Piotr Marciniak: Czas PiS i PO już się skończył

W krajach postkomunistycznych powstał system państwowo-oligarchiczny, w których państwo obsługuje interesy grup oligarchicznych, zrasta się z nimi. Skrajnym przykładem tego zrośnięcia się jest Rosja. Ale na Węgrzech czy w Polsce na miniskalę także prym wiodą elity, które dzierżą jednocześnie władzę ekonomiczną i polityczną - mówi Piotr Marciniak, politolog, dyplomata, były działacz Unii Pracy.

Publikacja: 20.05.2022 10:00

Piotr Marciniak (z lewej) jako zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych w rozm

Piotr Marciniak (z lewej) jako zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych w rozmowie z jej przewodniczącym Bronisławem Geremkiem, 7 stycznia 1997 rok

Foto: PAP/CAF, Andrzej Rybczyński

 

Plus Minus: Czy zadaje pan sobie pytanie, co się dzieje z polską lewicą? Ostatni sondaż plasuje ją pod progiem wyborczym – 4 proc. poparcia.

Sondaże są różne, od 4 do 12 proc., ale rzeczywiście nie są to oszałamiające wyniki. Pięć lat temu mówiłem pani, że wiatr historii wieje na korzyść środowisk liberalno-lewicowych i jestem gotów bronić tej tezy. Moja przepowiednia sprawdziła się połowicznie – znaczna część młodych kobiet wyraża poglądy lewicowe i jest aktywna w działaniach mieszczących się w obszarze ideowym lewicy.

Ale ta druga połowa młodych ludzi ma zupełnie inne poglądy.

To prawda, młodzi mężczyźni, szukając wyjścia z kryzysu, w którym się znaleźli, orientują się na prawo, nawet radykalne prawo. Rzecz w tym, że lewicowa partia ma kłopot z politycznym zagospodarowaniem części, przede wszystkim męskiej, młodego pokolenia.

Dlaczego tak się dzieje?

Wydaje mi się, że głównym powodem kryzysu lewicy jest brak jej wyraźnej tożsamości ideowej. Lewica nie potrafiła odnaleźć się w świecie nowych wyzwań i dylematów. I to jest chyba przyczyna, że nastroje młodych ludzi nie przekładają się na poparcie polityczne dla tej partii.

Czy te nowe wyzwania są naprawdę takie nowe? Poza zmianami klimatycznymi, które żywo interesują młodych ludzi, to mają oni takie same potrzeby jak starsze pokolenia – dobra praca, przyzwoita płaca, mieszkanie.

Zgoda. Tyle że jest kwestia odpowiedzi. Jak zaspokoić te potrzeby, jakie przeszkody stoją na drodze realizacji aspiracji młodych ludzi, co mogłoby w tym pomagać. Osobiście wydaje mi się, że lewica nie potrafi wymyślić nowych recept, bo jedyne, co chce robić, to rozbudować opiekuńczą rolę państwa. Według mnie to jest staromodne podejście. Utwierdza ludzi w przekonaniu, że ktoś im pomoże w życiu i rozwiąże za nich ich własne problemy. A tym kimś ma być właśnie państwo. Lewica nie wyciąga wniosków z doświadczeń państwa komunistycznego, które kiepsko się spisywało w zaspokajaniu tego rodzaju potrzeb, tak samo jak i obecne państwo, narodowe, budowane przez PiS.

To jaka jest recepta?

Niektóre problemy można rozwiązywać na niższym szczeblu niż państwowy. Przede wszystkim lokalnym, a w niektórych sprawach trzeba wejść na wyższy szczebel – Unii Europejskiej. Kwestię kryzysu klimatycznego w ogóle powinno się rozwiązywać na poziomie światowym. Kręcenie się wokół tezy, że państwo ma określone zobowiązania i musi je realizować, jest anachroniczne. Dlaczego państwo miałoby rozwiązywać nasze problemy, skoro bardziej odpowiada na potrzeby elit biznesowych niż obywateli.

Gdzie rządzą tacy liberałowie, którzy głoszą, że interes kapitału jest ważniejszy niż interes obywateli?

Wszędzie, przy czym wcale tego nie ogłaszają, ale to właśnie robią. Cały nasz świat jest światem gospodarki rynkowej. Państwo nie jest z tego wyłączone, przeciwnie, jest elementem systemu. Wiara w to, że państwo może zmienić system, jest iluzoryczna, ponieważ to ono właśnie wiąże system społeczny oparty na własności prywatnej. Władza państwowa nie jest lekiem na gospodarkę rynkową.

To co lewica w tej sytuacji może zrobić?

Ważne jest polityczne myślenie. A należałoby je zacząć od przemyślenia sensu walki z kapitalizmem. Faktem jest, że gdy w 1989 roku polskie społeczeństwo obaliło realny socjalizm, to lewica pozostała bez korzeni. Z jednej strony było jej wstyd przyznać się do dziedzictwa PRL-u, a z drugiej półgębkiem wspominała o szkolnictwie, lecznictwie, awansie społecznym itd. Dowodem, że ten sentyment do PRL-u ciągle istnieje, jest niedawny film o Edwardzie Gierku. Lewica wraca do nadziei, że autorytarne państwo, kontrolowane przez elity, będzie zdolne rozwiązywać problemy społeczne.

Lewica traci, bo odwołuje się do czasów PRL-u?

Nie chodzi o sprawy historyczne. Problemem jest to, co powstało po upadku komunizmu, a powstał wszędzie w krajach postkomunistycznych mniej lub bardziej rozwinięty system państwowo-oligarchiczny, czyli taki, w których państwo obsługuje interesy grup oligarchicznych, zrasta się z nimi. Najbardziej skrajnym przykładem tego zrośnięcia się jest oczywiście Rosja. Ale jeżeli spojrzymy na Węgry czy na Polskę to na miniskalę i w tych państwach prym wiodą tak skonstruowane elity, które dzierżą władzę jednocześnie ekonomiczną i polityczną. Społeczeństwo w tak zorganizowanym państwie nie ma możliwości przeprowadzenia korekty politycznej.

To u nas są oligarchowie?

Oczywiście, że są. Chociażby szef PKN Orlen!

Daniel Obajtek jest oligarchą? Przecież on jest tylko wynajętym menedżerem. Czy oligarcha nie powinien posiadać na własność wielkiego majątku?

To jest myślenie tradycyjne.

A jakie jest myślenie nowoczesne?

W dzisiejszych czasach nie trzeba mieć własności, żeby zostać oligarchą. Większość oligarchów rosyjskich nie ma formalnego tytułu do własności, ale ma realny tytuł, żeby używać publicznych przedsiębiorstw do pomnażania swojego majątku. W Polsce też został zbudowany system silnego państwa, które kontroluje obywateli i jednym pozwala się bogacić, a innym nie. Obajtek jest w rzeczywistości współwłaścicielem Orlenu. Grupa społeczna, która jest skupiona wokół PiS, de facto czerpie zyski z własności państwowej. Na dodatek nie ma mechanizmów korygujących zachowania elity politycznej.

Jaka jest alternatywa? Sprzedać wszystkie przedsiębiorstwa i niech wartość będzie wyłącznie prywatna? Taka jest filozofia lewicowa?

Nie. Trzeba wypracować mechanizmy skutecznej kontroli nad państwem. Moim zdaniem walka o własność, walka o podział i zaspokojenie tych wszystkich potrzeb, o których mówiliśmy, rozstrzygają się w tym, jak kontrolujemy władzę polityczną. A nasza lewica mało o tym myśli, ciągle jest antybalcerowiczowska. Głównym problemem dla niej są prywatni właściciele lub światowe korporacje. Tymczasem we współczesnym świecie nad społeczeństwami ciąży czapa złożona z ludzi władzy i pieniądza. Oni są zespoleni i nieodróżnialni. Granica między byciem właścicielem a byciem urzędnikiem jest płynna. Jedynym realnym mechanizmem realizacji lewicowej agendy jest ciągła walka o kontrolę nad państwem.

Czytaj więcej

Marek Belka: Walka z inflacją musi boleć

Czy wybory nie są takim mechanizmem?

Nie. Wybory są fikcją nie tylko w Rosji czy na Węgrzech, coraz bardziej stają się takimi także w Polsce. Prezes Obajtek kontroluje całą sieć mediów lokalnych.

Od pół roku. W tym czasie nie było żadnych wyborów.

Ale kontrola nad telewizją publiczną trwa od 2015 roku. Teraz do tego doszła kontrola nad mediami lokalnymi. Do tego trzeba dodać język brutalnej propagandy, jakim władza komunikuje się ze społeczeństwem. To wszystko osłabia szansę na korektę poprzez mechanizm wyborczy.

A może nie chodzi o kontrolę nad państwem, tylko o mizerię myśli politycznej na lewicy czy szerzej całej opozycji? Potrafi pan powiedzieć, jaką Polskę proponuje Polakom lewica?

I z tym mam kłopot. Projekt PiS to jest projekt budowy silnego państwa narodowego, umocowanego w państwowym sektorze gospodarki i w dominującej partii politycznej. Partyjno-gospodarcza elita ma aspiracje zarządzania społeczeństwem. Raz jej instrumentem będzie polityka bardziej socjalna, a raz mniej, w zależności od możliwości. Lewica powinna wyjść poza tę logikę państwa narodowego – zarówno w dół, jak i w górę. Schodzenie w dół oznacza dotarcie do różnych grup społecznych zaangażowanych w różne projekty. Lewica powinna być samorządowa, a nie jest, co gorsza, nie widzi takiej potrzeby, choć we współczesnym świecie wiele spraw jest rozwiązywanych na poziomie miasta, wielkiego, ale także małej społeczności . Tym bardziej że na poziomie lokalnym dystans pomiędzy władzą a społeczeństwem jest mniejszy niż w przypadku relacji władza centralna – wyborcy. Lewica moim zdaniem powinna wykorzystać ten potencjał.

W jaki sposób?

Weźmy protesty kobiet związane z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego. Pojawiło się na nich sporo posłanek, ale nie było wystarczającej inicjatywy politycznej, żeby ten gniew jakoś zorganizować, nadać mu określony kierunek. Polityka nie polega na siedzeniu w Sejmie i zgłaszaniu kolejnych projektów ustaw, które zostaną odrzucone przez dominującą partię. Trzeba budować realne wpływy w poszczególnych grupach społecznych i organizować je do realizacji ich interesów. To mogą być dłużnicy, ludzie bez mieszkań, kobiety i wiele innych grup mających konkretne problemy. A drugi kierunek działań to jest oczywiście Unia Europejska. W moim przekonaniu współczesna polityka musi być realizowana na poziomie europejskim.

A konkretnie?

O polskich problemach trzeba myśleć w kategoriach europejskich. To oczywiście wymaga zmian samej Unii. Nie twierdzę, że polska lewica z jest w stanie wpłynąć na politykę całej Unii, ale dla mnie nie jest jasne nawet to, czy posłowie lewicy są za ściślejszą integracją państw UE, czy nie.

Mam wrażenie, że lewica jest za federalizacją, czyli za ściślejszą integracją.

Niby tak, ale wrażenie to za mało, a konkretów brak. Wojna w Ukrainie to świetny moment do podejmowania wielu inicjatyw na poziomie unijnym, np. powołania wspólnych sił zbrojnych. Dlaczego się tego nie robi, dlaczego nie rozbudować programu socjalnego Unii? Niepokoi mnie, że nam się wydaje, że wyzwania, przed jakimi stoi świat – klimatyczne, gospodarcze, imperialne – możemy rozwiązać w ramach jednego państwa i że każdy musi walczyć przede wszystkim o własny interes. To jest myślenie anachroniczne.

Lewica dwukrotnie rządziła po 1989 roku. Dlaczego nie skorzystała z szansy na realizację własnej wizji Polski?

Wydaje mi się, że w latach 90. możliwości wyboru były niewielkie. Na początku transformacji istniały różne więzi wspólnotowe – ruch Solidarność, który Leszek Balcerowicz wykorzystał do wsparcia swojej wizji transformacji, Kościół katolicki, który potem przez lata stracił swoją rolę wspólnotową. Istniał też żywiołowy kapitalizm, w którym każdy starał się zbudować swój osobisty awans. Wszystko to jakoś funkcjonowało. Tyle że ogromna grupa ludzi znalazła się poza jakąkolwiek wspólnotą. Zostali porzuceni przez Solidarność, przez Kościół, a w kapitalizmie im nie wyszło. Trzeba było z czymś do tych ludzi wyjść. Lewica postkomunistyczna, SLD, nie miała z czym, bo cały czas tkwiła w projekcie transformacyjnym. Poza tym ówcześni politycy lewicy sami wyrośli w systemie, w którym państwo wszystko kontrolowało i rozdzielało dobra. Dopiero Kaczyński odkurzył projekt państwa narodowego, takiego jak w XX wieku, głoszący, że jesteśmy wielką narodową wspólnotą i jest partia, która dba o interesy wszystkich.

To jaka powinna być odpowiedź opozycji?

Można rywalizować z PiS-em, przekonując – my jesteśmy lepszą partią narodową niż oni, ale to jest programowa i polityczna kapitulacja. Pewne wyjście z tej sytuacji widzę w młodym pokoleniu. PiS oparło swoje państwo na ludziach starszych, raczej biernych niż ofensywnych, i zaoferowało im zaspokojenie ich potrzeb oraz zapewnienie bezpieczeństwa. Teraz trzeba zbudować projekt adresowany do młodych, który nie będzie etatystyczno-narodowy, ale też nie będzie propozycją wyścigu szczurów. Może trzeba stawiać na minisolidarność w różnych grupach? Ale z całą pewnością lewica powinna umieścić polskie społeczeństwo w szerszym kontekście. Nie uważam, że jedyną przestrzenią wspólną ludzi jest państwo narodowe.

Jakaś mglista ta pana idea.

Uważam, że są inne przestrzenie wspólne, które mogą społeczności ubogacać i wprowadzać je na wyższy poziom. To jest trudny projekt, ale nikt nawet nie podejmuje próby, żeby go zbudować. Tymczasem PiS nie tylko zaproponowało koncepcję przestrzeni wspólnej, ale jeszcze potrafiło to zrealizować. Tak samo robi to Orbán i Putin. Generalnie musi być mit, musi być ambicja – realna lub wymyślona – i środki na politykę społeczną, żeby się uwiarygadniać programami socjalnymi. Dopóki jest dobra koniunktura, to wszystko się kręci, gdy koniunktura się psuje, to zaczynają się problemy i miejsce socjalu zajmuje wojna.

Myśli pan, że Jarosław Kaczyński wypowie komuś wojnę?

Nie (śmiech). Żeby zaczynać wojnę (nawet tylko polityczną), trzeba mieć potencjał. Wracając do przestrzeni wspólnej, wszystkie próby jej budowania opierają się na pewnym poziomie bezpieczeństwa, odwoływaniu się do znanych znaków i tradycji. Zatem ich twórcy patrzą w przeszłość. A ponieważ poczucie niepewności w świecie jest powszechne, to PiS odpowiedziało w ten właśnie sposób. Dziś ludzie, nie tylko w Polsce, nie skupiają się już wokół tradycji, którą w Polsce przez wieki uosabiał Kościół, ani wokół przeciwstawnej jej idei wolności. Trzeba zaoferować im osłonę na ciężkie czasy.

PiS ją oferuje.

Oferta PiS jest dość miałka, konserwatywna. Dlatego jestem rozczarowany, że lewica w taktyce politycznej zaakceptowała tę grę polityczną z PiS i zrezygnowała z próby reprezentowania tęsknot i nadziei młodszego pokolenia. PO właściwie postępuje tak samo jak PiS. Ma swój mit – awansu cywilizacyjnego związanego z transformacją – na którym została zbudowana. Ale to powoli przemija. PO i PiS swój czas mają już za sobą. Jest miejsce na nową ofertę. Na razie lewica jej nie wymyśliła – ani w Polsce, ani na świecie. Ale pewne jest, że trzeba podążać za emocjami wyborców. Polityka oparta na pomyśle, że lewica lepiej pomoże ludziom w ich codziennych kłopotach niż PiS, nie jest atrakcyjna.

Może lewica powinna podążać śladem europosłanki Sylwii Spurek, która wytycza całkiem nowe trendy w polityce, np. chce walczyć o zakaz hodowli zwierząt na mięso?

Nie chcę podpaść Sylwii Spurek (śmiech), myślę, że miałaby ona miejsce w lewicowej wspólnocie, gdyby ograniczyła swoje ambicje polityczne. Bez wątpienia jej projekt wyprzedza swoje czasy, nie sądzę, by mógł stać się głównym nurtem lewicowej polityki. Problem lewicy polega na tym, że jest skoncentrowana na poprawianiu państwa opiekuńczego, w ogóle nie wnikając w jego sens.

Czytaj więcej

Jan Rulewski: Europa musi pomóc Ukrainie

Czyli lewica jest tak samo anachroniczna jak PiS?

To pani powiedziała. Ale rzeczywiście uważam, że poprawianie półautorytarnego państwa jest mało nowoczesne.

W latach 90. budował pan projekt lewicy innej niż SLD, czyli Unię Pracy. Co poszło nie tak, że ten projekt się nie rozwinął?

Po pierwsze, było za wcześnie. W tamtych czasach nie było w społeczeństwie wiary, że w warunkach triumfującego kapitalizmu można budować jakąś alternatywę. Po drugie, Unia Pracy była pęknięta od samego początku i nieustannie się rozjeżdżała, tak samo jak jej elektorat. Głosowali na nią ludzie z sentymentu za PRL-em albo ludzie zanurzeni w pięknym śnie solidarnościowym. A nasz potencjał intelektualny, polityczny też nie był zbyt wielki. Mieliśmy 40 posłów, a nie zostawiliśmy po sobie ani śladu, ani mitu, ani nawet nazwiska. Karol Modzelewski był taką osobą, która się wyróżniała, ale on był trochę z boku. Nawet malutka PPS pozostawiła po sobie jakiś mit, a my nic. Mówię to z pewnym bólem. Może dlatego, że nie byliśmy widowiskowi, mówiliśmy „tak ale". Na pewno byliśmy partią transformacji, a jednocześnie opowiadaliśmy się za obniżeniem jej kosztów i to się chyba jakoś nie składało. Zresztą nowa polska lewica kontestuje transformację.

Chyba tylko partia Razem.

Ale to oni nadają ton i ideologicznie ciągną lewicę. Jednak co z tego, że odrzucają kapitalizm, skoro nie proponują w to miejsce nic innego.

Czyli lewicy potrzeba jakiegoś nowego wielkiego myśliciela?

Nie musi to być od razu Karol Marks (śmiech), ale jakieś nowe idee by się przydały. Aktywna polityka społeczna, o której ciągle mówi obecna lewica, to nie jest coś, co by budowało nowe horyzonty. Czy SLD, to co z niej pozostało, to jest lewica? Nie wydaje mi się. Leszek Miller ma zupełnie inny pogląd na świat niż Robert Biedroń. Co więcej, uważam, że Miller jest bardziej nowoczesny od Biedronia.

Jak to? Na czym polega nowoczesność Millera?

On rozumie politykę i myśli kategoriami problemów, które trzeba rozwiązać, a nie emocji, które trzeba wyrazić.

A Biedroń operuje głównie emocjami?

No tak, i buduje projekt PR-owy, którego jest centralnym elementem – jestem młody, elokwentny, energiczny, wszyscy za mną pójdą. Jedni pójdą, a inni nie.

Czytaj więcej

Mirosław Hermaszewski: Wszyscy czekają na pierwszy lot na Marsa

Zatem czy polska lewica w jej obecnym kształcie będzie obecna na scenie politycznej i czy jej obecność będzie miała sens?

Na przełomie wieków skończył się projekt transformacyjny, teraz kończy się projekt posttransformacyjny – ciepła woda w kranie PO i państwo PiS skupione na narodowym egoizmie i transferach socjalnych. Moim zdaniem obie te koncepcje się wyczerpały. A lewica, która jest zlepkiem różnych środowisk, przeżywa widoczny kryzys i raczej nie zaproponuje nowych rozwiązań. Jeśli PiS nie uda się kompletnie zablokować wyborczej zmiany politycznej, nowy projekt powstanie na gruzach obecnego układu politycznego. Jest wielu polityków o szerokich horyzontach, głównie na pograniczu lewicy i środowiska liberalnego, którzy mogą mu nadać dynamikę. Największy potencjał polityczny zdaje się mieć Rafał Trzaskowski, który już teraz z trudem mieści się w klasycznym projekcie platformerskim. 

Piotr Marciniak pPiotr Marciniak p

Politolog, lewicowy polityk i dyplomata. Współzałożyciel Solidarności Pracy, potem Unii Pracy. Były poseł, wiceprzewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych i nadzwyczajnej komisji lustracyjnej. W latach 2000–2005 ambasador RP w Mołdawii, potem konsul w Irkucku, zastępca ambasadora w Moskwie i konsul w Sankt Petersburgu. W Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego prowadzi jako nieetatowy pracownik wykłady o przemianach w Rosji po 1991 r.

 

Plus Minus: Czy zadaje pan sobie pytanie, co się dzieje z polską lewicą? Ostatni sondaż plasuje ją pod progiem wyborczym – 4 proc. poparcia.

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi