Mamy jednak też historyczne zaszłości z Ukraińcami, które kładły się cieniem na wzajemnych relacjach. Myślę przede wszystkim o rzezi na Wołyniu, ale była też akcja „Wisła", masowego wysiedlania całych ukraińskich wiosek.
Myślę, że ludzie są zmęczeni historyczną wojną polską-ukraińską. Pokolenia, które tego nie przeżyły, chcą się od tego odciąć. Uważają, że nie ma powodu, by z szaf wyciągać ciągle stare szkielety. Może dochodzi do tego przekonanie, że w kupie jesteśmy silniejsi – czyli razem z Ukraińcami będziemy odporniejsi na wszelkie zagrożenia. I taka jest zresztą nasza racja stanu wspierana przez państwo. Rząd, samorządy, organizacje pozarządowe bardzo porządnie się zachowują w tej sprawie i to udziela się ludziom. Wspominałem już o mojej podróży pociągiem pełnym uchodźców. Zaobserwowałem następującą scenę – konduktorka, która sprawdzała nam bilety, po jakimś czasie wróciła i przyniosła ukraińskiemu dziecku batonika. Widać było, że nie tylko współczuje uchodźcom, ale chce być też przyjazna. I to dzięki nastawieniu struktur państwa i mediów. Poza tym mamy taki sentyment rodem z książek Sienkiewicza do kozaków i stepów ukraińskich. Ta Ukraina zawsze nas nęciła. W przeszłości broniła nas przed Tatarami. A teraz walczy z innym barbarzyńcą. Warto mieć takich sąsiadów.
A czy Europa jest solidarna z Polską? Przy pierwszym kryzysie uchodźczym mówiono, że za jednego uchodźcę, którego nie chcemy przyjąć, powinniśmy zapłacić 200 tysięcy euro. Dlaczego teraz o takich kwotach się nie mówi?
(śmiech) No właśnie. Ale nam chrześcijanom nie wypada wyciągać ręki po pieniądze za miłosierdzie. Może ten obywatelski zryw to jest rekompensata za fakt, że w niektórych sytuacjach i my byliśmy zupełnie obojętni. Muszę przypomnieć, jak obojętnie patrzono na moją inicjatywę pomocy dla syryjskich dzieci. Proponowałem, żeby odpis podatkowy na organizacje pożytku publicznego powiększyć o 0,025 proc. na pomoc dla dzieci, które straciły ręce i nogi, żeby zbudować dla nich szpital za te pieniądze. PiS to odrzuciło.
Dlaczego?
Pani Beata Kempa była największym wrogiem mojego pomysłu. Twierdziła, że Polska wystarczająco pomaga Syrii, co było bzdurą. Zatem wobec Bliskiego Wschodu była obojętność. Może teraz reagujemy inaczej, gdy problem jest blisko nas. Ale te działania polityczne podważające człowieczeństwo Syryjczyków, Afgańczyków, Irakijczyków na białoruskiej granicy przytłumiły naszą energię solidarnościową. A trzeba było zrobić dla nich korytarze humanitarne, skoro chcieli iść dalej na Zachód. Myślę, że teraz są lepsze czasy dla solidarności i miłosierdzia. Ale skoro wspomniała pani o kryzysie uchodźczym w 2015 roku, to uważam, że wtedy też zabrakło naszej solidarności. Jestem pełen uznania dla burmistrza Lampedusy, który na maleńkiej wysepce przyjął 40 tysięcy uchodźców i jeszcze ich witał. Włosi w dobrze urządzonym kraju przyjmowali dziesiątki tysięcy uchodźców i to nie na chwilę, tylko na zawsze. My ciągle żyjemy w przekonaniu, że uchodźcy z Ukrainy nie są na zawsze. Zresztą przepisy przewidują rządową pomoc na dwa miesiące.
Ale w razie potrzeby pomoc może zostanie przedłużona.
I tu pojawia się pytanie, czy starczy nam kondycji jako społeczeństwu do długotrwałego pomagania. Jak długo hotelarze będą w stanie gościć uchodźców, jak długo samorządy dadzą radę? W Polsce wielu ludzi czeka na mieszkania socjalne, a teraz są one przeznaczane dla uchodźców. I to moim zdaniem będzie rodziło napięcia. Podobnie jak i sytuacja na rynku pracy. Ludzie zaczną się zastanawiać, czy Ukraińcy zastąpią ich w pracy. Już narzekają, że pensje nie rosną tak szybko, jak powinny, bo pojawiła się konkurencja na rynku pracy. Jak dotąd cena, którą płacą indywidualni Polacy za falę uchodźców wojennych, nie jest wysoka. Na razie kosztuje nas to tylko tyle, ile kawa, jedzenie, ubrania, woda, słodycze. To są tanie rzeczy. Ale mieszkanie, miejsce w przedszkolu czy u lekarza – to jest zupełnie inna sprawa. Na razie to zrozumienie, że trzeba ludziom pomagać, istnieje w naszym społeczeństwie. A jeżeli media i rząd umiejętnie to rozegrają, to Ukraińcy mogą stać się naszą szansą demograficzną, ale także szansą na odbudowę prawdziwej solidarności. W końcu to my wymyśliliśmy Solidarność i powinniśmy znowu ją rozpropagować na świecie.
Jan Rulewski
Kierował Solidarnością w Regionie Bydgoskim. Pobity przez MO w czasie głośnych wydarzeń bydgoskich (19 marca 1981). Internowany i tymczasowo aresztowany w stanie wojennym. Poseł i senator kilku kadencji.