Katarzyna Łodygowska: Płód w tym kraju nie jest traktowany jak człowiek

Katarzyna Łodygowska, prawniczka: Płód w tym kraju nie jest traktowany jak człowiek. Mówi się ludziom, co mają czuć. Nie pomagają przepisy i interpretacje, które nie sprzyjają chowaniu dzieci utraconych na wczesnym etapie ciąży.

Publikacja: 29.10.2021 10:00

Katarzyna Łodygowska

Katarzyna Łodygowska

Foto: materiały prasowe

"Rzeczpospolita": Od lat walczy pani o prawo rodziców do pochowania dziecka utraconego we wczesnym etapie ciąży.

Prawo dzieli rodziców, którzy stracili dziecko na etapie ciąży, na takich, którzy mogą je pochować, nadając imię, i tych, którym na drodze stoi inna interpretacja przepisów. Ustawa o aktach stanu cywilnego rozróżnia urodzenie martwe i żywe. Karta martwego urodzenia jest potrzebna do uzyskania aktu urodzenia z adnotacją o urodzeniu martwym, który z kolei stanowi podstawę do formalności związanych ze zorganizowaniem pochówku, na podstawie którego przysługuje zasiłek pogrzebowy czy urlop macierzyński.

Żadne przepisy nie nakładają też na kogokolwiek – czy to lekarzy, czy rodziców – obowiązku zlecenia czy wykonania badania płci. Problem polega na tym, że wszelkie dokumenty, od karty martwego urodzenia po akty wydawane przez urzędy stanu cywilnego, zawierają rubrykę „płeć". Przez to niektórzy domagają się wykonania kosztownych badan genetycznych. A NFZ tego nie refunduje.

I tu zaczyna się problem, bo w niektórych przypadkach nie da się określić płci dziecka.

I to nie tylko dlatego, że jest ono za małe, by zdążyło wykształcić narządy płciowe, ale też dlatego, że matka czy personel medyczny nie zdążyli uchwycić jego szczątków. W przypadku poronienia na bardzo wczesnym etapie matki mogą stracić dziecko w toalecie, niekoniecznie szpitalnej. Również w przypadku poronienia indukowanego farmakologicznie, w szpitalu, personelowi zdarza się zapomnieć uprzedzić matkę, że powinna uchwycić szczątki dziecka, by potem móc je pochować. Jedna z moich klientek powiedziała mi: „Pani Kasiu, ja dopiero po fakcie zorientowałam się, po co oni mi dali tę kaczkę".

Ale nawet gdy dysponujemy szczątkami dziecka, określenie płci nie jest takie oczywiste. Materiał może być źle zabezpieczony.

Patomorfolodzy mówią, że czasem materiału jest za mało, by można było przeprowadzić takie badanie.

Możliwych sytuacji jest naprawdę sporo, ale nawet wtedy, gdy ciąża była potwierdzona, szpital czy lekarz prowadzący ciążę ma obowiązek wydać rodzicom kartę martwego urodzenia. Koszt badań w celu oznaczenia płci może wynieść ok. 400 zł. Tyle że te 400 zł to dla wielu osób kwota nie do przeskoczenia i muszą zrezygnować z godnego pożegnania swojego dziecka.

Co dzieje się ze szczątkami, u których nie określono płci?

W świetle prawa równoznaczne jest to z pozostawieniem ciała dziecka w szpitalu. Powinno wówczas zostać pochowane przez gminę właściwą ze względu na miejsce martwego urodzenia. Kłopot w tym, że wiele szpitali nie respektuje tego prawa i szczątki dziecka traktuje tak samo jak wycięty wyrostek – oddaje je do utylizacji. Ten proceder ujawnił niedawno opublikowany raport Najwyższej Izby Kontroli. Tymczasem rodzice, którzy z różnych względów nie zdecydowali się na urządzenie pogrzebu, mają prawo do poznania miejsca pochówku – adresu zbiorowego grobu. Z mojego doświadczenia wynika, że niewiele szpitali ma jasną procedurę postępowania w tym zakresie. Ale jest lepiej niż kiedyś.

Załóżmy, że rodzice chcą określić płeć dziecka i decydują się zapłacić za badania genetyczne. Co powinni zrobić?

Trzeba o tym pomyśleć już na etapie pobytu w szpitalu, do którego zrozpaczona matka trafia z objawami poronienia. Niezależnie od poziomu rozpaczy dostaje do podpisu wiele zgód, wśród których jest też dokument o zabraniu zwłok czy szczątków celem pochówku albo zostawieniu w szpitalu. Zdarza się, że w szoku kobieta podpisuje wszystko, nawet nie czytając.

W moim odczuciu takie sprawy powinny być omawiane z psychologiem, jeśli pacjentka ma takie życzenie. Powinna też mieć czas, by dokładnie przemyśleć tę decyzję. Tu jednak kłaniają się problemy systemowe – brak odpowiedniej liczby psychologów w szpitalach i wciąż lekceważące podejście do poronienia na wczesnym etapie. W dodatku planowe zabiegi w przypadku ciąży obumarłej wyznaczane są często na weekend, kiedy w szpitalach psychologów nie ma, nawet jeśli są dostępni w ciągu tygodnia.

Co, jeśli matka, która podpisała dokument o przekazaniu szczątków do utylizacji, chce jednak pochować swoje dziecko?

Bywa, że szpital odmawia jej wydania dziecka, twierdząc, że „przecież podpisała co innego". Takie kobiety dzwonią do mnie z pytaniem, czy coś się da zrobić. Tu zaczynają się schody, bo z mojego doświadczenia, potwierdzonego zresztą przez ostatni raport NIK, wynika, że szczątki są utylizowane, i to w o wiele większej liczbie przypadków, niż to ujawniono. Na szczęście coraz więcej placówek orientuje się, że powinny mieć podpisaną umowę z gminą na odbiór szczątków celem pochowania w zbiorowym grobie. Mam już gotowy wzór pisma, które wysyłam w takim przypadku. Proszę kobietę, by bardzo szczegółowo opisała mi, jak wyglądało przyjęcie do szpitala i jak przebiegały wszystkie procedury. Pytam, czy lekarz i położna jej się przedstawili, odnotowuję wszystkie błędy i naruszenia praw pacjenta. Następnie zestawiam to z tym, co szpital powinien zapewnić pacjentce zgodnie z rozporządzeniem w sprawie standardów opieki okołoporodowej. Gdy zwracam uwagę na naruszenia, szpital dochodzi do wniosku: „Dobra, wydamy tę kartę martwego urodzenia, żebyś nie poszła z tym dalej", i wyznacza termin odbioru szczątków.

W jakiej formie są one wydawane?

Na szczęście czasy, w których rodzice dostawali dziecko w słoiku, powoli odchodzą do lamusa, ale jeszcze w 2016 r. standardem było wręczanie ich w tym, co akurat było pod ręką. Dziś najczęściej rodzice dostają je w kopercie czy ligninie. Wszystko zależy od wielkości materiału. Ja mam inną optykę, przyzwyczaiłam się, że płód wydaje się w kopercie, ale rodzice są w szoku, że upragnione, czasami wyczekiwane przez kilka lat dziecko wręcza im się do ręki. To totalny brak szacunku. W celu oznaczenia płci często próbki do badania wypożycza się w tzw. bloczkach parafinowych, które często dostarcza do laboratorium... kurier. Części rodziców trudno się pogodzić z tym, że ich dziecko wędruje paczką kurierską. Tego wszystkiego można by przecież uniknąć. Kiedy spytałam autorkę bloga „Pani z Domu Pogrzebowego", która o śmierci opowiada z zachowaniem pełnego szacunku, jak często zakład pogrzebowy przyjeżdża do szpitala po szczątki poronienia, odpowiedziała, że w całej jej karierze zawodowej zdarzyło się to może dwa razy. To daje obraz sytuacji.

Nie pamięta pani żadnych wyjątków?

Zapadła mi w pamięć dziewczyna, której płód wydano w czerwonym pudełeczku. Zadzwoniła zachwycona, że w jej szpitalu jednak traktują dzieci z szacunkiem. Coś mi nie grało, więc zapytałam, czy ma siłę otworzyć to pudełeczko. Zrobiła to. W środku nie było nic. Sprawa trafiła do prokuratury, która odmówiła jednak podjęcia czynności, ponieważ chodziło o poronienie. Płód w tym kraju nie jest traktowany jak człowiek. Mówi się ludziom, co mają czuć. Nie pomagają przepisy i interpretacje, które nie sprzyjają chowaniu dzieci utraconych na wczesnym etapie ciąży.

Wśród części personelu medycznego panuje opinia, że chodzi o wyłudzanie świadczeń – zasiłku pogrzebowego czy urlopu macierzyńskiego.

Zasiłek pogrzebowy to refundacja kosztów poniesionych w związku z pogrzebem. Trzeba przedstawić fakturę i ZUS zwraca koszty do wysokości 4 tys. zł. Rodzice nie mogą więc zatrzymać tych pieniędzy dla siebie. Jeśli zaś chodzi o urlop macierzyński, to przysługuje on w wymiarze ośmiu tygodni po martwym urodzeniu dziecka. Jest to czas przeznaczony na cofnięcie się fizycznych zmian, jakie zaszły w ciele kobiety w związku z zajściem w ciążę. Jak można widzieć tutaj wyłudzenie? To stereotypy.

Co sprawiło, że zaczęła się pani zajmować prawami matek po stracie?

W 2015 r. zaszłam w ciążę mniej więcej w tym samym czasie co koleżanka z pracy. Ona jednak tę ciążę straciła, a ja po raz pierwszy w życiu miałam do czynienia z taką sytuacją. Wcześniej w ogóle nie przychodziło mi do głowy, że można nie urodzić dziecka, które nosi się w brzuchu. Nigdy w życiu się nad tym nie zastanawiałam. Kontakt z koleżanką się urwał, choć wiem, że bardzo mi kibicuje. Rozumiem, że może nie chcieć kontaktować się z osobami, które w jakikolwiek sposób przypominają jej o tej bolesnej sytuacji. Temat wrócił do mnie w inny sposób – zajmuję się prawem pracy i klientki zaczęły zadawać mi pytania na ten temat. W 2016 r. założyłam blog matkaprawnik.pl poświęcony temu problemowi, a w marcu 2017 r. napisałam artykuł, w którym dowodziłam, że sformułowanie „martwe urodzenie" powinno być zarezerwowane wyłącznie do celów sporządzania dokumentacji medycznej. Krytykowałam domniemanie, że przy poronieniu, czyli – do 21 tygodni i 6 dni – rodzicom nie przysługuje nic, a jak miną 22 tygodnie, to przysługuje im wszystko. Po tekście dostałam masę komentarzy. Zdarzały się też negatywne.

Jakie?

Że się nie znam, że jestem niedouczona i że powinnam wrócić na studia. To przekonało mnie tylko, że muszę walczyć o rodziców, którzy chcą godnie przeżyć żałobę po stracie dzieci. Podkreślam – tym, którzy chcą. Nie każdy tego potrzebuje, ale nikt nie powinien mówić ludziom, kiedy mogą poczuć, że są rodzicami. To od nich zależy, od kiedy czują, że to było dziecko. Trzeba dać im możliwość dokonywania wyboru. A żeby dokonać wyboru, trzeba przede wszystkim zdawać sobie sprawę ze swoich praw, które powinny być równe dla wszystkich. W tym przypadku tak nie jest. Choćby dlatego, że wartościuje się ciążę, jeśli chodzi o jej wiek i portfel rodziców.

Mec. Jolanta Budzowska, radca prawny reprezentująca poszkodowanych pacjentów, zauważyła, że niewydanie rodzicom karty martwego urodzenia ze względu na brak określenia płci jest naruszeniem praw pacjenta.

Dlatego niektóre szpitale stosują tzw. płeć serca – pytają rodziców, jakiej, według nich, płci było ich dziecko. To rozwiązanie humanitarne i w mojej ocenie niestojące w żaden sposób w sprzeczności z obowiązującym stanem prawnym. Choć niektóre szpitale boją się wpisywać niepotwierdzonych danych. Dlatego potrzeba zmian legislacyjnych, takich jak inicjatywa posłanki Razem Pauliny Matysiak, która skierowała do Sejmu projekt nowelizacji ustawy o aktach stanu cywilnego znoszący wymóg ustalania płci dziecka martwo urodzonego.

Myśli pani, że to zakończyłoby cierpienia rodziców?

Tego nie jestem taka pewna. Z przerażeniem stwierdzam, że do dawnych problemów w ciągu ostatniego roku doszedł kolejny – strach kobiet, które straciły dziecko, przed oskarżeniem o jego zabicie. Niedawno zadzwoniła do mnie matka, która 12 godzin wcześniej, będąc już w dziewiątym miesiącu, urodziła w szpitalu martwe dziecko. Pytała, co ma robić, bo lekarz oskarżał ją o to, że zbyt późno zgłosiła się po pomoc i tym samym doprowadziła do śmierci dziecka.

O rozmówczyni:
Katarzyna Łodygowska

Prawniczka, autorka bloga matkaprawnik.pl


"Rzeczpospolita": Od lat walczy pani o prawo rodziców do pochowania dziecka utraconego we wczesnym etapie ciąży.

Prawo dzieli rodziców, którzy stracili dziecko na etapie ciąży, na takich, którzy mogą je pochować, nadając imię, i tych, którym na drodze stoi inna interpretacja przepisów. Ustawa o aktach stanu cywilnego rozróżnia urodzenie martwe i żywe. Karta martwego urodzenia jest potrzebna do uzyskania aktu urodzenia z adnotacją o urodzeniu martwym, który z kolei stanowi podstawę do formalności związanych ze zorganizowaniem pochówku, na podstawie którego przysługuje zasiłek pogrzebowy czy urlop macierzyński.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS