieszą nasze oczy, odtwórzmy to, co by tu żyło, gdy nie było tego całego betonu. Nawet jeśli nasza praca nie wniesie zbyt wiele dla wizualnych walorów okolicy. Pamiętajmy też o pochodzeniu roślin. Potrzebujemy takich gatunków, z których nasze owady będą potrafiły skorzystać. Przecież to nie przypadek, że jak sadzimy w parku obce drzewa – sprowadzone do Polski, bo ładne – to mamy na nich mniej ptaków niż na naszych rodzimych drzewach. Bo na obcych te ptaki mają o wiele mniej pożywienia – na nich nie ma owadów, bo najprościej mówiąc, nasze robale często nie potrafią tych drzew żreć.
Dlaczego?
Rośliny, broniąc się przed „szkodnikami", wytwarzają mechanizmy obronne, na przykład produkują toksyczne substancje. A to prowadzi do swoistego wyścigu zbrojeń między roślinami a owadami, które są z nimi związane. Tyle że nasze robale w tym wyścigu z obcymi drzewami nie brały dotąd udziału, więc sobie nie radzą z ich mechanizmami obronnymi. W ten sposób, sprowadzając nowe gatunki, paradoksalnie uderzamy w bioróżnorodność.
Od paru lat trwa debata, czy kosić w miastach trawniki...
...bądź by robić to bardzo rzadko. I to bardzo sensowny postulat. Przy czym nie wystarczy nie kosić tylko wtedy, kiedy rośliny kwitną, bo jedne owady korzystają z roślin kwitnących, inne z owoców, nasion, jeszcze inne żyją w łodygach – jeśli więc naprawdę chcemy dbać o bioróżnorodność w miastach, a nie tylko o estetykę, to fajnie byłoby nie kosić.
Ale to się ludziom kojarzy z czasami PRL-u, kiedy nie było nas stać na koszenie i wszystko było koszmarnie zarośnięte.
To zróbmy może podział. Wyznaczmy strefy, które będą dla nas, i takie, które będą dla pozostałych gatunków zwierząt. Bo na razie mamy parki, które ani nie są dla człowieka, ani dla przyrody.
Czyli?
Ani nie są tak zadbane, by spokojnie przyjść sobie z kocykiem i zrobić piknik, a przy okazji w nic nie wdepnąć i nie potknąć się o tabliczkę z napisem „zakaz deptania" czy „zakaz gry w piłkę". Ani też nie są w taki sposób zagospodarowane, by były korzystne dla bioróżnorodności. Podzielmy zielone tereny na dwie kategorie i przydzielmy im konkretne zadania.
Adam Gendźwiłł: Szukając bohaterów małych ojczyzn
Potrzeba dziś nowego rodzaju przywództwa, bardziej społecznika niż technokraty, by odnowić ideę samorządu, która ewidentnie jest na zakręcie. Model działania samorządu jako inwestora, który musi nadrobić zaległości, po prostu się kończy - mówi Adam Gendźwiłł, politolog i socjolog.
Ale co z ciebie za miłośnik owadów – dlaczego nie zrobić by wszystkich stref pod robale?
Bo nie da się pomagać jednym, nie odbierając czegoś komuś innemu. Ilość dóbr jest ograniczona. Przede wszystkim nie możemy ludzi zniechęcać do dbania o przyrodę – to bardzo drażliwy temat. Obserwuję, jak na świecie dąży się do tego, by ludzie ją pokochali. I bardzo podoba mi się coś takiego, jak nauka obywatelska. Jest ona rozwinięta głównie w krajach, których mieszkańcy już nie wiedzą, co robić z czasem, bo nie muszą się aż tak uganiać za pieniędzmi. Obserwuję to w Wielkiej Brytanii, widziałem w Belgii. Ludzie chodzą po okolicznych parkach czy skwerach i spisują, jakie widzą tam ptaki, a potem dzielą się tym z naukowcami i powstają z tego bazy danych. Często też w wolnym czasie odwiedzają muzea przyrodnicze, gdzie pomagają choćby we wstępnym oznaczaniu materiału. Potem mamy analizy, publikacje itd. A co równie ważne, ludzie w ten sposób przywiązują się do przyrody. W końcu nie dopuścisz do tego, by ci zabetonowali okolicę, jeżeli chodzisz po niej co weekend i badasz sobie te ptaszki, robaczki czy nawet pająki, jeśli jesteś bardzo dziwnym człowiekiem (śmiech). Serducho jest najważniejsze. Jeśli jesteś emocjonalnie związany ze środowiskiem, to nie pozwolisz go zniszczyć. Zamiast więc szafować zakazami i nakazami, pozwólmy ludziom zakochać się w otaczającej ich zieleni.
Maciej Krzyżyński (ur. 1987) – d
Doktor nauk biologicznych, popularyzator nauki i owadzi aktywista na Twitterze – twórca hasztaga #entomotwitter