Duży facet leje mniejszych

Zazwyczaj się nie zdarza, by adaptowano w kinie jeden cykl powieściowy w odstępie zaledwie kilku lat. Ponad trzech dekad potrzeba było, żeby Hollywood zapomniało o klapie „Diuny" w reżyserii Davida Lyncha i zainwestowało w adaptację prozy Franka Herberta według wizji Denisa Villeneuve'a. W końcu musi urosnąć jedno lub dwa pokolenia, które niezrażone dawniejszymi próbami z czystą kartą pójdą do kin, gwarantując twórcom sukces kasowy. Co innego telewizja.

Publikacja: 01.04.2022 17:00

Duży facet leje mniejszych

Foto: Prime Video

Tutaj nikt się nie przejmuje tym, czy jakaś książka była niedawno ekranizowana, czy nie. Rynek jest jak worek bez dna. Ta hossa telewizyjna i VOD się kiedyś skończy, ale już w tym momencie można by w zasadzie nie ruszać się sprzed telewizora, a i tak nie obejrzymy wszystkiego, o czym się mówi w towarzystwie i pisze w mediach. W związku z tym nieustannie potrzeba nowych scenariuszy – świeżych, ale mogą też być z recyklingu. Stąd też ośmioodcinkowy „Reacher". No bo dlaczego nie?

Czytaj więcej

Komu wolno protestować

Dwa filmy z Tomem Cruisem w roli Jacka Reachera z lat 2012 i 2016 na podstawie powieści Lee Childa, amerykańskiego kolosa prozy sensacyjnej, nie przyniosły tak obfitych zysków, jak choćby „Mission Impossible" z tym samym gwiazdorem w obsadzie. Niemniej, mając na uwadze gigantyczną popularność książek Childa, producenci z amazonowej platformy Prime Video uznali, że w ten pomysł warto zainwestować. Co widać gołym okiem, bo to chyba pierwsza tak szeroko promowana w Polsce produkcja Prime Video.

I chyba było warto. Nie dlatego, że powstało dzieło wybitne w swoim gatunku. To raczej telewizyjny średniak na czwórkę z plusem. Półkę wyżej niż seria typu „CSI: Nazwa dowolnego miasta". Ale też półkę niżej od takich produkcji, jak „24 godziny" (starsze) czy „Bodyguard" (nowsze). Pisząc, że było warto, miałem na myśli gigantyczny potencjał, jaki stoi za tą produkcją. Bo seria o byłym żołnierzu żandarmerii wojskowej, który metody tropienia zbiegów ma opanowane do perfekcji i wykorzystuje je już jako cywil, to telewizyjny samograj, niekończąca się opowieść, która ma już swoje 26 odsłon książkowych. Co powieść zmienia się przecież cel, towarzysze, wrogowie i sprzymierzeńcy, a przede wszystkim otoczenie. Trochę jak – nie przymierzając – w filmach o Bondzie. Bohater i metody działania (piącha w ryj) pozostają niezmienne. Zmieniają się tylko dekoracje, dziewczyny i pomocnicy, z których można pożartować.

W roli młodego emeryta (37 lat według powieści) doskonale się czuje Alan Ritchson. Na pozór typ kulturysty, ale też całkiem dobry aktor. Jego Reacher jest spokojny i kulturalny. Ma inteligentne spojrzenie, przyjemną powierzchowność i ciętą ripostę. Kiedy jednak zajdzie potrzeba albo ktoś go rozjuszy, roznosi wszystko jak byk. To także miłośnik bluesa, niezbyt przejęty takimi detalami, jak własny dom, rodzina, auto czy karta kredytowa. Przede wszystkim jednak Reacher to błyskotliwy detektyw, istny geniusz śledczy.

Serial Prime Video otwiera dopiero rysujący się na horyzoncie cykl, więc dostajemy przez osiem godzin seansu sporo informacji na temat samego bohatera – jego pochodzenia, doświadczeń i uwarunkowań. Jednocześnie zawiązuje się wyrazista fabuła. Reacher przyjeżdża do miasteczka w Georgii na południowym wschodzie Stanów Zjednoczonych. Na pozór bez celu, ale szybko się okazuje, że to nie był przypadek. Ktoś bowiem zabił jego brata, a jego – jako obcego w mieście – policja uznaje za podejrzanego. Starczy mu chwila, by zorientować się, że miasto jest przeżarte korupcją do cna i trzeba zrobić gruntowne porządki. Pomogą mu w tym inni „obcy" – nietraktowana poważnie młoda policjantka i czarnoskóry detektyw, który uciekł z Bostonu na prowincję, by zapomnieć o nieudanym małżeństwie. Nudzi się i marzy o śledztwie życia. Reacher mu to zagwarantuje.

Czytaj więcej

Wszyscy wiedzieli, jak się robi te

Miłośnicy gatunku będą zadowoleni. Serial nakręcony jest przezroczystym, telewizyjnym stylem zerowym. Aktorzy zostali obsadzeni celnie, scenarzyści nie zepsuli pierwowzoru i wyeksponowali humor, którego jest pod dostatkiem. Kto poszukuje wytchnienia w sensacyjno-kryminalnej rozrywce, nie powinien składać reklamacji. A jeśli podczas seansu na moment zajmiemy się czymś innym, to naprawdę nie ma potrzeby przewijać do tyłu. Nie będzie spojlerem (to raczej filar gatunku), kiedy zdradzę, że na końcu i tak Reacher wszystkim spuszcza łomot.

„Reacher", twórcy: Nick Santora i inni, dystr. VOD: Prime Video

Tutaj nikt się nie przejmuje tym, czy jakaś książka była niedawno ekranizowana, czy nie. Rynek jest jak worek bez dna. Ta hossa telewizyjna i VOD się kiedyś skończy, ale już w tym momencie można by w zasadzie nie ruszać się sprzed telewizora, a i tak nie obejrzymy wszystkiego, o czym się mówi w towarzystwie i pisze w mediach. W związku z tym nieustannie potrzeba nowych scenariuszy – świeżych, ale mogą też być z recyklingu. Stąd też ośmioodcinkowy „Reacher". No bo dlaczego nie?

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi