Bogusław Chrabota: Ikonoklazm. Pokusa szalonych umysłów

Zawsze wydawało mi się paradoksem, że ten pierwszy historyczny ikonoklazm nie całkiem się powiódł dzięki muzułmanom. Co prawda bizantyjscy cesarze dokładali wszelkich starań, by szał niszczenia ikon zmiótł je z powierzchni ziemi, ale nie doceniali ani ludzkiego przywiązania do świętego obrazu, ani powagi autorytetu Proroka. Zacznijmy od tego pierwszego.

Publikacja: 23.11.2018 18:00

Bogusław Chrabota: Ikonoklazm. Pokusa szalonych umysłów

Foto: Fotorzepa/ Maciej Zienkiewicz

Już sam sens ikonoklastycznej ortodoksji mijał się z zasadami teologii ikon. Oto bowiem w świecie greckiej wiary ikona nie jest jakimś tam profanującym świętość boskiego dzieła obrazkiem, a „sakramentalnym uczestnikiem istoty Boga", miejscem, gdzie Bóg jest obecny i dostępny dla ludzi, jest łaską Jego nieskończonego miłosierdzia, okazją, by „dotknąć poły Jego płaszcza". Te święte słowa o ikonach potwierdzały nie tylko sobory, ale odbijały się one ciepłym echem w sercach prostych ludzi. Dlatego ikony tak bardzo celebrowano, tak gorąco się od nich modlono. W nieprzeniknionych ciemnościach wieków wczesnych i średnich były po prostu promieniem z lepszego świata. Dowodem, że świętość może być dostępna w każdym miejscu i czasie. I nagle z samego serca imperium przychodzi niezrozumiały nakaz. Koniec z ikonami. Są złem, profanacją, trzeba je spalić.

Trudno sobie dziś wyobrazić skalę zdziwienia i przerażenia nakazami despoty. W wielu domach czy kościołach ikona była tym, co najważniejsze i najcenniejsze. Jakże więc ją rzucić na stos? A jednak potęga autorytetu cesarza była wystarczająca. Oba greckie ikonoklazmy, zarówno ten z VIII, jak i IX wieku były lojalnie zaakceptowane przez struktury Kościoła wschodu, a nakaz niszczenia świętych wizerunków wykonano skutecznie i powszechnie. Dlatego dziś taką rzadkością są boskie przedstawienia sprzed tamtej ortodoksji. Dlatego są tak cenne i tak poszukiwane. Jak przetrwały? Najczęściej dzięki staraniu prostych ludzi, którzy zamiast rzucić je w ogień, chowali te swoje ukochane święte obrazy w najprzemyślniejszych skrytkach. Okresy prześladowania trwały jednak długo. Przechowywane na strychach, czy w piwnicach deski z malunkami murszały i gniły. Niepodporządkowujących się władzy ludzi prześladowano i więziono. Kiedy więc ostatecznie otrąbiono koniec epoki zwalczania ikon, zostało ich niewiele i w nie najlepszym stanie.

Oglądałem kiedyś rzadkie egzemplarze ikon sprzed ikonoklazmu w muzeum cypryjskiego Pafos. Wystarczył rzut oka, by pojąć, że przetrwały jako okiennice czy drzwi. Pierwotnie zamalowane, potem oczyszczone, znów stały się przedmiotem kultu. Tak jednak przetrwały ikony ludowe, najprostsze. Arcydzieła z pałaców i bazylik pochłonął bezpowrotnie ogień. Jest jednak na świecie jeden wyjątek, sanktuarium, które oparło się szaleństwu ikonoklazmu i w którym przetrwały prawdziwe kanony dawnej sztuki. To słynny klasztor św. Katarzyny na Synaju, który w epoce szaleństwa cesarzy nie podlegał już jurysdykcji Konstantynopola. Został założony przez cesarzową Helenę, matkę Konstantyna Wielkiego w IV wieku. A 300 lat później stał się łupem Arabów. Ci jednak nie zniszczyli klasztoru, a nawet zagwarantowali mu ochronę. Na słynnym dokumencie zwanym Testamentem Mahometa, dokumencie gwarantującym nietykalność i zwalniającym klasztor z podatków widnieje osobisty podpis Proroka. Dla muzułmanów święty po dziś dzień. Właśnie dzięki tej gwarancji klasztor stał się dla ikon Arką Noego. Zwieziono do niego co ważniejsze dzieła, umieszczono w skarbcu. Ręka bizantyjskich cesarzy nie mogła tu po nie sięgnąć. Dzięki temu zbiegowi okoliczności możemy do dziś oglądać najstarsze arcydzieła. Kanonicznego Pantokratora, św. Piotra czy najstarsze przedstawienia Maryi.

Ikonoklazm szybko minął. Stał się przeszłością już w połowie IX wieku, ale do dziś trwa spór o jego źródła. Dla jednych jest echem zakazu przedstawiania żywych sylwetek pochodzącego ze świata islamu, inni wywodzą ortodoksję wprost z drugiego przykazania Dekalogu. Nie ma to dziś zresztą znaczenia. Ważne jest co innego. Ikonoklazm był nurtem zniszczenia. Wraz z tysiącami spalonych ikon ostatecznie zamknęła się epoka malarstwa hellenistycznego. Wielkiego malarstwa starożytnych Grecji i Rzymu, którego marne resztki możemy kontemplować, choćby w Pompejach. Po tym zaś całopaleniu, potrzeba było wieków, by karłowata, odrodzona sztuka znów doczekała się arcydzieł.

Jaka z tej historii nauka? Bo przecież ikonoklazm to nic wyjątkowego. Pojawia się w kolejnych epokach i nowych wcieleniach. Mamy z nim do czynienia i dziś, kiedy rzeczom czy instytucjom przypisuje się na chybił trafił atrybut absolutnego zła. To daje rzekome prawo fałszywym prorokom do radykalnej przebudowy zastanego świata. Rozpala się stosy, by spalić idee bądź instytucje. A kaci są zwykle prostakami. I nie wiedzą, ani oni, ani ich mocodawcy, że świat znów się odrodzi. Potrzeba tylko czasu.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Już sam sens ikonoklastycznej ortodoksji mijał się z zasadami teologii ikon. Oto bowiem w świecie greckiej wiary ikona nie jest jakimś tam profanującym świętość boskiego dzieła obrazkiem, a „sakramentalnym uczestnikiem istoty Boga", miejscem, gdzie Bóg jest obecny i dostępny dla ludzi, jest łaską Jego nieskończonego miłosierdzia, okazją, by „dotknąć poły Jego płaszcza". Te święte słowa o ikonach potwierdzały nie tylko sobory, ale odbijały się one ciepłym echem w sercach prostych ludzi. Dlatego ikony tak bardzo celebrowano, tak gorąco się od nich modlono. W nieprzeniknionych ciemnościach wieków wczesnych i średnich były po prostu promieniem z lepszego świata. Dowodem, że świętość może być dostępna w każdym miejscu i czasie. I nagle z samego serca imperium przychodzi niezrozumiały nakaz. Koniec z ikonami. Są złem, profanacją, trzeba je spalić.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi