Zielona polska jesień

To, co dziś oznacza termin R&B, może być pułapką. Rytm, który kryje się pod literą „R", to sprawa oczywista – był, jest i będzie. Ale to „B" jak blues? Tu trzeba wyobraźni albo muzykologicznego zacięcia.

Publikacja: 26.11.2021 16:00

Zielona polska jesień

Foto: materiały prasowe

Trudno usłyszeć go bowiem w elektronicznym miejskim popie posługującym się wokalami na pograniczu śpiewu i rapowania, z hiphopową dezynwolturą wchodzącym w relacje damsko-męskie. The Weeknd, Ty Dolla Sign czy u nas Smolasty to świetna wykonawczo, seksowna i zaczepna muzyka, która dla fanów i fanek Steviego Wondera czy Michaela Jacksona – a więc artystów, którzy R&B zrewolucjonizowali i uprościli – może być o dwa kroki za daleko.

Co ma zatem zrobić słuchacz czy słuchaczka, jeśli ma ochotę na coś bezpieczniejszego, mniej wyzywającego, ale jednocześnie chce obcować ze zmysłową muzyką na czasie? Tu rozwiązaniem jest Miętha, duet od 2019 r. rozrastający się w katalogu zasłużonej wytwórni rapowej (głównie, choć nie wyłącznie) Asfalt Records. To świeże. Ale jednak łączy się gdzieś z tym R&B, które nad Wisłą przynosił nam Bartek Królik z siostrami Przybysz. To, w którym blues w nazwie nie uwierał, a przynajmniej było wiadomo, dlaczego w niej jest.

Czytaj więcej

Pop na własnych warunkach

Żeby nie było nieporozumień – produkcja słyszana na „36,6", trzeciej pozycji w dyskografii Mięthy, nie jest ani trochę retro. Najpóźniejszym odniesieniem u odpowiedzialnego za nią producenta AWGS-a wydaje się uczuciowe „Mamo", przypominające urokliwe kołysanki z późnego etapu kariery Timbalanda. W uszy rzuca się gdzieniegdzie sentyment do popularnej przed laty, wywodzącej się z południa Stanów „snap music", szytych minimalistycznie przebojów i pstrykających bębnów. „Czeka na mnie" jest z kolei karaibsko-latynoskie, w duchu tego, co zaproponowała na swojej płycie Young Leosia, tylko bardziej umiejętne.

AWGS lubi ostre dźgnięcia syntetycznego basu, zagęszczenie perkusji, ale też nie stroni od rozmyć i przestrzeni, sutej dawki marihuanowego kosmosu. Słychać po nim twórcę tyleż doświadczonego, co absolutnie jeszcze niewypalonego. Przepada za melodią, rozumie groove, co pozwala stworzyć doskonałe warunki dla drugiej połówki Mięthy, sporo młodszego wokalisty Skipa. Chemia między nimi dawała o sobie znać od pierwszych taktów debiutu. Nie zawodzi i tutaj.

Czytaj więcej

Do puszczania po zmroku

Czy Skip śpiewa piosenki, czy raczej rapuje kawałki? Robi to i to. W jego pokoleniu nie ma potrzeby stawiania takich granic. Cechuje go młodzieńczość, która bywa zadziorna, jednak nie jest wulgarna ani przepojona buntem. Pogodne zazwyczaj usposobienie przekłada się na ciepłe, miejscami wręcz słodkie, wokale. Tyleż powściągliwe, co absolutnie naturalne. Czuć tu samouka, który ponarzeka trochę na wakacje spędzone w studiu, przy czym od razu wiemy, że kocha je tam spędzać. Swoboda łączy się z mnóstwem pomysłów na to, jak poprowadzić numery. Na płycie potrafią zwolnić – w jednej chwili wsłuchiwaliśmy się w rwący potok biurowej satyry z „Guilty Gucci", a niedługo potem dopada nas wystudzone „Nie chcesz wiedzieć", gdzie słów jest mało, za to emocji (i filtrów) dużo. Kompozycje przelewają się w siebie i żyją. Dopowiedzi i dośpiewywanki są zgrabne, fragmenty rozmów wtapiają się bez problemu, a refreny niosą. Ten w „100 nieodebranych" natychmiast przypomina, że choć wykonawcy są biali, to ich muzyka jest jednak czarna.

Czytaj więcej

Mata w McDonald’s – w czym właściwie problem?

Co ważne dla odbiorców nastawionych bardziej na rap, wokalistę da się złapać za słówka. „Nie mówimy słowa miłość, nie, wystarczą zęby na wargach" – to plastyczna, bezpretensjonalna impresja i Skip ma ich więcej w zanadrzu. Wie, że musi łapać chwile i wykorzystywać szanse, a jednak tańczy pijany (i umazany hot-dogiem) na progu dorosłości. I kiedy będzie chciał w nią pójść, można mieć pewność, że AWGS znajdzie na to odpowiedni muzyczny pomysł. „36,6" daje dziś jasny sygnał, że nie warto panów popędzać.

„36,6", Miętha, wyd. Asfalt Records

Trudno usłyszeć go bowiem w elektronicznym miejskim popie posługującym się wokalami na pograniczu śpiewu i rapowania, z hiphopową dezynwolturą wchodzącym w relacje damsko-męskie. The Weeknd, Ty Dolla Sign czy u nas Smolasty to świetna wykonawczo, seksowna i zaczepna muzyka, która dla fanów i fanek Steviego Wondera czy Michaela Jacksona – a więc artystów, którzy R&B zrewolucjonizowali i uprościli – może być o dwa kroki za daleko.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi