We „Wspomnieniach" Nikity Chruszczowa można znaleźć opowieść o tym, jak to Stalin pewnego razu przechwalał się w gronie współpracowników swymi przewagami myśliwskimi. Wybrał się na polowanie i dostrzegł na drzewie 24 kuropatwy. Postanowił ustrzelić je wszystkie, ale pech chciał, że miał przy sobie tylko 12 naboi. Zabił więc połowę ptaków, poszedł do domu po amunicję, po kilku godzinach wrócił pod drzewo i wytłukł pozostały tuzin.
Chruszczow i pozostali koledzy nie bardzo wiedzieli, jak zareagować na tę nieprawdopodobną opowieść. Dopiero w toalecie przyszły następca Stalina ponoć zawył z wściekłości: „Łgał, łgał!". Jego kompani pluli z pogardą. Żadnemu z nich nawet nie przyszło do głowy, że gospodarz po prostu żartował. „Albowiem nikt wokół nie wiedział już, czym jest żart" – komentuje tę dziwną historię jeden z bohaterów najnowszej minipowieści Milana Kundery.
Najnowsza książka Kundery „Święto nieistotności" jest w gruncie rzeczy stustronicową medytacją nad przytoczoną na wstępie anegdotą Stalina. Przywódca ZSRR żartuje, ale żaden z jego słuchaczy nie potrafi docenić dowcipu. Taki Kalinin (ten od Kaliningradu) myśli zresztą tylko o tym, by zdążyć do toalety (jako że ma chroniczne problemy z utrzymaniem moczu). Stalin o tym wie – Stalin wie wszystko – więc specjalnie, dla żartu, przeciąga swoją opowieść. Tak długo, aż nieszczęsny Kalinin zlewa się w spodnie.
Kundera zawsze miał upodobanie do skatologicznego humoru. Załatwienie (lub niemożność załatwienia we właściwym miejscu i czasie) potrzeb fizjologicznych odgrywa istotną rolę w wielu jego utworach. W „Nieznośnej lekkości bytu" syn Stalina, więzień oflagu, rzuca się na druty pod napięciem, nie mogąc znieść upokarzających uwag oficerów brytyjskich, oburzonych niskim poziomem higieny osobistej współtowarzysza niewoli. Bohaterka „Żartu" podczas próby samobójczej połyka przez pomyłkę środek przeczyszczający. Znajoma pisarza („Spotkanie") dostaje biegunki, gdy dowiaduje się, że komunistyczna bezpieka odkryła, iż to ona użyczyła swego nazwiska pisanym przez niego dla chleba horoskopom (on zaś dostaje erekcji, słuchając dobiegających zza drzwi łazienki odgłosów wody spuszczanej w klozecie). Tak, autor „Żartu" niczym nas już nie zaskoczy. Trzeba zresztą powiedzieć, że jego ostatnia książka jest wręcz pruderyjna (nie licząc wstępnej medytacji na temat damskich pośladków – pociągających, gdyż obiecujących najkrótszą drogę do celu; „tym bardziej ekscytującego, że podwójnego").
Książka Kundery jest obrazoburcza pod innym względem. Przed kilkoma laty znany rosyjski prozaik Wiktor Jerofiejew napisał powieść „Dobry Stalin". Jej bohaterem był jego ojciec, radziecki dyplomata, a za młodu osobisty tłumacz Stalina. Wbrew tytułowi nie była to apologia „kremlowskiego górala", lecz (udana) próba rekonstrukcji świata, w którym Stalin był bogiem.
Milan Kundera (rocznik 1929) jest pogrobowcem tego świata, jednym z jego ostatnich żyjących świadków. I jest w tym coś poruszającego, że w książce będącej być może jego pożegnaniem z czytelnikami uczłowiecza boga swojej młodości. W finale powieści Stalin w stroju myśliwego ugania się z fuzją za Kalininem. I wali do niego śrutem na oczach zaskoczonych spacerowiczów w paryskim Ogrodzie Luksemburskim. „Sikanie w najsłynniejszym francuskim parku jest surowo zabronione!" – woła Stalin. I wybucha śmiechem, „i jest to śmiech tak wesoły, tak swobodny, tak zaraźliwy, tak niewinny, tak plebejski, tak braterski, że wszyscy wokół również zaczynają się z ulgą śmiać".