To był upadek z wysokiego konia. Ledwie trzy miesiące temu, na szczycie przywódców G7 w Kornwalii, kamery uchwyciły, jak Emmanuel Macron obejmuje się z Joe Bidenem i dziarskim krokiem idą wzdłuż morza, co chwile wybuchając śmiechem. – Jesteśmy z powrotem, Ameryka jest z powrotem! – mówił chwilę później dziennikarzom amerykański prezydent. – Przywództwo oznacza partnerstwo – wtórował lubiący się popisywać swoją angielszczyzną Francuz.
Jednak już 15 września, na wiadomość, że Australia nie tylko zerwała wiążący ją z Francją „kontrakt stulecia" na dostawę 12 okrętów podwodnych, ale kilka godzin później zawarła alternatywne porozumienie z USA na dostawę amerykańskich jednostek o napędzie atomowym, francuski minister spraw zagranicznych Jean-Yves Le Drian mówił o „wbiciu noża w plecy", „zdradzie i oszustwie", i konkludował, że Biden niczym się nie różni od Donalda Trumpa. Dwa dni później Macron po raz pierwszy w historii wezwał francuskiego ambasadora w Waszyngtonie na konsultacje i odmówił udziału w dorocznej sesji ogólnej ONZ w Nowym Jorku.
Bariera wokół Chin
Do dziś trwa spór, czy faktycznie Francuzi zostali zawiadomieni o wolcie Australijczyków w ostatniej chwili. Media w Sydney i Melbourne twierdzą, że oficjele w Canberze od wielu miesięcy sygnalizowali wysłannikom z Paryża, że nie są zadowoleni z kontraktu. Francuzi mieli być jednak zaślepieni przekonaniem, że Zjednoczona Europa odgrywa zbyt dużą rolę w wielobiegunowym świecie, jaki chce zbudować Biden, aby Amerykanie mogli się zdobyć na podobny numer. Zresztą nie tylko oni. – Sposób, w jaki postąpili Amerykanie, to potwarz dla partnera z NATO! Bardzo podcina zaufanie, jakie dotąd żywiliśmy wobec Stanów – nie potrafi powstrzymać gniewu Christopher Heusgen, wieloletni doradca ds. zagranicznych kanclerz Merkel.
Na szali amerykańskich interesów alians z Paryżem waży relatywnie niewiele
Pojawienie się AUKUS (porozumienia, do którego poza USA i Australią dołączyła Wielka Brytania) potrafi wytrącić z równowagi nawet najbardziej opanowanych i doświadczonych dyplomatów, bo jest to rewolucja na geopolitycznej mapie świata. Nagle Unia, która nigdy nie porzuciła marzeń o przekształceniu się w wojskową i polityczną potęgę, federalne superpaństwo, została przecież skonfrontowana z brutalną prawdą: we wchodzącej w decydującą fazę rozgrywce między Ameryką i Chinami przypada jej rola biernego widza. Po brexicie Francja jest w końcu jedynym krajem Wspólnoty zdolnym do uderzenia zbrojnego w regionie Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego. W tej kluczowej części świata na stałe stacjonuje 7 tys. francuskich żołnierzy, a w departamentach zamorskich żyją 2 mln obywateli republiki. A mimo to Biden nie tylko nie zawahał się przekreślić ich „kontraktu stulecia" wartego przeszło 60 mld dol., ale nawet nie pofatygował się, aby uprzedzić o tym Francuzów, pozostawiając to niewdzięczne zadanie Australijczykom.