Pop na własnych warunkach

Sklejam się w kompletny kształt" śpiewa Natalia Szroeder na początku swojego drugiego albumu. Ten proces rzeczywiście nadal trwa, ale warto mu się przysłuchać już teraz.

Publikacja: 19.11.2021 16:00

Okładka płyty „Pogłos", Natalia Szroeder

Okładka płyty „Pogłos", Natalia Szroeder

Foto: materiały prasowe

Wokalistka sławna była już dawno, zwłaszcza gdy definiujemy popularność przez pryzmat mediów społecznościowych pompowanych treściami w stylu „przebierz się i śpiewaj cudze przed telewizyjną kamerą". Czas płynął, a dla młodej popowej gwiazdki jest on równie mało łaskawy, co dla młodego piłkarza. Pierwsza płyta ponad cztery lata po debiutanckim singlu z 2012 roku? Cóż, gdyby chociaż była przełomowa. A tu echem odbijało się jedno sformułowanie: „polski pop". I nie, że Brodka (też z małej miejscowości, też z muzykalnej rodziny i też ubabrana początkowo realiami naszego show-biznesu), raczej spóźnione o lata i mało kreatywne przekładanie patentów sprawdzonych za granicą w połączeniu z nadwiślańską rutyną wykonawczą i egzaltowanymi tekstami. W końcu nawet tytuł „NATinterpretacje" sugeruje, że odczytujesz cudze, zamiast wziąć się za swoje.

Tegorocznej, marcowej premierze singla „Powinnam?" towarzyszyło obiecujące oświadczenie. „Moje wytrwałe próby, by sprostać gustom i oczekiwaniom wszystkich, by nie rozczarować nikogo, nigdy nie kończyły się pełnym sukcesem" – pisała w nim. „Tak wspaniale jest czuć, że w końcu sama dla siebie jestem ekspertem. Że mam w sobie pewność i odwagę. I że nawet jeśli coś powinnam, to może po prostu nie chcę" – dodawała. Samo „Powinnam?" nie było idealne, ale zostało zauważone. Zremiksował je duet Flirtini, ważna marka elektronicznej muzyki środka. Natomiast gościnne występy z 2021 roku u boku Margaret czy Mięthy pokazały wiele: warsztat, błysk, naturalność, wyczucie chwili. Natalia potrafiła skraść uwagę.

Czytaj więcej

„Hip Hop Genealogia”, czyli rap do czytania

Oczekiwania wywindował przede wszystkim jej kolejny singiel, pokazane z końcem kwietnia „Przypływy". To już było naprawdę znakomite, bo zgadzało się wszystko – oszczędna produkcja nie przywalająca kruchej, ślicznej i w dodatku z maestrią rozwijanej kompozycji, rezonujący emocjonalnie tekst taty Natalii i wyczuwalna chemia z Ralphem Kamińskim, bo splotły się ich głosy w wyjątkową, delikatną całość.

Cała płyta może nie oczaruje, bo do tego potrzebowałaby równiejszego, zgrabniejszego pisania tekstów i pełniejszego, przy tym lepiej zbilansowanego wachlarza muzycznej ekspresji, jednak nie powinna też rozczarować. Kto od razu chce dać się ponieść głosowi Natalii, powinien zacząć od wykonanych do wtóru skromnej gitary, za to bardziej złożonych wokalnie „Późnych godzin". Albo od „1-2 X" i piosenki tytułowej, gdzie na wzór Jamesa Blake'a intymne kompozycje przeżera dyskretna elektronika, ale całą uwagę skupia na sobie artystka.

Całość produkuje Archie Shevsky, czyli Konrad Biliński, który odpowiadał za otwierający poprzednią płytę Szroeder „Domek z kart" i na szczęście przez pięć lat się rozwinął. Na „Pogłosie" jest kilka ciekawych pomysłów, na przykład zderzenie postrockowych gitar z mocnym synthpopowym pulsem w „Początkach" i „Poganiankach". Odważnie. W każdym razie odważniej niż w „Prosto" czy „pCukrze", numerach, które brzmią jakby Bartosz Dziedzic robił je dla Muńka, Podsiadły czy Rojka. I są równie skuteczne.

Czytaj więcej

Tytus de Zoo: Surrealizm dla dzieci

„Jakich hitów zabrakło na płycie?" – pytają podstępnie media. Żadnych. „Największa metamorfoza muzyczna w historii polskiej muzyki" – krzyczą z tytułów. Nieprawda. Szroeder ma prawo się uśmiechać, patrząc na leady i nagłówki. Właśnie wykonała krok w górę do lepszego muzycznego świata, gdzie taka pisanina cię nie dotyczy. Albo patrzysz na nią z góry.

„Pogłos", Natalia Szroeder, wyd. Warner Music Poland

Wokalistka sławna była już dawno, zwłaszcza gdy definiujemy popularność przez pryzmat mediów społecznościowych pompowanych treściami w stylu „przebierz się i śpiewaj cudze przed telewizyjną kamerą". Czas płynął, a dla młodej popowej gwiazdki jest on równie mało łaskawy, co dla młodego piłkarza. Pierwsza płyta ponad cztery lata po debiutanckim singlu z 2012 roku? Cóż, gdyby chociaż była przełomowa. A tu echem odbijało się jedno sformułowanie: „polski pop". I nie, że Brodka (też z małej miejscowości, też z muzykalnej rodziny i też ubabrana początkowo realiami naszego show-biznesu), raczej spóźnione o lata i mało kreatywne przekładanie patentów sprawdzonych za granicą w połączeniu z nadwiślańską rutyną wykonawczą i egzaltowanymi tekstami. W końcu nawet tytuł „NATinterpretacje" sugeruje, że odczytujesz cudze, zamiast wziąć się za swoje.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi