Co nas czeka w nowym roku? Z pewnością więcej przepoczwarzeń niż przełomów, bo postęp techniczny dziś to częściej innowacja niż wielkie rewolucje. Te drugie ciągle się zdarzają, ale są rzadkie. Dlatego myśląc o przyszłości technologii, myślimy raczej o procesach i trendach. Nie zawsze oczywiście wiemy, czy zaowocują one w kolejnym roku, czy później. Wiemy jednak, że pewnym zjawiskom musimy się bacznie przyglądać. Oto subiektywny przegląd procesów, które w 2019 roku wpłyną na kształt cywilizacji.
Internety jak kotlety
Co o tym piszą w internetach? – pytamy, gdy chcemy zasięgnąć powierzchownej opinii na jakiś temat. Niestety, żartobliwa liczba mnoga słowa „internet" powoli przestaje być czymś zabawnym. Na naszych oczach globalny zbiór połączonych sieci komputerowych rozwarstwia się i rozpada na kawałki – a rok 2019 będzie tego świadkiem. Wszystko dlatego, że największe potęgi świata dojrzały zalety posiadania własnego „prywatnego" internetu – z własną infrastrukturą, swoimi zasadami, wyszukiwarkami i mechanizmami kontroli.
To koniec czasów, gdy internet był dziewiczą ziemią niczyją, a Amerykanie, którzy jako pierwsi globalnie go wdrożyli, korzystali z pełni strategicznej przewagi: to ich przeglądarki i wyszukiwarki (takie jak Google) zaczęły wpływać na to, co ładują sobie do głowy i duszy miliony internautów; to oni kontrolowali infrastrukturę i technologie, czuwając nad bezpieczeństwem danych, i wpływali na kierunek rozwoju sieci. Ale chociaż nam, ludziom Zachodu, to nie przeszkadzało (bo USA to sojusznicy Europy, o podobnych interesach i wartościach), to jednak potęgi takie jak Chiny czy Rosja od dekad zgrzytały zębami. I kombinowały, jak tu położyć rękę na choćby wycinku globalnego ruchu sieciowego. W końcu w ich rozumieniu internet to taka sama przestrzeń globalnej rywalizacji jak lądy, morza czy kosmos.
Dlatego właśnie dziś Rosja i Chiny próbują wygryźć z tej przestrzeni tyle, ile się tylko da: otwarcie sprzeciwiają się wartościom zachodnim, takim jak swobodny dostęp do informacji, i formują sieć na swoje autorytarne podobieństwo. Powołują się przy tym na takie hasła, jak „suwerenność informacyjna" i „bezpieczeństwo danych". W ramach tej strategii próbują też uniezależnić od pośrednictwa USA przyznawanie domen internetowych poprzez przeniesienie kompetencji Internetowej Korporacji ds. Nadawania Nazw i Numerów (ICANN) z siedzibą w Kalifornii na poziom ONZ. Oba kraje stworzyły też własne, kontrolowane przez służby wyszukiwarki internetowe (rosyjski Yandex i chiński Baidu), a także rozwijają własne przeglądarki i portale społecznościowe (rosyjski VKontakte, chiński WeChat) jako konkurencję dla zachodnich. Co więcej, zagranicznym firmom działającym na ich terytorium każą udostępniać kody źródłowe ich programów.
Rosja i Chiny inwestują też w infrastrukturę, bo przyjęły, że w budowaniu systemu władzy nad duszami liczy się nie tylko to, do kogo należą przepompownie informacji. Liczy się także to, z czyich części są „rury" w tych przepompowniach. Według ich kalkulacji własna infrastruktura dopełniałaby kontrolę nad obiegiem danych. Oba kraje cierpliwie idą w tym kierunku: Rosjanie mają już alternatywny wobec amerykańskiego GPS system geolokalizacji (GLONASS), a Chińczycy stworzą taki do roku 2020. Co więcej, Chińczycy już od 2006 roku posiadają Wielki Firewall – prawno-infrastrukturalny system kontroli sieci. W jego ramach każdy dostawca internetu w Chinach musi zatrudniać cenzora, który wpina się w ruch sieciowy i przeczesuje go w poszukiwaniu niepożądanych treści.