Jurij Andruchowycz: Zachód wreszcie przyznal nam rację, ale cena jest tragiczna

Nawet Stalin czy Lenin, choć słusznie uchodzą za katów Ukrainy, nie kwestionowali jej istnienia ani Ukraińców jako odrębnego narodu. Zwracali uwagę na podobieństwa, ale i na różnice naszych kultur. Putin idzie dalej. Szczyci się tym, że odbudowuje wielką Rosję - mówi pisarz i poeta Jurij Andruchowycz.

Aktualizacja: 20.03.2022 15:39 Publikacja: 11.03.2022 16:00

Jurij Andruchowycz: Zachód wreszcie przyznal nam rację, ale cena jest tragiczna

Foto: Agencja Wyborcza.pl, Agata Grzybowska

Plus Minus: Gdzie pan teraz przebywa?

Jestem u siebie, w Iwanofrankowsku, w Ukrainie.

I jak wygląda tam sytuacja?

Patrząc na to, co się dzieje w Ukrainie, można powiedzieć, że jest spokojnie. Główne działania wojenne jeszcze nas nie dotknęły. Mamy wielu uciekających z innych regionów, tych zbombardowanych, gdzie leje się krew i giną ludzie. W mieście jest sporo zewnętrznych oznak wojny, napięcia. Jest mnóstwo ludzi w mundurach: uzbrojeni żołnierze i policja, jest godzina policyjna. Dwa, trzy razy dziennie słychać alarmy powietrzne. To niestety nie regularne ćwiczenia, ale sygnały, że gdzieś namierzona została jakaś rakieta, którą udało się odstrzelić. Czasem wygląda to groźnie, bo zawsze na ten sygnał musimy schodzić do piwnic. Ale ludzie nie protestują, bo mają poczucie, że prezydent miasta wszystko ma pod kontrolą. Mamy z nim stałą łączność internetową.

Iwanofrankowsk stał się takim zapleczem wojny?

Tak. Mieszkańcy bardzo aktywnie włączają się w pomoc dla reszty Ukrainy. Organizujemy zbiórki, koordynujemy transporty do innych miast. Żywności, odzieży, leków. Staliśmy się też takim punktem logistycznym dla krajów Unii Europejskiej, skąd przychodzi pomoc. Tu na jakiś czas zatrzymują się uchodźcy, zwłaszcza kobiety z dziećmi i starsi ludzie, by dalej wyruszyć na Zachód. Tak wygląda sytuacja.

W „Dwunastu kręgach", jednej z najbardziej osobistych powieści, pisze pan o Ukrainie jako o krainie, gdzie „wszystko, czego sobie życzymy, o czym myślimy i czego się spodziewamy, z pewnością nam się przydarzy. Sęk w tym, że zawsze za późno i zawsze jakoś inaczej". To nadal aktualne?

Oj, niestety, tak. Widzimy, jak kraje Zachodu, cały demokratyczny świat nas wspiera. Nie tylko moralnie. Jak wspaniale stara się rozumieć to wszystko, co się u nas dzieje. Doceniamy wiece poparcia, w których biorą udział tysiące ludzi nie tylko z Europy. Ale tylko my wiemy, jaką cenę przychodzi nam za to zapłacić. Przecież w ciągu całych dziesięcioleci ja i moi koledzy mający żywy kontakt ze światem próbowaliśmy zwrócić uwagę na zagrożenia, które mogą dotyczyć nie tylko nas, bo lista jest znacznie dłuższa. O tym, że Rosja tak jest stworzona, że się nie uspokoi bez światowej afery na ogromną skalę. Miałem wrażenie, że Zachód nas wysłuchał, ale zamykał uszy i oczy, patrzył na te nasze opowieści jakoś sceptycznie. I teraz wprawdzie przyznano nam rację, ale cena staje się coraz wyższa i coraz bardziej tragiczna. W każdej chwili ktoś u nas ginie, ktoś umiera. Chodzi mi tu przede wszystkim o ludność cywilną, która cierpi niewyobrażalne tortury.

Metody, którymi posługują się żołnierze Putina, nie mieszczą się w żadnych regułach cywilizowanego świata. Oni nie potrafią walczyć z wrogiem. Terroryzują bezbronną ludność cywilną. Bombardują osiedla, przedszkola, domy starców, otaczają szpitale, blokując wyjazdy karetek do rannych. Ich metoda działania w tej wojnie to wyniszczyć co się da wszelkimi sposobami. Liczą na to, że w ten sposób Ukraina zostanie zmiażdżona, spłynie krwią, i nie będzie się już bronić.

Czytaj więcej

Aranżowała życie tak, by było piękne

W wystąpieniach Putina trudno o logikę. Bo jeśli twierdzi, że nie ma Ukraińców, są tylko Rosjanie, to znaczy, że zmusza Rosjan, by strzelali do swoich...

Mówi, że Charków i Kijów to miasta rosyjskie, a potem je niszczy. To maniak, który kontroluje świadomość całego społeczeństwa. Rosja ciągle siedzi w bańce informacyjnej, z której płynie tylko propaganda Putina. W przekazach nie pojawia się słowo „wojna". Rosjanie słyszą, że Putin bardzo skutecznie niszczy reżim neonazistowski, który zapanował nad Ukraińcami.

A myśli pan, że były prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz, wspierany przez Rosję, czeka na swój powrót?

Z tym Janukowyczem to jeden z najbardziej chorych pomysłów. Rosjanie ubzdurali sobie, że muszą zdobyć jakieś jedno z ważniejszych miast, by przywieźć tam Janukowycza i ogłosić prezydentem Ukrainy, zwierzchnikiem czy coś podobnego, ale wciąż im się to nie udaje. Ani w Charkowie, ani w Kijowie, bo liczyli przede wszystkim na te miasta. Teraz z większych miast zajęli tylko Chersoń, ale jakoś byłoby śmiesznie prezentować Janukowycza z Chersonia jako nowego prezydenta. Może więc pokażą go z terytorium Białorusi na jakimś blueboksie. Poinformują, że to jest nowy prezydent, który podpisuje z nami wszystkie niezbędne ustawy, umowy i przywróci pokój itd. Ukraińcy się pośmieją i będą kontynuowali walkę o swoją ojczyznę.

Wspomniał pan o poczuciu śmieszności. Z tym chyba Władimir Putin ostatnio ma problem.

Przykładów tej śmieszności jest coraz więcej. Ciekawą rzecz odkryły ostatnio nasze służby na zachodnich terenach Ukrainy. Natrafiły na sieć organizacji podziemnej, która w najbliższych dniach miała ogłosić powstanie czegoś, czemu nadano nazwę Republika Federacyjna Ukraina. W jej skład wchodziłby obwód lwowski, iwanofrankowski, czerniowiecki, zakarpacki i tarnopolski. Czyli miałaby obejmować pięć obwodów zachodniej Ukrainy. Taki „tworek" miał zerwać z Ukrainą i ogłosić swoją państwowość. Przekonywać, że „my do tej wojny nic nie mamy, kochamy pokój". Do takich metod zdolni są ludzie Putina. Gdyby pan widział tekst tej ulotki, czułby się pan zażenowany. Bo to świadczy o bardzo niskim poziomie intelektualnym tych propagandystów. I tego wywiadu, który tak naiwne i głupie rzeczy potrafi wymyślać.

Sądzi pan, że Putin wierzył w skuteczność swej propagandy i naprawdę myślał, że kijowianie będą witać kwiatami rosyjskich „wyzwolicieli"?

To zupełny obłęd. Putin wiedział, że będziemy stawiać opór, nie przypuszczał, że aż taki, a to przyjmowanie z kwiatami to miało być wytłumaczenie dla swoich. On ma świadomość, że na świecie nikt mu już nie wierzy, więc cała ta machina propagandowa skierowana jest na rosyjską stronę. Rosjanie jeszcze przez pewien czas będą mu jakoś wierzyli, bo konsekwentnie odcinani są już od wszystkich niezależnych mediów. Wszystkie rozgłośnie, kanały telewizyjne itp. w Rosji już zablokowali. Ostatnie filie Radia Wolna Europa, Deutsche Welle, BBC. Nie działa już Echo Moskwy, jedyna w Moskwie agencja, która była obiektywna, czasem wręcz opozycyjna, nie działa telewizyjny kanał Dożdż, wszystko zamknięte, wszystko pod cenzurą. A za szerzenie negatywnych informacji o armii rosyjskiej, nawet w sieciach społecznościowych, grozi do 15 lat więzienia.

To jakaś groteska.

Niestety, skuteczna, bo według badań opinii publicznej w Rosji 74 procent ankietowanych popiera tę wojnę i działania Putina. No cóż, zamknęli im też Facebook, Instagram, Twittera, czyli totalna izolacja informacyjna.

Zanim został pan znanym pisarzem, założył pan stowarzyszenie literackie Bu Ba Bu 1985 (Burleska Bałagan Bufonada), gdzie poprzez elementy gry, parodii i śmiechu niszczyliście kanon socjalistycznego reżimu. To musiało być nieznośne dla władz, bo władza z reguły nie ma poczucia humoru.

Staram się wystrzegać wszelkiego heroizmu, więc nie przeceniałbym roli naszego stowarzyszenia. Działaliśmy pod koniec lat 90., czyli w czasie, kiedy te nasze „wybryki" były bezpieczne, kiedy widać było, że system radziecki upada. Kontrola młodych poetów ze strony partyjniaków była już wtedy po prostu niemożliwa. Może przyczyniliśmy się do tworzenia świadomości wielu młodych ludzi. Może uczyniliśmy jakiś krok w sprawie kultury śmiechu.

Przekonaliście, że śmiech może być cenną amunicją i walczą nim ludzie, którzy o ważnych sprawach potrafią myśleć niezwykle serio. Mam nawet przekonanie, że obecny prezydent Wołodymyr Zełenski otrzymał dzięki wam kilka procent więcej głosów. Ukraina ma prezydenta, o którym mówi z podziwem cały świat. I pewnie trafi na koszulki, jak Che Guevara, ale raczej nie o to mu chodzi.

Zełenski stał się zupełnie innym człowiekiem 24 lutego. Jeszcze trzy dni wcześniej Putin wystąpił z bardzo agresywnym przemówieniem w rosyjskiej telewizji. Wyglądało to bardzo groźnie, wiedziałem, że zapowiada to agresję. Słyszałem szaleńca, który nie zostawiał żadnej szansy na kompromis. Był brutalny, nie ukrywał, że Ukraińców nie ma i nie powinno być na tym świecie. Długo czekaliśmy na odpowiedź naszego prezydenta, bo wiedzieliśmy, że zwołał radę bezpieczeństwa narodowego. Pojawił się po wielu godzinach. Przemówienie było krótkie i ograniczało się do wyśmiania wystąpienia Putina i jego sposobu postrzegania historii. Pomyślałem, że nasz prezydent nie wytrzyma tak ciężkiej próby, przed którą stoi. I nagle, 24 lutego, zdarzył się cud. Prezydent nabył charyzmy, mówił w sposób przemyślany, wszystkich ujął za serce swym opanowaniem, dojrzałością i odpowiedzialnością za każde słowo.

Czytaj więcej

Jan Bończa-Szabłowski: Barbara Krafftówna była stworzona do Gombrowicza

W Polsce pojawiło się nawet twierdzenie: W Ukrainie komik stał się poważnym mężem stanu, a w innych państwach Europy wielu poważnych mężów stanu okazało się komikami.

To bardzo trafne...

Myśli pan, że znajdzie się w Rosji jakiś Brutus, który zabije cezara?

Ta teza pojawia się ostatnio coraz częściej i bardzo w nią wierzę. W rosyjskiej tradycji nie jest to czymś nowym. Niestety, wątpię, że będzie to natychmiast. I pytanie: ilu jeszcze ludzi musi zginąć?

Putin wydaje się coraz bardziej podejrzliwy. Do rozmów siada przy coraz dłuższych stołach. Na jednym ze zdjęć sześć metrów dzieliło go nawet z jego ministrem spraw zagranicznych.

Pojawiają się spekulacje na temat jego stanu zdrowia, że w wyniku działania bardzo silnych leków stracił odporność. I byle mikrob może go zniszczyć. Bardzo boi się śmierci. Dlatego tak sieje tę śmierć w naszym kraju.

A o niepożądanym działaniu leków przypominać mu będzie zawsze twarz Wiktora Juszczenki. W Rosji, pana zdaniem, nadal aktualne jest pojęcie „homo sovieticus"?

Myślę, że powoli odchodzi do lamusa. Do dzisiejszej mentalności Rosjan lepiej pasuje określenie Russkij Mir. Sięga do mitów carskich, czasów Imperium Rosyjskiego. Cała prawda jest taka, że sowieccy przywódcy, nawet tacy jak Stalin czy Lenin, choć słusznie uchodzą za katów Ukrainy, nie kwestionowali jej istnienia ani Ukraińców jako odrębnego narodu. Zwracali uwagę na podobieństwa, ale i na różnice naszych kultur. Putin idzie dalej, nie identyfikuje się ideologicznie z Leninem ani ze Stalinem, tylko wręcz odnosi się do ruskiego cara takiego jak Piotr I czy Iwan Groźny. Szczyci się tym, że odbudowuje wielką Rosję. A te jego apetyty mogą być groźne.

Pamiętam początki Putina, kiedy Rosjanie mówili: „Po takim pijaku Jelcynie wreszcie jest ktoś, kto zrobi porządek". Pytanie tylko, czy o takim porządku myśleli.

Tak, oni byli szczęśliwi i nie mieli świadomości, że on wygrał wybory w czasie, kiedy wysadzono dwa budynki w Moskwie, za które obwiniono Czeczenów, i tym usprawiedliwiono rozpoczęcie drugiej wojny czeczeńskiej. Potem okazało się, że za tymi wybuchami najprawdopodobniej stoją służby specjalne, za którymi stał Putin. Natychmiast było więc widać, że doszedł do władzy ktoś, kto nie zatrzyma się przed żadną zbrodnią.

Dużym zainteresowaniem w wielu krajach cieszyła się pańska książka „Moja Europa". Napisał pan w niej: „jeśli miałbym wymyślić dla Europy Środkowej jakiś herb, to w jednym z jego pól umieściłbym półmrok, a w innym pustkę". Co pan przez to rozumie?

Ciężko mi to dziś komentować. To był rok 1999. Czas, kiedy lubiłem posługiwać się metaforą. Odnosiłem się do mrocznej historii terytorium, na którym przyszedłem na świat. Było ono miejscem śmierci i pustoszenia zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej wojny światowej. Nie miałem nigdy pewności, że tu na zawsze zapanuje pokój, a ludzie będą mieli poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji, satysfakcji. Co ciekawe, ten tekst pochodzi jeszcze ze świata przed Putinem. To bardzo ważne zastrzeżenie. Jeszcze o nim nikt nie wiedział. Oprócz paru ludzi. I tamten świat wyglądał bardziej optymistycznie, niż zaczął wyglądać z początkiem jego prezydentury.

Czytaj więcej

Jan Bończa Szabłowski: Dziady i baby

Istnieje w Ukrainie podział na proeuropejski Zachód i prorosyjski Wschód?

Teraz już nie. Nie wiem, czy oglądał pan mieszkańców miast, które jeszcze parę miesięcy temu były podzielone. Jak oni teraz z gołymi rękami wychodzą przeciw czołgom. I niosąc flagi Ukrainy, krzyczą na te czołgi, na tych żołnierzy: „Okupanci, do domu!". Badania socjologiczne wykazują, że 90 procent Ukraińców opowiada się po stronie integracji z Unią Europejską. I tego Putin nie przewidział. Ma tego świadomość. I dlatego jest taki wściekły.

Ma pan jakiś apel do Europy?

Tylko jeden. Bardzo prosimy o zamknięcie nieba nad Ukrainą. O strefę bezprzelotową. W ten sposób odbierzemy tak ważne dla Putina komponenty jego terroru. On terroryzuje z powietrza, bombarduje nasze miasta i wsie. Wiem, że państwa zachodnie mogą nam w ten sposób pomóc, ale wiem też, że ciągle boją się bezpośrednio dołączyć do tej walki, bo uważają, że od tego może zacząć się III wojna światowa. A tak naprawdę oni są już wciągnięci w tę wojnę. Europa jest już wciągnięta w tę wojnę. NATO w niej już faktycznie uczestniczy. I wiadomo, że na Ukrainie się nie skończy.

A zawsze myślałem, że jak już będę do pana dzwonił, to porozmawiamy o Brunonie Schulzu...

A wie pan, że ja też. Ale jeszcze porozmawiamy. Proszę być dobrej myśli.

Jurij Andruchowycz (ur. 1960)

Wielokrotnie nagradzany ukraiński pisarz, poeta i tłumacz

Plus Minus: Gdzie pan teraz przebywa?

Jestem u siebie, w Iwanofrankowsku, w Ukrainie.

Pozostało 100% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi