Józef Piłsudski miał asymetryczne dłonie. Prawa, większa od lewej, była – jak pisała jego żona Aleksandra – silna, nawet brutalna. Lewa – wąska, kształtna, o kobiecych niemal palcach, odzwierciedlała delikatną naturę Marszałka, zdolnego do okazywania najcieplejszych uczuć, szczególnie córkom.
„Dobrze, że mam same córki. Od syna wymagałbym z pewnością za wiele i trudno przypuszczać, abym się nie zawiódł" – mówił Piłsudski Zofii Zawiszance-Kernowej.
Była ona świadkiem zabaw Marszałka z córkami w Sulejówku w 1924 r. Łapał je, łaskotał, przewracał i obcałowywał na przemian. Miał twarz rozświetloną uczuciem. „Kładzie sobie Jagodę na kolanach i przytula ze szczególną czułością, powtarzając: – Moja – moja! Jakoś mnie to zawstydza niemal, że patrzę na taką scenę rodzinną, najpoufniejszą – a nie mam siły wzroku oderwać" – wspominała Kernowa po latach.
To dla córek, którym obiecał, że sprawdzi podczas wakacji w Rumunii, czy Morze Czarne jest czarne, Marszałek moczy przez godzinę niebieską wstążeczkę w wodzie i każe spisać protokół z doświadczenia.
Śmiać się naprawdę
Prawdziwą prywatnością cieszyli się Piłsudscy w Pikieliszkach nad jeziorem Żałosa. – Pani Jadwiga do końca życia traktowała Pikieliszki jako najczulsze, najsłodsze wspomnienie, które przechowała w sercu. Włóczyły się z ojcem, tam nauczył je pływać, specjalne dla nich obstalował łódź wzorowaną na syberyjskiej, którą, kiedy córki umiały już wiosłować, wspólnie wybierali się na raki – mówi Renata Jankowska, zaprzyjaźniona z Jadwigą Piłsudską- -Jaraczewską, współpracowniczka Muzeum Józefa Piłsudskiego.