W latach 80., jako autor i reżyser kilkunastu dokumentów wyprodukowanych dla telewizji ZDF i współautor serialu „Alternatywy 4" o rozbuchanym ego zwróciłem się do Stanisława Lema z szalonym pomysłem. Zauroczony jego „Gruppenführerem Ludwikiem XVI" z tomiku „Doskonała próżnia" zaproponowałem autorowi adaptację tego tekstu na scenariusz filmowy.
Rozmowy prowadziliśmy korespondencyjnie, Lem przebywał w tym czasie na stypendium w Wiedniu, ja mieszkałem w Niemczech. Pierwsze, co mi napisał, to że pomysł jest bez sensu i że nie ma najmniejszych szans na realizację. Do takiej produkcji potrzebny byłby wielki producent hollywoodzki, a takiego nie mieliśmy. Jego dotychczasowe doświadczenia filmowe potwierdzały ten sceptycyzm. „Solaris" zrealizowany przez Andrieja Tarkowskiego miał jego zdaniem więcej z Dostojewskiego niż z niego, zadowolony był jedynie z 35-minutowego „Przekładańca" zrealizowanego w 1968 roku przez Andrzeja Wajdę.
Nie pamiętam, jak to się dokładnie stało, ale w końcu zgodził się, bym zaczął pracować nad scenariuszem. Wysyłałem mu kolejne fragmenty, a on początkowo z rezerwą, potem z coraz większym zaangażowaniem włączał się w proces tworzenia nowego dzieła. Jego listy były coraz dłuższe, zawsze pisane na rozklekotanej maszynie, z ręcznymi poprawkami, wysyłane w ciągu kilku dni. I nie były to listy grzecznościowe.
Wywiad przerywany biegunką
Lem chciał na przykład, by Gruppenführer Taudlitz w argentyńskim interiorze realizował swój dawno przygotowany plan, co ja z kolei uważałem za bardzo mało prawdopodobne. Lem pisał: