Moja przygoda z Janem Maciejewskim zaczęła się w sobotę 4 listopada 2017 roku. Tego dnia ukazał się numer „Plusa Minusa" poświęcony setnej rocznicy bolszewickiego przewrotu, a w nim felieton „Kontrrewolucja Pasternaka", w którym przeczytałem: „Człowiek staje się rzeczywisty i prawdziwy, kiedy oddaje się nie czemuś, tylko komuś. Zmiana tego jednego słowa rozsadza system od środka". Tomasz Mann dochodził do podobnych refleksji, kiedy miał 25 lat. Sprawdziłem: autor jest starszy o dwa lata. Nieźle – pomyślałem sobie – jeszcze Polska nie zginęła. I nawiązałem znajomość.
Artykuły prasowe, nawet te genialne, z fragmentami zaznaczonymi przez nas emocjonalnym machnięciem mazaka, odkładamy na stosik dzieł „wartych zachowania", które w końcu i tak lądują na śmietniku lub w składzie makulatury. Żywot książki to mimo wszystko inna kategoria trwania. Maciejewski od lat jest felietonistą „Plusa", zamieszcza tu też teksty większe, jak chociażby eseje i opowiadania. Wybrane przez siebie samego opublikował teraz, wreszcie, w postaci jednego większego dzieła. Jak przystało na dojrzałego pisarza, którym w istocie stał się już wcześniej.
Czytaj więcej
Rosyjska stolica, choć od lat poddawana przez reżim Putina stałej redukcji elementów twórczych i niezależnych, była miejscem skupiającym co najmniej kilka ośrodków wolnej myśli. Rosyjska napaść na Ukrainę przypieczętowała ich los.
Podróż
W biogramie zamieszczonym na tylnej okładce pisze, że od czwartego roku życia szuka drzwi do Narnii. To nie jest literacki sztafaż, lecz ważna deklaracja. Żeby w ogóle rozpocząć poszukiwanie czegokolwiek, trzeba mieć wyobrażenie celu, chociażby było ono mizerne i zamglone. Bo drzwi do starej szafy Lewisa znajdują się, jak wiemy, w ciemnym pokoju, w którym widać niewiele albo zgoła nic. Bez wyobraźni, jaka daje nam pierwszy impuls, nie będziemy wiedzieli, że one, drzwi, w ogóle tam są. I nie rozpoczniemy poszukiwania.
W ostatnim czasie konserwatywni publicyści zachłystują się słowem „imaginarium", ogłaszając koniec polskiego katolicyzmu, jakoby nieobecnego już w naszej zbiorowej wyobraźni. I robią błąd, podświadomie zakładając, że chrześcijaństwo jest jedynie wytworem naszej kultury. Ale jeżeli ktoś widzi je jako prawdę, wie, że ona i tak wyjdzie na wierzch. Nawet jeśli założymy, że ciemny pokój jest naszym wymysłem – bo przecież nic dokoła nie widzimy – rzeczywistość zweryfikuje to nasze mniemanie, i to w sposób bolesny, skoro tylko ruszymy z miejsca i wpadniemy nosem na kant pierwszego napotkanego mebla. Może być nim chociażby owa szafa, w której istnienie już zdążyliśmy zwątpić.