Śmiech Stalina

W świecie, w którym nikt już nie wie, czym jest żart, nikt nie wie także, co zasługuje na powagę. Ale na żartach Milan Kundera zna się, jak wiemy, świetnie.

Publikacja: 15.05.2015 02:00

Śmiech Stalina

Foto: ria novosti/afp

We „Wspomnieniach" Nikity Chruszczowa można znaleźć opowieść o tym, jak to Stalin pewnego razu przechwalał się w gronie współpracowników swymi przewagami myśliwskimi. Wybrał się na polowanie i dostrzegł na drzewie 24 kuropatwy. Postanowił ustrzelić je wszystkie, ale pech chciał, że miał przy sobie tylko 12 naboi. Zabił więc połowę ptaków, poszedł do domu po amunicję, po kilku godzinach wrócił pod drzewo i wytłukł pozostały tuzin.

Chruszczow i pozostali koledzy nie bardzo wiedzieli, jak zareagować na tę nieprawdopodobną opowieść. Dopiero w toalecie przyszły następca Stalina ponoć zawył z wściekłości: „Łgał, łgał!". Jego kompani pluli z pogardą. Żadnemu z nich nawet nie przyszło do głowy, że gospodarz po prostu żartował. „Albowiem nikt wokół nie wiedział już, czym jest żart" – komentuje tę dziwną historię jeden z bohaterów najnowszej minipowieści Milana Kundery.

Najnowsza książka Kundery „Święto nieistotności" jest w gruncie rzeczy stustronicową medytacją nad przytoczoną na wstępie anegdotą Stalina. Przywódca ZSRR żartuje, ale żaden z jego słuchaczy nie potrafi docenić dowcipu. Taki Kalinin (ten od Kaliningradu) myśli zresztą tylko o tym, by zdążyć do toalety (jako że ma chroniczne problemy z utrzymaniem moczu). Stalin o tym wie – Stalin wie wszystko – więc specjalnie, dla żartu, przeciąga swoją opowieść. Tak długo, aż nieszczęsny Kalinin zlewa się w spodnie.

Kundera zawsze miał upodobanie do skatologicznego humoru. Załatwienie (lub niemożność załatwienia we właściwym miejscu i czasie) potrzeb fizjologicznych odgrywa istotną rolę w wielu jego utworach. W „Nieznośnej lekkości bytu" syn Stalina, więzień oflagu, rzuca się na druty pod napięciem, nie mogąc znieść upokarzających uwag oficerów brytyjskich, oburzonych niskim poziomem higieny osobistej współtowarzysza niewoli. Bohaterka „Żartu" podczas próby samobójczej połyka przez pomyłkę środek przeczyszczający. Znajoma pisarza („Spotkanie") dostaje biegunki, gdy dowiaduje się, że komunistyczna bezpieka odkryła, iż to ona użyczyła swego nazwiska pisanym przez niego dla chleba horoskopom (on zaś dostaje erekcji, słuchając dobiegających zza drzwi łazienki odgłosów wody spuszczanej w klozecie). Tak, autor „Żartu" niczym nas już nie zaskoczy. Trzeba zresztą powiedzieć, że jego ostatnia książka jest wręcz pruderyjna (nie licząc wstępnej medytacji na temat damskich pośladków – pociągających, gdyż obiecujących najkrótszą drogę do celu; „tym bardziej ekscytującego, że podwójnego").

Książka Kundery jest obrazoburcza pod innym względem. Przed kilkoma laty znany rosyjski prozaik Wiktor Jerofiejew napisał powieść „Dobry Stalin". Jej bohaterem był jego ojciec, radziecki dyplomata, a za młodu osobisty tłumacz Stalina. Wbrew tytułowi nie była to apologia „kremlowskiego górala", lecz (udana) próba rekonstrukcji świata, w którym Stalin był bogiem.

Milan Kundera (rocznik 1929) jest pogrobowcem tego świata, jednym z jego ostatnich żyjących świadków. I jest w tym coś poruszającego, że w książce będącej być może jego pożegnaniem z czytelnikami uczłowiecza boga swojej młodości. W finale powieści Stalin w stroju myśliwego ugania się z fuzją za Kalininem. I wali do niego śrutem na oczach zaskoczonych spacerowiczów w paryskim Ogrodzie Luksemburskim. „Sikanie w najsłynniejszym francuskim parku jest surowo zabronione!" – woła Stalin. I wybucha śmiechem, „i jest to śmiech tak wesoły, tak swobodny, tak zaraźliwy, tak niewinny, tak plebejski, tak braterski, że wszyscy wokół również zaczynają się z ulgą śmiać".

Gapie będący świadkami urzeczywistnionej fantasmagorii pisarza biorą bowiem ludojada i jego sługusa za aktorów bez angażu, dorabiających sobie podczas animacji kulturalnych. „Obaj ci faceci są genialni – powiada bohater książki. – Bezrobotni (...) Chcą być aktywni". To samo – bezrobocie – przytrafia się jego znajomemu, Kalibanowi. Ten aktor dorabiający jako kelner na przyjęciach dla żartu wymyślił kiedyś nieistniejący język i od tej pory udaje, że nie zna ani słowa po francusku. Ale jego sztuczny język nie robi na nikim wrażenia. Kaliban – tak jak Stalin – jest „aktorem bez publiczności"; więźniem żartu, na którym nikt się nie poznał. Dlatego, chcąc nie chcąc, musi wciąż udawać cudzoziemca, by nie wyjść na oszusta.

Egzorcyzmem, który pozwoli mu odrzucić i definitywnie pogrzebać fałszywą tożsamość, mógłby być tylko „wesoły, swobodny, zaraźliwy, niewinny, plebejski, braterski" śmiech Stalina. W ostatniej scenie generalissimus i jego przydupas ze szpicbródką (Kalinin), niczym Kubuś Fatalista i jego pan (nie ci z powieści Diderota, lecz z jej scenicznej wersji, napisanej przez Kunderę po inwazji sowieckiej na Czechosłowację), wsiadają do powozu, „po raz ostatni pozdrawiają publiczność, która zachwycona macha dłońmi, a chór dzieci intonuje tymczasem »Marsyliankę«". Po czym powoli oddalają się ulicami Paryża – donikąd. Gdyż koniec ideologii i utopii to zarazem święto nieistotności, kiedy to wszystkie wybory okazują się równie jałowe, a drogi pozbawione celu.

W świecie, w którym nikt już nie wie, czym jest żart, nikt nie wie także, co zasługuje na powagę. Kaliban nie wie, kim był Chruszczow, z kolei dziewczyna Alaina Madaleine „może kiedyś słyszała coś o Stalinie".

Wszystko to nie ma już żadnego znaczenia. Epokę żartu zastąpiła epoka nieistotności. Przeszłość mówi językiem, którego nikt nie rozumie. Językiem Kalibana. To ciekawy trop w tej powieści – właśnie taki sztuczny język, z przemyślaną gramatyką i pokaźnym zasobem słownictwa, wymyślił w epoce późnego Chruszczowa student praskiej politechniki Ivan Havel i nazwał go ptydepe. Ów język wykorzystał w przebojowej sztuce „Powiadomienie" (1965) jego brat Vaclav, późniejszy dysydent i prezydent. Kundera cenił ten utwór, uważał go za najdojrzalsze dzieło swego młodszego kolegi. „Te sztuki ukazywały świat, w którym słowa nie mają sensu albo mają inny sens, niż się wydaje, bądź też stały się zasłoną, za którą zniknęła rzeczywistość", pisał w 1979 roku. W tym czasie Havel był już w więzieniu, a Kundera na emigracji we Francji. Zarówno heroiczna postawa autora „Siły bezsilnych", jak i emigracyjna twórczość autora „Księgi śmiechu i zapomnienia" miały to samo źródło – chęć przywrócenia sensu i znaczenia własnej egzystencji. Paradoksalnie, było ono także źródłem ich poczucia humoru.

Bohaterem ostatniej powieści Kundery jest więc chyba owo błąkające się po świecie niczym Wolterowski Kandyd Znaczenie. Takie przez duże Z. Znaczenie, dla którego można umrzeć i zabić. W życiu bohaterów jego powieści (którzy zresztą zdają sobie sprawę z tego, że są jedynie jego wymysłem) nic nie ma znaczenia. Jeden z nich, by zyskać namiastkę sensu, wmawia otoczeniu, że cierpi na nieuleczalną chorobę. Inny zadręcza się rozmyślaniami o matce, która porzuciła go, gdy był dzieckiem.

Nadaremnie. W ich świecie jedynym sposobem na przezwyciężenie rutyny dnia powszedniego są (niczym w pogańskiej Grecji) weekendowe orgie (to prawdziwe święto nieistotności społeczeństw cywilizacji zachodniej).

Symbolem tego świata i tej zmiany jest według Kundery obowiązująca od początku tego tysiąclecia moda na spacerowanie z odkrytym pępkiem. „Rozpoznasz ukochane pośladki wśród setek innych. Ale nie da się zidentyfikować kobiety, którą kochasz, na podstawie jej pępka. Wszystkie pępki są podobne – powiada jeden z bohaterów książki. – Pod tym znakiem jesteśmy wszyscy bez wyjątku żołnierzami seksu i wpatrujemy się jak jeden mąż nie w ukochaną kobietę, lecz w małą dziurkę w brzuchu (...) która nie mówi nic o kobiecie, która go [pępek] ma, mówi o czymś, co nie jest tą kobietą".

Tym czymś jest „płód, oczywiście". Bohaterowie Kundery panicznie boją się rozmnażania, na ogół nie mają dzieci, a jeśli je mają, to są złymi rodzicami lub porzucają potomstwo. No dobrze, ale co to ma wspólnego ze Stalinem? Otóż dysydenci w ZSRR i innych krajach bloku wschodniego odkryli, że sposobem ocalenia własnej indywidualności jest samo ofiarowanie. Gnili w łagrach i więzieniach, nierzadko zapłacili za swoją postawę życiem, ale z pewnością nadali mu sens. Bohaterowie Kundery postrzegają taką postawę jako iluzję, co – zdaniem Havla – było wyrazem jego osobistego rozczarowania komunizmem. Kundera konsekwentnie sprzeciwiał się przyjęciu roli dysydenta, widząc w tym groźbę ostatecznego upolitycznienia swojej egzystencji.

Havel na dobrą sprawę nie miał innej biografii niż polityczna i intelektualna. Kundera z dwojga złego wolał nie mieć żadnej. Odrzucenie wszelkiego zaangażowania, zarówno w życiu publicznym (np. w politykę), jak i prywatnym (np. założenie rodziny), choć kuszące, jest jednak niczym innym, jak wyrazem utraty wiary w jakikolwiek porządek ontologiczny, czy to platoński, czy chrześcijański, czy wreszcie komunistyczny (także na Zachodzie – w końcu dziadek jednego z bohaterów książki wypisywał nad Sekwaną peany na cześć Stalina).

W tym sensie także najnowsza książka Kundery może być zaliczona do nurtu literatury rozliczeniowej, tak jak jego wcześniejsze, najlepsze powieści.

We „Wspomnieniach" Nikity Chruszczowa można znaleźć opowieść o tym, jak to Stalin pewnego razu przechwalał się w gronie współpracowników swymi przewagami myśliwskimi. Wybrał się na polowanie i dostrzegł na drzewie 24 kuropatwy. Postanowił ustrzelić je wszystkie, ale pech chciał, że miał przy sobie tylko 12 naboi. Zabił więc połowę ptaków, poszedł do domu po amunicję, po kilku godzinach wrócił pod drzewo i wytłukł pozostały tuzin.

Chruszczow i pozostali koledzy nie bardzo wiedzieli, jak zareagować na tę nieprawdopodobną opowieść. Dopiero w toalecie przyszły następca Stalina ponoć zawył z wściekłości: „Łgał, łgał!". Jego kompani pluli z pogardą. Żadnemu z nich nawet nie przyszło do głowy, że gospodarz po prostu żartował. „Albowiem nikt wokół nie wiedział już, czym jest żart" – komentuje tę dziwną historię jeden z bohaterów najnowszej minipowieści Milana Kundery.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi