Bezos, Branson, Musk. Wyścig po kosmiczne pieniądze

Do latania na orbitę Elona Muska i Jeffa Bezosa skłoniła nie tylko ambicja. Wierzą, że eksploracja kosmosu może być bardzo zyskowna.

Aktualizacja: 30.01.2022 17:14 Publikacja: 28.01.2022 17:00

Space X Crew Dragon Endeavour zbliża się do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, kwiecień 2021 r.

Space X Crew Dragon Endeavour zbliża się do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, kwiecień 2021 r.

Foto: NASA/AFP PHOTO

Co ciągnie miliarderów w kosmos? Krótki lot Jeffa Bezosa, założyciela Amazonu, na pokładzie rakiety jego firmy Blue Origin, był dla niektórych jedynie sposobem na podbudowanie ego tego biznesowego potentata. Inni widzą w tych kosmicznych ambicjach przejaw dążenia do zdobycia jak największej sławy. Elon Musk, właściciel Tesli i SpaceX, wysyłając w stronę Marsa jeden z modeli aut, miał po prostu w tak niecodzienny sposób zareklamować swój sztandarowy produkt.

Tego typu sztuczki PR-owe wywołują jednak nie tylko zachwyt, ale też negatywne komentarze. Bezos był po tym porównywany w memach do Doktora Zło, karykaturalnego „bondowskiego" czarnego charakteru z filmu „Austin Powers". A ileż to gazów cieplarnianych jest emitowanych podczas startu rakiet Muska i Bezosa! I czy nie można by pieniędzy topionych w wyścigu kosmicznym przeznaczyć na biedne dzieci w Afryce lub wspieranie osób transpłciowych w sporcie? Przy okazji wypomina się miliarderom, że płacą zbyt małe podatki.

Są też jednak ludzie, którzy widzą w kosmicznych ambicjach miliarderów elementy altruizmu. Wysyłając swoje rakiety w kosmos, wytyczać mają drogę do postępu technicznego oraz transformacji ludzkości. Ziemia za kilka dekad może być już za mała dla naszego gatunku i trzeba się przygotować na migracje w obrębie Układu Słonecznego, a później, kto wie, może nawet po całym wszechświecie?

Niewątpliwie uczestnictwo w biznesie kosmicznym wymaga wizjonerstwa. Ale miliarderzy angażujący się w tę branżę nie robią tego z przyczyn czysto altruistycznych. Oczywiste jest, że kierują się własnym interesem finansowym. A to oznacza, że w podboju kosmosu widzą przede wszystkim znakomitą okazję biznesową. Okazję, którą mało kto wykorzystuje.

Czytaj więcej

Apple, Google i inni. Ideały porzucone w Chinach

Branża, która wystrzeli

Według szacunków banku Morgan Stanley, globalna branża kosmiczna w 2016 r. osiągała przychody warte około 350 mld dol. Z tego 113 mld przypadało na wytwarzanie sprzętu oraz infrastruktury naziemnej, 98 mld na telewizję satelitarną, a 84 mld na różnego rodzaju kontrakty rządowe. W 2040 r. sektor kosmiczny ma już wypracowywać około 1 bln dol. przychodu rocznie, z czego 412 mld ma przypadać na internet satelitarny. Mamy więc do czynienia z branżą mającą przed sobą wielkie możliwości rozwoju.

„Minęło już prawie pół wieku, odkąd ludzie zostawili swoje ślady na Księżycu. Od tego momentu ludzka eksploracja kosmosu koncentrowała się głównie na misjach załogowych na niskich orbitach okołoziemskich oraz na bezzałogowej eksploracji naukowej. Obecnie jednak poziom finansowania prywatnego, postępy w technologiach oraz rosnące zainteresowanie sektora publicznego coraz mocniej skłaniają do patrzenia ku gwiazdom. Łatwiejszy, mniej kosztowny dostęp do przestrzeni kosmicznej oferuje potencjalne okazje do wykorzystania na takich polach jak satelitarny internet szerokopasmowy, szybkie dostawy produktów oraz nawet ludzkie podróże kosmiczne. O ile większość niedawnych kosmicznych wysiłków eksploracyjnych była inicjowana przez grupę firm prywatnych, to powstanie szóstego rodzaju amerykańskich sił zbrojnych w 2019 r. – Sił Kosmicznych – wraz z rosnącym zainteresowaniem Rosji oraz Chin oznacza, że inwestycje sektora publicznego również mogą wzrosnąć w nadchodzących latach" – piszą analitycy Morgan Stanley.

Przyszłość w internecie satelitarnym widzi m.in. Elon Musk. Jego firma Starlink umieściła już na orbicie ponad 1,8 tys. satelitów mających zapewniać „kosmiczny" internet. Z jej usług korzysta blisko 150 tys. ludzi w 25 krajach. Na jesieni 2021 r. internet od Starlink stał się również dostępny w Polsce. Na razie „kosmiczne" są ceny tej usługi – ponad 2 tys. zł za sprzęt i abonament miesięczny wynoszący 449 zł. Złośliwcy wskazują więc, że z tej technologii będą korzystali u nas jedynie bogaci ludzie, którzy ukrywają się na odludziu przed skarbówką. Można jednak mieć nadzieję, że wraz z rozwojem technologii i powiększaniem się sieci satelitów dostarczających internet, ceny takich usług będą spadać. Analitycy Morgan Stanley szacują, że dzięki temu koszt internetu bezprzewodowego powinien spaść w przyszłości do 1 proc. obecnych cen. Internet satelitarny stanie się również konieczny ze względu na rosnący popyt na przesył danych, napędzany m.in. przez samochody autonomiczne oraz internet rzeczy.

Potencjał wzrostowy branży kosmicznej nie ogranicza się tylko do telekomunikacji. Technologie kosmiczne mogą być wykorzystywane również do szybszego przesyłania towarów, tworzenia substancji chemicznych przy zerowej grawitacji czy też do prowadzenia działalności górniczej – na planetoidach, a później na innych planetach i księżycach. W przestrzeni kosmicznej są na pewno zasoby, o które warto powalczyć. Sama tylko asteroida 16 Psyche, zaobserwowana po raz pierwszy w 2017 r., może posiadać w sobie złoża metali wartych 10 trylionów dolarów, czyli kilkanaście razy więcej niż wynosi obecnie całe ziemskie PKB. A podobnych „kosmicznych skał" czekających na „spieniężenie" mogą być co najmniej setki.

– Oczekuje się, że wykorzystanie zasobów kosmicznych przyniesie korzyści społeczno-gospodarcze w wielu obszarach. Po pierwsze spodziewane jest, że w latach 2018–2045 przemysł ten będzie generował przychody w wysokości od 73 do 170 mld euro rocznie, zatrudniał od 845 tys. do 1,8 mln pracowników oraz generował wzrost wydajności szacowany na 54 do 135 mld euro. Równie dobrze jednak może się to w ogóle nie wydarzyć. Drugi obszar obejmuje postęp technologiczny w takich dziedzinach, jak materiałoznawstwo, produkcja, wytwarzanie addytywne (jego przykładem jest druk 3D – red.), robotyka i analiza danych. Oczekuje się też, że eksploracja i eksploatacja kosmosu zmniejszy zależność od ograniczonych zasobów Ziemi. Nie można oczywiście pominąć korzyści związanych z rozwojem nauki i wiedzy, badań i edukacji – mówi „Plusowi Minusowi" Kacper Nosarzewski, partner w firmie badawczej 4CF Strategic Foresight.

Jego zdaniem, sięgnięcie po zasoby surowcowe znajdujące się na planetoidach, księżycach oraz innych planetach to wciąż bardzo odległa wizja. By ją zrealizować, trzeba pokonać wiele problemów technologicznych. – Przemysłowe operacje wydobywcze prawdopodobnie pozostaną jeszcze poza naszym zasięgiem przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Górnictwo pozaplanetarne wciąż nie może wystartować. Właściwie nic godnego odnotowania nie wydarzyło się w tej kwestii przez ostatnich kilka lat. Obecny okres jest czasem krytycznym dla rozwoju technologii oraz bardzo istotnym w sferze regulacyjnej – wyjaśnia Nosarzewski.

Jego zdaniem przyszłością jest sięgnięcie po księżycowe zasoby helu-3. Ów izotop może być wykorzystywany jako paliwo w reakcji fuzji termojądrowej. Pozwala na bardzo wydajne produkowanie czystej energii. Nie jest obecnie szerzej wykorzystywany w energetyce, gdyż jego ziemskie zasoby są bardzo małe. Szacuje się jednak, że te, które znajdują się na Księżycu, pozwoliłyby na zapewnienie energii dla naszej cywilizacji na następne 250 lat.

– Hel-3 to obecnie jedyny ekonomicznie opłacalny minerał do wydobycia z Księżyca, biorąc pod uwagę istniejące i przyszłe technologie oraz możliwości podróży kosmicznych. Mógłby zrewolucjonizować energetykę jako paliwo w reakcji termojądrowej. Jego zastosowania obejmują również medycynę (np. poprawa jakości zdjęć rentgenowskich) oraz bezpieczeństwo (np. wykrywanie ładunków bombowych). Nad wydobyciem helu-3 pracuje m.in. US Nuclear Corp. z krakowską Solar System Resources Corporation. Jednak prace znajdują się dopiero w pierwszej fazie, m.in. związanej z identyfikacją złóż, które zapewnią łatwą i ekonomicznie opłacalną eksploatację. Ponadto ekstrakcja lodu księżycowego i jego wykorzystanie jako wody pitnej i paliwa rakietowego do zaopatrywania baz, stacji, będzie tańsza niż transporty z Ziemi. Jest więc uważana za kluczowy krok do ewentualnej kolonizacji Księżyca i innych ciał pozaziemskich przez człowieka. Ten projekt również wymagał będzie wielu lat. Obecnie NASA przygotowuje się do zbadania wody księżycowej z bliska. Możliwość tankowania stałej bazy na Księżycu, satelitów czy statków kosmicznych na orbicie paliwem uzyskiwanym z wody księżycowej oznaczałaby miliardowe oszczędności. Wówczas byłoby możliwe też tworzenie magazynów paliwa, aby umożliwić astronautom długie podróże międzyplanetarne – dodaje Nosarzewski.

Czytaj więcej

Józef. Ostatni z dynastii

Ostateczna granica

Ambicje najbogatszych biznesmenów z naszej planety nie ograniczają się do dostarczania internetu przez satelity, paczek z orbity i wydobycia metali ziem rzadkich z asteroid. Oni snują wizję ekspansji kosmicznej całej ludzkości. Wizje rodem ze „Interstellara", „Star Trek" czy „Pamięci absolutnej".

– Myślę, że w przyszłości będziemy odwiedzać Ziemię, tak jak odwiedzamy Park Narodowy Yellowstone – powiedział Jeff Bezos w październiku 2021 r. podczas panelu dyskusyjnego zorganizowanego w Katedrze Narodowej w Waszyngtonie. Pytano go wtedy, kto jego zdaniem będzie wówczas mieszkał na Ziemi. Założyciel Blue Origin już wcześniej mówił, że w przyszłości ludzkość będzie żyła w koloniach rozproszonych po wszechświecie. – Jeśli wyjedziemy poza Układ Słoneczny, możemy mieć cywilizację liczącą bilion ludzi, a to oznacza tysiące Mozartów i tysiące Einsteinów – stwierdził Bezos w 2019 r. podczas prezentacji dotyczącej korzyści wynikających z ekspansji międzyplanetarnej. Taka migracja będzie absolutną koniecznością, gdyż Ziemia nie może dostarczyć nam surowców w ilości wystarczającej dla przyszłego rozwoju. Matka natura musi też odpocząć od uciążliwości tworzonych przez ziemski przemysł. – Musimy przenieść cały przemysł ciężki, cały trujący przemysł w kosmos – mówił właściciel Amazona w lipcu 2021 r.

– Dobrze, że istnieją wizjonerzy, którzy przedstawiają długoterminowe pomysły, nawet jeśli są one kontrowersyjne. Sam Bezos stwierdził, że osiągnięcie tego zajęłoby wiele dekad. Obecnie istnieje wiele przeszkód w materializacji tej wizji. Najpierw musielibyśmy poradzić sobie z wykorzystaniem zasobów pozyskanych w kosmosie (ISRU) oraz ogromnymi kosztami przenoszenia przemysłu do przestrzeni kosmicznej – komentuje jego wizję Nosarzewski.

Na początek Bezos chce więc zabrać się do budowania na orbicie prywatnej stacji kosmicznej. Będzie obsługiwała bogatych turystów oraz oferowała laboratoria dla firm chcących przeprowadzać badania nad nowymi produktami w zerowej grawitacji. Liczy na to, że stworzy w ten sposób miejsce do ciekawych eksperymentów, choćby dla przemysłu farmaceutycznego.

Elon Musk zamierza natomiast przejść do historii jako inicjator kolonizacji Marsa. Z jego zapowiedzi wynika, że w 2026 r. ma wysłać tam pierwszą misję załogową, a do 2050 r. przewieźć na Czerwoną Planetę milion ludzi. Powstanie w ten sposób marsjańskie samodzielne miasto. Oczywiście, jego budowniczowie będą mieć do pokonania wiele problemów nieznanych na Ziemi.

– W trakcie misji możesz umrzeć, do tego będzie niewygodnie i nie będzie tam żadnego dobrego jedzenia. Będzie to żmudna i niebezpieczna podróż, z której możesz nie wrócić żywy. Szczerze mówiąc, na początku pewnie zginie kilka osób – ostrzegał Musk w kwietniu 2021 r. W jego wizji, Mars ma jednak być terraformowany, czyli upodobniany do Ziemi. Początkiem tego procesu byłaby detonacja potężnych ładunków nuklearnych nad biegunami planety, by stopić istniejące tam czapy lodowe. Eksplozje uwolniłyby uwięzione w lodzie ogromne ilości dwutlenku węgla, co ociepliłoby atmosferę.

Właściciel SpaceX kreślił już wizję, w której „pod szklanymi" kopułami na Marsie będą pizzerie i kluby nocne. W kolonii mają nie obowiązywać ziemskie prawa, czyli ma ona być niepodległym bytem. Czy jednak będzie państwem kontrolowanym przez jedną korporację, a Musk dyktatorem podobnym do korporacyjnego władcy Marsa z „Pamięci absolutnej"? Czyżby SpaceX miała wejść w rolę, którą w przeszłości odgrywała Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska (więcej na str. 34–35 – red.)? Miliarder zapewnia, że w marsjańskiej kolonii będzie panowała demokracja bezpośrednia. Twierdzi też, że Mars będzie jedynie przystankiem do dalszej ekspansji ludzkości w Układzie Słonecznym i dalej w kosmos. Podczas jednej ze swoich prezentacji z 2016 r. przedstawił pomysł wysłania misji załogowych na Enceladusa (księżyc Saturna), Europę (księżyc Jowisza) i obiekty z Pasa Kuipera, czyli na obszar rozciągający się za orbitą Neptuna. W Pasie Kuipera znajduje się m.in. planeta karłowata Pluton, którą Musk proponuje zamienić w... skład paliwa dla statków kosmicznych. Pluton jako stacja benzynowa? Powinna się przydać, gdyż Musk chce, by ludzkość eksplorowała obiekty położone w Obłoku Oorta wyznaczającego granicę oddziaływania grawitacyjnego Układu Słonecznego.

Czytaj więcej

Mateusza Morawieckiego zmagania z rzeczywistością

Zarobić na zbrojeniach kosmicznych

Lukratywnym segmentem rynku kosmicznego może być również ten związany ze zbrojeniami. Nie powinno być to większym zaskoczeniem, gdyż programy eksploracji wszechświata, zarówno amerykański, rosyjski, jak i chiński, mają korzenie militarne. W czasie zimnej wojny budowano rakiety głównie po to, by dostarczały głowice nuklearne na terytorium wroga i wynosiły na orbitę satelity pozwalające dojrzeć, co knuje przeciwnik. Wojskowi wykazywali się w kwestiach kosmicznych sporym wizjonerstwem. W latach 60. całkiem na poważnie snuto więc wizje budowy baz wojskowych na Księżycu, a w latach 80. reaganowski program „Gwiezdnych wojen" tak wystraszył Związek Sowiecki, że przyczynił się do rozłożenia jego gospodarki na łopatki.

Obecnie siły zbrojne wielkich mocarstw są w dużym stopniu uzależnione od sieci satelitów szpiegowskich i nawigacyjnych. Oślepienie tych „kosmicznych oczu" jest logicznym pierwszym krokiem w ewentualnej przyszłej wojnie światowej. Mocarstwa muszą więc zająć odpowiednio silne pozycje w kosmosie.

Ich rywalizacja nie będzie się ograniczała do orbity. Newt Gingrich, były republikański przewodniczący Izby Reprezentantów, w swojej książce „Trump vs. China" twierdzi, że nowym polem bitwy stanie się przestrzeń cislunarna, czyli obszar położony wewnątrz orbity Księżyca. Generał marines James Cartwright określił ją jako bramę do Księżyca i przestrzeni wokołoziemskiej. Ten, kto ją kontroluje, ten kontroluje wszystko, co wylatuje z Ziemi na orbitę i z orbity na Ziemię. Jest więc panem kosmicznego pola bitwy. Zarówno USA, jak i Chiny powinny podejść do tej kwestii śmiertelnie poważnie. A to oznacza wysyp kontraktów dla prywatnych spółek współpracujących z siłami zbrojnymi.

Te kontrakty już są rozdawane. W 2020 r. firma SpaceX wygrała przetarg na dostarczanie na orbitę różnych tajnych ładunków dla amerykańskich sił kosmicznych. Przetarg ten opiewał na kwotę 316 mln dol. Równolegle kontrakt na podobne zadania, wart 337 mln dol., przyznano United Launch Ventures, czyli spółce joint venture Boeinga i Lockheeda Martina. Wiosną 2021 r. NASA przyznała SpaceX opiewający na 2,9 mld dol. kontrakt kosmiczny – za co została zaskarżona do sądu przez Blue Origin Bezosa, czyli spółkę ubiegającą się o to samo zlecenie. Jak widać, walka o kosmiczne pieniądze jest już bardzo ostra. Miliarderzy wiedzą, że te kontrakty są bardzo opłacalne.

Wyścig zbrojeń i będący jego częścią wyścig kosmiczny wielokrotnie stymulowały już rozwój technologiczny naszej cywilizacji. To dzięki niemu mamy patelnie pokryte teflonem, panele fotowoltaiczne, telewizję satelitarną, mleko w proszku czy nawigację samochodową w naszych telefonach. Rywalizacja mocarstw w kosmosie może przynieść nam kolejne technologie, które zrewolucjonizują telekomunikację, energetykę, transport, medycynę czy rozrywkę. Skorzysta na tym cała ludzkość, ale największe korzyści odniosą te firmy, które zaczną wdrażać owe przełomowe technologie. Wyścig kosmiczny i walka o panowanie nad przestrzenią cislunarną może wykreować nowe Microsofty czy Tesle. Zainteresowanie miliarderów kosmosem nie jest więc jedynie sprawą ich wybujałego ego. Swoje ogromne majątki zawdzięczają wizjonerstwu.

Jedyna droga dla świata

Ograniczone ziemskie zasoby prędzej czy później sprawią, że jedyną drogą rozwoju dla ludzkości będzie podbój kosmosu. Wizję taką snuł już w latach 60. sowiecki astrofizyk Nikołaj Kardaszow. Zastanawiając się, jak bardzo mogą być zaawansowane obce cywilizacje, wymyślił sposób ich klasyfikacji. W jego skali typ pierwszy zajmuje cywilizacja zdolna wykorzystywać energię całej planety. Typ drugi, cywilizacja mogąca wykorzystywać energię równą tej emitowanej przez Słońce. Typ trzeci, cywilizacja mogąca wykorzystywać energię całej galaktyki. Isaac Asimov, amerykański pisarz s.f., twórczo rozwinął jego teorię, dodając do skali nowe poziomy. Cywilizacja typu czwartego może wykorzystywać energię całej supergromady, a więc tysięcy galaktyk. Typ piąty to cywilizacja zdolna do wykorzystywania energii całego wszechświata. Zwolennicy teorii o istnieniu światów równoległych dodają do tego typ szósty, czyli cywilizację zdolną do wykorzystywania energii z wielu wszechświatów. Typ siódmy to „cywilizacja boska" zdolna do tworzenia i niszczenia wszechświatów.

Gdzie się znajdujemy na tej skali? Obecnie jesteśmy wciąż cywilizacją typu zerowego. A dokładniej jesteśmy gdzieś w pobliżu 0,72 na skali Kardaszowa. Tak przynajmniej wynika ze wzoru opracowanego przez amerykańskiego astronoma Carla Sagana. Oparł go głównie na wyliczeniach dotyczących tego, ile energii produkowanej jest rocznie na świecie. Według amerykańskiego fizyka Michio Kaku, około 2100 roku możemy stać się cywilizacją typu pierwszego, około 2800 roku cywilizacją typu drugiego, a za jakieś 10 tys. lat cywilizacją typu trzeciego. No cóż, mamy przed sobą jeszcze długą drogą, ale drobne kosmiczne kroczki Muska i Bezosa przyczyniają się do tego, że idziemy we właściwym kierunku.

Co ciągnie miliarderów w kosmos? Krótki lot Jeffa Bezosa, założyciela Amazonu, na pokładzie rakiety jego firmy Blue Origin, był dla niektórych jedynie sposobem na podbudowanie ego tego biznesowego potentata. Inni widzą w tych kosmicznych ambicjach przejaw dążenia do zdobycia jak największej sławy. Elon Musk, właściciel Tesli i SpaceX, wysyłając w stronę Marsa jeden z modeli aut, miał po prostu w tak niecodzienny sposób zareklamować swój sztandarowy produkt.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi