Koty są chyba całkowicie niekontrowersyjne. Można woleć perskie od syjamskich, można nie lubić czarnych albo rudych, ale nie słyszałam, by kociarze kłócili się między sobą na poważnie, dąsali czy obrażali. Nawet gdy jeden kot podrapie drugiego, właściciele nie reagują tak drastycznie jak właściciele gryzących się psów czy bijących się dzieci.
Ale tu już pojawia się pierwszy problem. Właściciele czy opiekunowie? A może członkowie rodziny? Kiedyś ktoś miał – posiadał – kota lub psa, znajdował go lub kupował. Ludzie dawali sobie w prezencie kocięta i szczenięta. Dziś mówi się o adopcji lub przysposobieniu, koty nie tylko mają już ludzkie imiona, ale też nie wypada nazywać kota kocim imieniem, takim jak Kicia czy Mruczek. Koty, w Ameryce w każdym razie, mają nazwiska, choć mają też wszczepione chipy – z numerami dla uboższych i z GPS-em dla bogatszych. Te ostatnie są prawdopodobnie wzorcem chipów, które, jak wierzą antyszczepionkowcy, instaluje się w nas za pomocą szczepionki, a nawet wacika wpychanego do nosa. Kotom to w każdym razie nie szkodzi, a raczej pomaga je odnaleźć, gdy uciekną/zgubią się/wybiorą wolność.
Czytaj więcej
Ten tekst jest poświęcony księdzu Mietkowi Puzewiczowi, duszpasterzowi osób wykluczonych w archidiecezji lubelskiej, osobie, która nauczyła mnie wiele dobrego i którego mam zaszczyt nazywać przyjacielem.
No właśnie: niby są członkami rodziny, ale w gruncie rzeczy są więźniami, niewolnikami? Nie mówię o kotach, które swobodnie wychodzą z domu i jeśli wracają, to można już wierzyć, że dokonały wyboru. Ale jak traktować kota, którego ktoś znalazł w krzakach, złapał, wymył, wykastrował, odrobaczył, sfotografował, a potem oddał komuś, kto podpisuje kilkanaście stron zobowiązań, przyjeżdża do schroniska z torbą, do której wpycha kociaka, zawozi do swego niewielkiego mieszkania, daje mu jedzenie, którego sam by często nie wziął do ust, stawia mu pudełko ze sztucznym piaskiem, głaszcze, pieści i cieszy się, gdy kotek go liże, i z czasem zaczyna z nim rozmawiać i opowiadać o nim, pokazywać jego zdjęcia i antropomorfizować wszystkie jego zachowania? O swoim dziecku czy o swojej żonie wypada powiedzieć na przykład, że jest głupia i czegoś – czy też niczego – nie rozumie. Kot może na ciebie patrzeć zupełnie bezmyślnie, a ty już się cieszysz, że on rozumie, on się dziwi, on podziwia, on myśli. Ale wystarczy, że otworzysz szerzej drzwi, a on już ucieka – donikąd albo do sąsiada.