Trudno usłyszeć go bowiem w elektronicznym miejskim popie posługującym się wokalami na pograniczu śpiewu i rapowania, z hiphopową dezynwolturą wchodzącym w relacje damsko-męskie. The Weeknd, Ty Dolla Sign czy u nas Smolasty to świetna wykonawczo, seksowna i zaczepna muzyka, która dla fanów i fanek Steviego Wondera czy Michaela Jacksona – a więc artystów, którzy R&B zrewolucjonizowali i uprościli – może być o dwa kroki za daleko.
Co ma zatem zrobić słuchacz czy słuchaczka, jeśli ma ochotę na coś bezpieczniejszego, mniej wyzywającego, ale jednocześnie chce obcować ze zmysłową muzyką na czasie? Tu rozwiązaniem jest Miętha, duet od 2019 r. rozrastający się w katalogu zasłużonej wytwórni rapowej (głównie, choć nie wyłącznie) Asfalt Records. To świeże. Ale jednak łączy się gdzieś z tym R&B, które nad Wisłą przynosił nam Bartek Królik z siostrami Przybysz. To, w którym blues w nazwie nie uwierał, a przynajmniej było wiadomo, dlaczego w niej jest.
Czytaj więcej
Sklejam się w kompletny kształt" śpiewa Natalia Szroeder na początku swojego drugiego albumu. Ten proces rzeczywiście nadal trwa, ale warto mu się przysłuchać już teraz.
Żeby nie było nieporozumień – produkcja słyszana na „36,6", trzeciej pozycji w dyskografii Mięthy, nie jest ani trochę retro. Najpóźniejszym odniesieniem u odpowiedzialnego za nią producenta AWGS-a wydaje się uczuciowe „Mamo", przypominające urokliwe kołysanki z późnego etapu kariery Timbalanda. W uszy rzuca się gdzieniegdzie sentyment do popularnej przed laty, wywodzącej się z południa Stanów „snap music", szytych minimalistycznie przebojów i pstrykających bębnów. „Czeka na mnie" jest z kolei karaibsko-latynoskie, w duchu tego, co zaproponowała na swojej płycie Young Leosia, tylko bardziej umiejętne.
AWGS lubi ostre dźgnięcia syntetycznego basu, zagęszczenie perkusji, ale też nie stroni od rozmyć i przestrzeni, sutej dawki marihuanowego kosmosu. Słychać po nim twórcę tyleż doświadczonego, co absolutnie jeszcze niewypalonego. Przepada za melodią, rozumie groove, co pozwala stworzyć doskonałe warunki dla drugiej połówki Mięthy, sporo młodszego wokalisty Skipa. Chemia między nimi dawała o sobie znać od pierwszych taktów debiutu. Nie zawodzi i tutaj.